
Legia była o krok
Ostro było również w latach 80. Najostrzej w sezonie 1985/86, gdy najpierw prowadzona przez Jerzego Engela Legia rozgromiła Górnika u siebie 4:1, po bramkach Tomasza Arceusza (dwie), Andrzeja Buncola i Zbigniewa Kaczmarka. Przy Łazienkowskiej wydawało się, że to dobry prognostyk i stołeczny zespół (którego największą gwiazdą był wówczas Dariusz Dziekanowski - na zdjęciu) po 16 latach w końcu zatriumfuje w lidze.

Co było w pudełku po butach
Wiosną 3:0 wygrał jednak Górnik, a dwie bramki zdobył Jan Urban. Mistrzem Polski znów został zespół z Zabrza, a w Warszawie są tacy, którzy do dziś twierdzą, że tamto spotkanie zostało sprzedane. - Były jakieś historie o pudełku z butami (przekazany ponoć Andrzejowi Buncolowi. red.), ale tam faktycznie były buty. Każdy, kto oglądał ten mecz widział, że byliśmy zdecydowanie lepsi wspominał po latach bohater meczu, który po latach - już jako trener - doprowadził zespół ze stolicy do dwóch mistrzostw Polski (za drugim razem na spółkę z Henningiem Bergiem).

Komu pomagał sędzia...
Ostro było również wiosną 1994 roku, gdy oba zespoły spotkały się w Warszawie w meczu decydującym o mistrzostwie Polski. W tamtym spotkaniu również nie zabrakło kontrowersji, bo zabrzanie oskarżyli później sędziego Sławomira Redzińskiego o stronniczość, której dowodem miały być trzy czerwone kartki dla piłkarzy Górnika (Henryk Bałuszyński, Grzegorz Dziuk i Jacek Grembocki). Gospodarze ripostowali, że był to efekt wyjątkowo brutalnej gry gości. Dodawali, że bramka dla zabrzan padła po akcji, w której celny strzał Marka Szemońskiego (podawał Jerzy Brzęczek) poprzedził moment, w którym piłka wyszła na aut. Ostatecznie na 1:1 wyrównał Adam Fedoruk, a mecz zakończyli... kibice Legii, którzy błędnie zinterpretowali gwizdek arbitra (odgwizdał spalonego) i wtargnęli na murawę, rozpoczynając mistrzowską fetę.

Tytuł zdobyty w Zabrzu
12 lat później zdarzyła się sytuacja, że Legia zapewniła sobie (na kolejkę przed końcem rozgrywek) mistrzowski tytuł na stadionie Górnika, wygrywając 1:0 po bramce Piotra Włodarczyka. Prowadzoni przez Dariusza Wdowczyka goście mieli wówczas naprawdę mocną ekpię, że wymienimy jeszcze Edsona da Silvę, Dicksona Choto, Moussę Ouattarę, Rogera Guerreiro i Dawida Janczyka (wówczas jeszcze wschodzącą gwiazdę polskiej piłki), wspomaganych przez doświadczonych Cezarego Kucharskiego i obecnego trenera Legii Aleksandara Vukovicia. Mimo to bohaterem meczu został (obok Włodarczyka) fantastycznie broniący w końcówce Łukasz Fabiański.