To skomplikowane zdanie, wyjęte z forum fanów szybowcowego modelarstwa, jest czytelne dla bardzo wielu ludzi. A my mamy w tej grupie młodego reprezentanta Polski.
<!** Image 2 align=right alt="Image 149918" sub="Piotr Chmielewski jako jedyny w kadrze juniorów dysponuje elektronicznie sterowanym modelem. Na reprezentacyjne zawody będzie musiał zabrać cztery modele Fot. Archiwum Piotra Chmielewskiego">17-letni Piotr Chmielewski z Fordonu cierpliwie tłumaczy niuanse sportowego modelarstwa lotniczego, ale nader szybko traci się wątek, gdy o F1A ma się właściwie... żadne pojęcie. Po wrzuceniu do Googli tego hasła, najpierw wyskakują strony związane z bolidami Kubicy i spółki, a potem trafia się na gorącą wymianę zdań pomiędzy miłośnikami biegania po lotnisku z delikatnymi konstrukcjami. I tam właśnie poczytacie o termice, hakach, kominach, noszeniach i zegarach. Charakterystyczne jest to, że na tych forach spotykają się panowie w niemal każdym wieku (dziewczyn nie ma prawie wcale), nie tylko z całej Polski, ale i globu.
Światowe potęgi to Ukraina i Rosja. W kraju najmocniejsze są aerokluby z południa i wschodu. Ale w kategorii juniorów do trzyosobowej reprezentacji Polski wszedł właśnie uczeń Technikum Mechanicznego nr 1 w Bydgoszczy, podopieczny instruktora Wiesława Nowaczyka.
- F1A to swobodnie latające modele sterowane mechanicznie, szybowce o rozpiętości około 2,5 metra i minimalnej wadze 410 gramów - mówi Piotr Chmielewski. - Generalnie zasada jest podobna jak przy prawdziwym szybowcu: ważne są holowanie i lot.
<!** reklama>I tu zaczynają się schody, bo wszystko jest precyzyjnie ustalone. Trzeba nastawić zegarek modelu na maksymalny - ustalony przez sędziów - czas lotu, najczęściej 180 sekund. Startów jest siedem, rzecz polega na tym, by utrzymać się jak najdłużej w powietrzu, najlepiej właśnie trzy minuty. I tu zaczynają się czary. Każdy ma swój 50-metrowy hol, z którego w odpowiednim momencie samolocik trzeba wypiąć, ale nie każdy umie dobrze wyrzucić („strzelić”) model. A już dużą sztuką jest znalezienie odpowiedniego komina powietrznego, wyczucie bańki cieplejszego powietrza, która unosić będzie szybowiec.
- To wygląda czasem śmiesznie, gdy ekipa biega po lotnisku, by tę bańkę znaleźć. Jeszcze zabawniej jest, gdy na zawodach widać robiących to rozproszonych najlepszych zawodników, za którymi potem jak cienie idą inni. Nierzadko zobaczyć można ludzi, którzy próbują wymachiwać koszulkami, by zamieszać powietrze - mówi Piotr.
<!** Image 3 align=right alt="Image 149918" >Do pierwszej modelarni trafił pięć lat temu z tatą, pracującym w Wojskowych Zakładach Lotniczych nr 2 (sam zresztą uczy się w technikum w klasie o specjalności mechanik lotniczy). Sklejali szybowce podobne do dzisiejszych, ale w mniejszej skali.
- Tamta mechanika była jednak średniowieczna - śmieje się zawodnik. - Dziś pracuję z instruktorem, a modele kupujemy. Reprezentanci Polski muszą dysponować czterema - innej rozpiętości wymaga silny wiatr, innej zmienne warunki. Szybowiec zbudowany jest z włókna węglowego, jego mechanizm sterujący kiedyś mogłem regulować śrubokrętem, dziś robię to z laptopem.
Model, z którym Piotr pojedzie na sierpniowe mistrzostwa świata w Rumunii, będzie składany na Litwie z części sprowadzonych z Australii. Tylko jedno skrzydło kosztuje 300 euro, więc nieodzowna jest tu pomoc sponsorska. Pomagają WZL nr 2, pomaga absolwent „mechanika”, właściciel firmy „Promex”.
W kadrze Polski w jego kategorii są jeszcze koledzy z Krosna, Rudy Śląskiej i Gliwic. Do reprezentacji cierpliwie dochodzi się wyjazdami na zawody zaliczane do Pucharu Polski. Piotr Chmielewski swoimi wynikami zasłużył sobie na udział w zgrupowaniu w Suwałkach, skąd pojechali na Puchar Świata na Litwie i w Estonii. W litewskim Baltic Cup na 77 juniorów był siódmy. Podczas tych zagranicznych zawodów miał szansę zobaczyć w akcji absolutnego guru tej dyscypliny, Rosjanina Makarowa. - On jest genialny, wymyślił nawet swój profil skrzydła. Z 50-metrowej linki holowniczej potrafi wbić szybowiec na wysokość 99 metrów!
Fordonianin taki wyrzut porównuje do wystrzału w kosmos. Swój rekord wszechświata określa dziś maksymalnie na 70 metrów.
Z fizyki, oczywiście, miał świetne stopnie, bo bez znajomości jej tajemnic nie może być mowy o sukcesie. Aerodynamika, termika, oddziaływanie sił... - Równie ważne jest jednak przygotowanie kondycyjne - tłumaczy Piotr. - Trzeba siły do wyrzutu, trzeba kondycji, bo czasami powrót z miejsca lądowania modelu zajmuje godzinę.
Uczeń bydgoskiego „mechanika” nie narzeka jednak na ten wysiłek. Każdą chwilę po szkole spędza na terenie Aeroklubu Bydgoskiego. Nie ma głowy do innych zajęć. Zapala się, gdy zaczyna opowiadać o swojej pasji. I trudno nie wyobrazić sobie ładnego obrazka, który maluje: szybowiec opadający jak liść klonu... I trudno się wtedy dziwić tym gorącym dyskusjom w Internecie: „po co serwo do haka” i „jak ma być uruchamiany determalizator?”...