Decydujący mecz odbył się w Poznaniu, a jego gospodarzem była... Unia Leszno. Ale o tym na końcu.
Wspominając pierwszy tytuł bydgoskiego żużla warto cofnąć się do przełomu 1954 i 1955 roku. Wówczas zlikwidowano ligę zrzeszeniową i ze startów nad Brdą zrezygnował Eugeniusz Nazimek, który wrócił do Rzeszowa. Działacze Gwardii, mający spore możliwości (etaty w milicji, mieszkania), postanowili działać. Do Bydgoszczy udało im się sprowadzić braci Norberta i Rajmunda Świtałów oraz Mieczysława Połukarda. To trio, wraz z miejscowymi: Bolesławem Boninem, Zbigniewem Raniszewskim i Janem Malinowskim, to był - jak na ówczesne czasy - prawdziwy zespół marzeń.
Na początek (22 maja) dream team znad Brdy rozgromił w Warszawie CWKS 41:10. W drugiej kolejce Gwardia podejmowała Kolejarza Rawicz, który na inaugurację sensacyjnie wygrał na wyjeździe z Unią Leszno, 6-krotnym z rzędu mistrzem kraju. Tym razem niespodzianki jednak nie było, a bydgoszczanie pewnie triumfowali 33:19.
Tydzień później Gwardia udowodniła swoją wyższość nad wrocławską Spartą, wygrywając na torze Stadionu Olimpijskiego 32:21.
Cztery dni po triumfie w stolicy Dolnego Śląska pozbawiła złudzeń nieźle radzących sobie wcześniej warszawskich Budowlanych i to na wyjeździe (30:24). Bohaterem meczu rozgrywanego 9 czerwca w Boże Ciało był niepokonany**Zbigniew Raniszewski - 9 pkt (3, 3, 3).**
Już trzy dni po konfrontacji w stolicy, Gwardia podejmowała Spartę i wygrała 34:19. Na półmetku zmagań bydgo-szczanie mieli komplet punktów i przewodzili tabeli.
6. kolejka niczego nie zmieniła. Gwardia pokonała u siebie CWKS Warszawa 39:15, a drepczący jej po piętach Kolejarz Rawicz po raz drugi rozprawił się z Unią Leszno.
10 lipca w Rawiczu doszło do spotkania na szczycie. Szczególnie ekscytująco zapowiadały się pojedynki najlepszego wówczas polskiego żużlowca Floriana Kapały z bardzo wyrównaną ekipą przyjezdnych. Dodatkowego smaczku przydawał fakt, że bracia Światałowie jeszcze nie tak dawno jeździli z plastronami Kolejarza. Na stadion przybył chyba cały kilkunastotysięczny Rawicz.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE >>>
Po sześciu wyścigach gwardziści prowadzili 19:15. Przełomowa okazała się kolejna odsłona, w której upadł Połukard, a miejscowi wygrali 5:1. Ostatecznie miejscowi triumfowali 30:24 i zrównali się z bydgoszczanami w tabeli.
Po siódmej kolejce żużlowy serial ligowy, który dotychczas mknął niczym ekspres, gwałtownie wyhamował. Na kolejne emocje kibicom w Polsce przyszło czekać blisko 2 miesiące! Takie przerwy były wówczas codziennością. Nikt nie liczył się z publicznością, bowiem stadiony i tak wypełniały się niemal do ostatniego miejsca. Żużel wspinał się na szczyty popularności nad Wisłą.
Po meczach rozegranych 4 września w tabeli zachowano status quo - Gwardia pokonała u siebie Unię Leszno, a Kolejarz odprawił z kwitkiem Budowlanych z Warszawy. W przedostatniej serii spotkań bydgoszczanie, nie bez trudu pokonali na własnym torze, Budowlanych 28:25. Informacją dnia była jednak porażka Kolejarza we Wrocławiu. Stało się jasne, że wyjazdowa wygrana w ostatniej kolejce z Unią Leszno (25 września), da Gwardii tytuł, bez względu na wynik starcia rawiczan w stolicy z Budowlanymi.
Na ostatni mecz sezonu 1955 gwardziści udali się do... Poznania. Dlaczego? Ano dlatego, że stadion Unii Leszno został zamknięty po chuligańskich ekscesach, do których doszło 12 czerwca po zremisowanym przez miejscowych spotkaniu z Budowlanymi Warszawa. Unia musiała więc korzystać z gościnności stolicy Wielkopolski.
Unia tanio skóry nie sprzedała (Andrzej Krzesiński, jej wielka młoda nadzieja, zawodnik pozyskany z Ostrowa, wygrał wszystkie wyścigi i wykręcił najlepszy czas dnia), ale to gwardziści zdobyli 30 punktów, a gospodarze tylko 24. Pierwszy tytuł drużynowego mistrza Polski dla Bydgoszczy stał się faktem! Obojętnie przyjęto wiadomość, że Kolejarz przegrał tego dnia w Warszawie.
Kibice nad Brdą byli przekonani, że ich ulubieńcy przejmą schedę po Unii Leszno i na długo będą dominować w lidze. Nikt nie przypuszczał, że na kolejny triumf przyjdzie czekać aż do 1971 roku...