Trwa akcja zarządu dróg miejskich skierowana przeciwko komunikacyjnym chuliganom. Na razie, plakaty o przedsięwzięciu... również padają ich ofiarą.
<!** Image 3 align=right alt="Image 107794" sub="Zdewastowany pojazd na kilka dni, a czasami i dłużej, wyłączany jest z użytku. ">Wszystko ruszyło pod koniec ubiegłego roku. W autobusach, tramwajach, na wiatach pojawiły się plakaty nawołujące do tego, by na każdy akt wandalizmu w środkach komunikacji miejskiej reagować zgłoszeniem na policję i straż miejską (tel. 997, 112 lub 986). Informacje na ten temat pojawiły się również na monitorach w autobusach.
- Akcja „Stop wandalizmowi w komunikacji miejskiej” potrwa do wiosny. Na razie rozwiesiliśmy plakaty, których część została już... zerwana. Rocznie z powodu zniszczeń miasto traci 200 tysięcy złotych. Na tę kwotę składają się, między innymi, usuwanie graffiti, naprawy wiat, kasowników, przystankowych ławek, siedzeń w autobusach i tramwajach - wymienia Magdalena Kaczmarek, rzeczniczka ZDMiKP.
Jaki jest efekt po kilku tygodniach? Niestety, statystyki mundurowych są bezlitosne. Do straży miejskiej nie wpłynęło ani jedno zgłoszenie o niszczeniu pojazdu. Organizatorzy nie załamują jednak rąk. - Skoro organizujemy taką akcję, wierzymy, że przyniesie ona efekt. Jeśli choć jakiś procent zareaguje na dewastację, to już będzie dla nas sukces - komentuje Roman Obarek, kierownik Zakładu Autobusowego Miejskich Zakładów Komunikacyjnych. - Pasażer czeka na przystanku na autobus, a on nie nadjeżdża. Być może, został zdewastowany i jest teraz w naprawie.
<!** Image 2 align=right alt="Image 107794" sub="Podobne plakaty wiszą na autobusowych i tramwajowych wiatach.">Warto więc uświadomić sobie, że brak reakcji z naszej strony może się na nas odbić właśnie w ten sposób. Bo jeśli zniszczona zostanie na przykład szyba, musimy ją zamówić - jest tyle rodzajów wozów, że nie jesteśmy w stanie trzymać wszystkiego w magazynach. Niektóre szyby dostarczane są na przykład z Niemiec. Załóżmy, że dewastacja będzie w czwartek, autobus trafia do warsztatu, potem jest weekend, szyba „przyjeżdża” w poniedziałek, a trzeba ją jeszcze zamontować. I tak przez blisko tydzień pojazd jest wyłączony z użytku - mówi. Zachęca do odważnego reagowania, jest bowiem pewien, że jeden przypadek wskazania i zatrzymania łobuza pociągnie za sobą następne. Jak dodaje nasz rozmówca, bezpieczeństwo taboru poprawiło zamontowanie w nim monitoringu. Ten „widział” już niejedną nietypową sytuację, na przykład zdemolowanie siedmiu szyb przez niepozornie wyglądającą młodą kobietę. - Zdjęcia z monitoringu mają wagę dowodową. A same kamery odstraszają. Zanim ktoś będzie chciał dokonać jakiegoś zniszczenia, zastanowi się czy przypadkiem nie jest nagrywany - mówi kierownik.