<!** Image 3 align=none alt="Image 181403" sub="Fot. Adam Zakrzewski">Z senatorem JANEM WYROWIŃSKIM, wicemarszałkiem Senatu rozmawiamy o wybraniu go na to stanowisko, roli Senatu i reakcji na wypowiedź senatora Kazimierza Kutza.
W roli marszałkowania jest Pan debiutantem, ale jako parlamentarzysta weteranem. Która to już kadencja w polskim parlamencie?
Siódma. Wraz z senatorem Cimoszewiczem możemy pochwalić się najdłuższym stażem parlamentarnym spośród senatorów ósmej kadencji. Przez pięć kadencji byłem posłem, a teraz drugą senatorem.
Czy to z powodu tego stażu został Pan wicemarszałkiem Senatu?
Tego nie wiem, ale nie czyniłem żadnych starań, aby nim zostać i też byłem zaskoczony tą propozycją, oczywiście pozytywnie. Powiem tak. W sprawach związanych z obsadą najważniejszych stanowisk w sejmie i senacie decyzje podejmuje przewodniczący partii, w tym przypadku Donald Tusk.
Rozmawialiście Panowie o tym wcześniej?
Ostatni raz rozmawialiśmy w Skępem podczas kampanii wyborczej przy okazji akcji „tuskobus”...
...I wtedy już były jakieś przymiarki?
Znam pana premiera od wielu lat. Był nawet taki okres w naszym życiu, że to ja byłem szefem. Ja byłem prezesem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w latach 1994 1998, a pan premier był wtedy członkiem zarządu, którym ja kierowałem.
<!** reklama>
Jak Pan odebrał wystąpienie senatora Kazimierza Kutza podczas inauguracyjnego posiedzenia senatu?
Z bardzo mieszanymi uczuciami. Oczywiście było w nim kilka wątków, które warto przedyskutować, ale spora część jego opinii była bulwersująca.
A które są warte uwagi?
Chociażby te wynikające z lepszego umocowania senatora. Zostaliśmy przecież wybrani w okręgach jednomandatowych. To powinno też mieć jakiś wpływ na wzmocnienie roli senatu. To też podkreślał pan premier, gdy spotkał się z nami w poniedziałek przed inauguracyjnym posiedzeniem izby. To było coś nowego, bo cztery lata temu do takiego spotkania nie doszło. Powiedział, że w obliczu kryzysu jest zdecydowany wprowadzić wiele zasadniczych reform i liczy na pomoc senatorów PO. Premier ani słowem wtedy nie wspomniał o jakiejś perspektywie likwidacji tej izby. Wręcz przeciwnie, uważam, że Senat powinien być w większym stopniu miejscem, w którym nie tylko się dyskutuje nad bieżącymi projektami ustaw, ale też wyznacza perspektywy dla państwa.
Czy potrzeba do tego nowelizacji ustawy zasadniczej?
Myślę, że w ramach obowiązującego prawa może być w nim miejsce np. na debaty o ważnych dla państwa sprawach. Można przecież zapraszać wszystkie ważne osoby w państwie tak, aby dyskusja mogła w pewnym sensie chłodzić nastroje i wprowadzać pewien element uporządkowania w myśleniu o sprawach najważniejszych.
Najbardziej spektakularnym zarzutem senatora Kutza pod adresem Senatu było to, że jest on maszynką PO do głosowania. Trudno oprzeć się wrażeniu, że często tak jest.
W głosowaniach nie da się uciec od identyfikacji partyjnej, chociaż moim zdaniem, jest ona mniej obecna w Senacie niż w Sejmie. Były nawet przypadki, że Senat twardo postawił się i zmienił zapis w wersji sejmowej, ale zgoda, w pracy nad ustawami polityczny element związany z większością ma zasadnicze znaczenie. Tak to wygląda. Tu działa brutalna arytmetyka. Z drugiej strony, Senat ma też inicjatywę ustawodawczą i może proponować konkretne rozwiązania. W tym przypadku skrępowanie Senatorów przynależnością partyjną może być znacznie mniejsze.
Senator Kutz podrażnił jednak trochę ambicję pozostałych senatorów?
To był w dużej części czarny obraz Senatu i nie do końca prawdziwy. Dlatego, przede wszystkim, zdenerwował sporą część senatorów, niezależnie ich od barw politycznych. To odzwierciedla pewne rozgoryczenie wśród tych, wobec których padały te zarzuty.