Najwięcej hodowli jest na Szwederowie - jeśli nie uda się wypracować kompromisu, wszystkie gołębniki zostaną zrównane z ziemią, a ptaki wypuszczone na wolność.
<!** Image 4 align=none alt="Image 195478" sub="Stanisław Lewandowski, który hoduje gołębie od wielu lat, twierdzi, że likwiduje się nawet hodowle mające ponad 50 lat. Fot.: Dariusz Bloch">
Hodowcy gołębi pocztowych przez dziesięciolecia nie wchodzili w kolizję z prawem. Dwa lata temu wszystko się zmieniło. - Weszła w życie ustawa, która zabrania hodowania ptactwa na terenie odległym do lotniska o mniej niż pięć kilometrów - wyjaśnia Sławomir Burek, zastępca prezesa okręgu Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych. - Od kilku miesięcy pracownik lotniska namierza gołębniki, a potem zgłasza je policji.
Funkcjonariusze, zgodnie z prawem lotniczym, nakazali likwidację hodowli i skierowali 3 wnioski do sądu. Gołębniki zostały zniszczone, a ptaki wypuszczone na wolność.
<!** reklama>
- Nasze gołębie są szczepione, odrobaczane - twierdzi Sławomir Burek. - Wypuszczamy je na godzinny oblot w obrębie gołębnika. Potem od razu wchodzą do środka, bo są karmione. Nie latają dziko.
Hodowcy napisali prośbę do prezydenta Bydgoszczy, ale on rozłożył ręce, uznając, że nic w tej sprawie zrobić nie może.
- Likwiduje się hodowle z tradycjami. Takie, które mają ponad 50 lat. To nieprawdopodobne! To tak, jakby wyrywali nam kawał życia - denerwuje się Stanisław Lewandowski. - Jeśli mamy zlikwidować gołębie, to co zrobi prezydent? Wytruje wszystkie ze Starego Rynku? Czy lotnisko wybije ptaki, które nad nim przelatują? Co z kawkami, szpakami, które przecież latają w ogromnych stadach?
Bydgoscy hodowcy wierzą, że - jak w innych polskich miastach - uda się przekonać zarząd portu. W Poznaniu też najpierw polecono likwidację hodowli, a potem od tej decyzji odstąpiono.
- Wszystko zależy od dobrej woli - uważa Janusz Zarzyński, prezes poznańskiego PZHGP. - Sprawdziliśmy, czy na lotnisku są nasze gołębie. Przez tydzień monitorowaliśmy pas startowy. Żerowały tam dzikie ptaki oraz gołębie, które leciały ze Szczecina na Śląsk. Nie złapaliśmy ani jednego, który pochodziłby z poznańskiej legalnej hodowli. W Bydgoszczy szykanuje się hodowców.
W PLB mówią, że nie mogą robić wyjątków, że muszą przestrzegać prawa. - Nie może być tak, że czyjeś hobby stawia się przed bezpieczeństwem lotów i pasażerów - twierdzi Joanna Sowińska, rzeczniczka PLB. - Jeśli gołąb zderzy się z samolotem, to przewoźnik wystąpi o odszkodowanie od portu, a nie hodowcy. Nawet niewielkie ptaki mogą spowodować poważne uszkodzenia.