Zobacz wideo: Tak wyglądają teraz kontrole zwolnień lekarskich. Oni są na celowniku ZUS

Para z Bydgoszczy pobrała się sześć lat temu. Wychowuje dwie córki. Starsza ma sześć lat, młodsza trzy. Chodzą do przedszkola. - Ja od lat jestem monterem - przedstawia się pan Łukasz. - Żona miesiąc temu zatrudniła się jako sprzątaczka, chociaż z zawodu jest technikiem żywienia. Chciała pracować, pomimo choroby, schizofrenii. Staramy się żyć normalnie. Od początku małżeństwa trzy razy przebywała w szpitalu. Za każdym razem byliśmy zadowoleni z leczenia.
Kobieta po raz czwarty trafiła do szpitala w przedostatnią niedzielę, 20 listopada. - Na drugi dzień powinna opuścić oddział - zaznacza mężczyzna. - Nazajutrz jednak przewieźli ją do zakładu psychiatrycznego w Gnieźnie. Nie dali mi znać, że tak zrobią. Nawet torby z rzeczami nie zdążyłem żonie zawieźć.
Czytelnik dzwonił do niej codziennie. - Do piątku, 25 listopada, włącznie nie mogłem jej odwiedzić, bo byłem w pracy, a po pracy zajmowałem się córeczkami. Do Gniezna pojechałem w sobotę. Żona miała starą komórkę, ale jej nie działała. Zawiozłem jej tablet, żeby pod wieczór, jak już wrócę do domu, dziewczynki mogły porozmawiać z nią i ją zobaczyć przez kamerkę. Tablet przekazałam do depozytu.
Personel szpitala miał dać sprzęt żonie. - Tak się nie stało - zaznacza nasz rozmówca. - Zadzwoniłem do szpitala. Nikt nie chciał mi wyjaśnić, dlaczego żona nie dostała tablet. To było w minioną sobotę. Od tamtej pory nie wiem, co się dzieje u żony. Ustaliłem jedynie, że rozebrano ją do naga, zrobiono jej jakieś zastrzyki, przywiązano pasami do łóżka. Nigdy przedtem nie stawała się agresywna. Teraz nie może się ruszyć. To dla niej nie tylko niewygodna pozycja, ale i niebezpieczna. Żona ma chory kręgosłup, nie może tak leżeć.
Mąż się denerwuje: - Minął tydzień, odkąd żona przebywa w Wielkopolsce, a ja wciąż nie wiem, co się stało, że wylądowała w tamtejszym zakładzie.
Marta Laska, rzecznik szpitala im. Jurasza, informuje: - Zgodnie z procedurą, dotyczącą zasad przekazania pacjenta na zewnątrz szpitala do innego podmiotu leczniczego, osoba upoważniona przez pacjenta powinna zostać o tym fakcie poinformowana. Opisana sytuacja jest obecnie wyjaśniana.
Szefostwo placówki w Gnieźnie też tłumaczy sprawę. - Pacjentka została przyjęta ze schorzeniem o podłożu psychiatrycznym - zaznacza Marek Czaplicki, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych „Dziekanka”. - 23 listopada mąż pacjentki udzielił personelowi szpitala wywiadu oraz rozmawiał o stanie zdrowia oraz o przewidywanym leczeniu. Pacjentka była w posiadaniu telefonu i mogła z niego korzystać. 26 listopada podczas pobierania krwi pacjentka uderzyła pielęgniarkę. Decyzją lekarza została zabezpieczona pasami magnetycznymi. Pacjentka wyrażała również agresję słowną w stosunku do personelu. W związku z powyższym zmodyfikowany zostanie również proces leczenia.
Dyrektor podkreśla, że personel na bieżąco przekazuje informację o stanie zdrowia kobiety.
- My z nią bieżącego kontaktu nie mamy - kwituje pan Łukasz.