Policyjni antyterroryści strzelali z długiej broni w zamek otwartych drzwi. Po drugiej stronie bawiła się trzynastomiesięczna dziewczynka. Kule rozłupały ścianę na wysokości jej główki.
<!** Image 3 align=none alt="Image 183031" sub="Pani Karolina najpierw myślała, że ktoś kopie w drzwi - do czasu, aż pociski rozerwały zamek i zaczęły latać w mieszkaniu - jedna z kul utkwiła w ścianie na wysokości głowy bawiącej się na podłodze jej córki
Fot.: Dariusz Bloch">
Trzydzieści minut przed akcją, po osiemnastej, na bydgoski Miedzyń podjeżdża karetka pogotowia. W domu przy ul. Osada 30 było kilka osób. Nowa rodzina z parteru wprowadziła się przed trzema dniami. Przyjechała ze Złotnik Kujawskich. Trudno zliczyć policjantów w czarnych hełmach i kominiarkach, gdy wyważają furtkę. Drzwi do domu Dariusza Schuschke są otwarte, jak zwykle. Policjanci wpadają na parter. Strzelają z karabinów w zamek starych, dość solidnych drzwi.
Pociski fruwały w powietrzu
Rodzina wynajmująca mieszkanie na parterze: on budowlaniec, ona, Karolina Gellert - matka trzynastomiesięcznej dziewczynki. Na początku myśleli, że ktoś kopie w drzwi. Do czasu aż pociski rozerwały zamek. Naliczyli ich osiem. Utkwiły w przeciwległej ścianie. Rykoszet zbił lampę na suficie. On podbiegł do okna. Stojący na zewnątrz policjanci zaczęli strzelać w górę. - Padłem na podłogę - opowiada. Karolina Gellert chwyciła chodzącą przy przestrzelonych drzwiach córkę. Uciekła za szafkę w kuchni.
- Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Krzyczałem do policjantów „po co strzelacie, przecież jest otwarte!” - mówi Schuschke. Wtedy policjanci wpadli na górę, do jego mieszkania. Rzucili na podłogę.
Antyterroryści przez sześć godzin przewracali piętrowy dom do góry nogami. Od piwnicy aż po strych. Policyjny pies przeszukał trzy samochody. Nikt nie pokazał legitymacji. Nikt nie pokazał nakazu.
Mieszkańcom domu jeszcze wczoraj łamały się głosy. Ślady po strzałach są aż za bardzo widoczne. Narzeczona Schuschkego: - Przed akcją policjanci zatrzymali mnie, jak wysiadałam z samochodu. Powiedziałam wyraźnie, że w środku są kobieta i małe dziecko.
Dariusz Schuschke: - Niech pan patrzy na te ślady. Przestrzeliny są na wysokości głowy tej małej dziewczynki...
Mieszkaniec z parteru: - Po akcji pytam policjantów, kto naprawi szkody. A oni - jesteś budowlańcem, to sam sobie naprawisz. Śmiali się: „No to mieliście fajerwerki na Nowy Rok” i „Witajcie w Bydgoszczy”. Razem z policjantami był prokurator, tak się domyśliłem, bo usłyszałem: „podpiszę nakaz, jak coś znajdziecie...”
<!** reklama>
Wczoraj rano policjanci rozbili bydgoski gang od 2001 roku handlujący narkotykami. Schuschke mówi, że nikogo z nich nie zna. Raz był zatrzymany - w 2009 roku w jego mercedesie jechał Mirosław T., poszukiwany listem gończym 48-letni wówczas bydgoszczanin. Wówczas w piwnicy jego domu znaleziono zakopaną broń, materiał wybuchowy, porcelanę, biżuterię, srebro i Biblię z XVIII wieku. - To były przedmioty mieszkającego tu Grzegorza K. Ja mam sprawę za posiadanie rozsypującego się, zabytkowego pistoletu - mówi Schuschke.
Jeden mały woreczek z suszem
Akcja na Miedzyniu przeprowadzona została 16 grudnia przez KP Bydgoszcz-Śródmieście. - Policjanci uzyskali informację, że w mieszkaniu mogą znajdować się środki odurzające - mówi Maciej Osinski z KWP w Bydgoszczy. Wczoraj użyto znacznych sił, bo według rozpoznania zachodziło „podejrzenie zagrożenia” dla funkcjonariuszy.
Znaleziono jeden niewielki woreczek z suszem. - Wcześniej w moim samochodzie go nie było... - mówi Schuschke. Sprawę nalotu policji oddał w ręce adwokata.
Żegnam się z mieszkańcami domu. Dziesięć metrów dalej przy skrzyżowaniu stoi radiowóz. Za chwilę przejeżdża drugi, cywilny. Wsiadam do auta. Radiowóz jedzie za mną. Minutę później w lusterku migają niebieskie koguty. - Prowadzimy akcję przeciw pijanym kierowcom... - mówi policjant.