Jak zapowiadali, tak zrobili. W sobotę od rana mieszkańcy starego Fordonu blokowali ulicę Bydgoską, w kółko przechodząc przez przejście dla pieszych. Żalów wylało się co niemiara - wszyscy twierdzili, że ich dzielnica to zapomniane przez Urząd Miasta miejsce. Głównie chodzi o brak ulic, fatalny stan Bydgoskiej i Wyzwolenia, oraz o brak remontów w budynkach ADM.
CZYTAJ TEŻ:Pikietowali przy ulicy Bydgoskiej w Fordonie [ZDJĘCIA]
[break]
Kamera na wychodek
Organizatorzy protestu zapraszali mieszkańców, żeby głośno mówili o swoich problemach. - Mieszkam tu 73 lata i nie widzę, żeby cokolwiek się zmieniło - mówił jeden z nich - Uliczki są wciąż jak za Niemca.
Inny opowiadał: - Za dyskontem na ul. Filomatów jest zabytek - to wychodek zbudowany w latach 50. Kiedyś pod sklep przyjechali chyba Holendrzy. Pierwsze, co zrobili, kiedy wysiedli, to zaczęli filmować ten wychodek. A to przecież prosta sprawa do rozwiązania…
Okazało się, że dzień przed protestem w ZDMiKP zebrał się zespół, który po naradach z konserwatorem zabytków ustalił, że w przyszłym roku mają się rozpocząć remonty ul. Bydgoskiej i Wyzwolenia. - Czy kogokolwiek z mieszkańców zaproszono na rozmowy w tym zespole? Oczywiście, że nie - krytykował Marek Gralik z PiS. - A to z wami powinno uzgadniać się wszystkie działania…
Łukasz Niedźwiecki, zastępca prezydenta miasta, tak komentuje sobotni protest: - Zaskakuje mnie to, że protest odbył się po tym, jak ruszyły prace związane ze spełnieniem postulatów mieszkanców. Już we wrześniu rozpoczęły się prace rewitalizacyjne przy nabrzeżach Wisły.
W tegorocznym budżecie mamy na ten cel 1,5 mln zł. Cały projekt ożywienia tej części miasta jest szacowany na 49 mln zł. Spodziewam się, że na ten cel uzyskamy dofinansowanie unijne. Natomiast trzeba przyznać, że drogowcy nie robią wszystkiego, co mogą. Dlatego do końca października na ul. Bydgoskiej i Wyzwolenia zostaną zlikwidowane ubytki nawierzchni tak, żeby jazda tamtędy nie była niebezpieczna.
Analiza wystarczyła
- Kompleksowy remont nawierzchni jest planowany na przyszły rok. To jeszcze nic pewnego, bo dopiero pracujemy nad przyszłorocznym budżetem, ale to zamierzenie wynikało z analizy potrzeb, a nie protestu mieszkańców - mówi Łukasz Niedźwiecki.