https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ogień zabrał im wszystko, co posiadali

Renata Napierkowska
- Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało, chociaż znów zaczynamy od zera - wzdycha Jacek Kawczyński. Wskutek pożaru przy ulicy Sobieskiego jedna osoba z objawami zatrucia trafiła do szpitala.

- Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało, chociaż znów zaczynamy od zera - wzdycha Jacek Kawczyński. Wskutek pożaru przy ulicy Sobieskiego jedna osoba z objawami zatrucia trafiła do szpitala.<!** Image 2 align=none alt="Image 166527" sub="- To wszystko, co ocalało - mówi pokazując na nieliczne naczynia w kuchni zrezygnowana Marzena Kawczyńska. Fot. Renata Napierkowska">

Po piątkowym pożarze w mieszkaniu na poddaszu kamienicy przy ulicy Sobieskiego 11 pozostały tylko zgliszcza. Meble, niespełna roczna plazma, pozostałe sprzęty i ubrania - wszystko strawił ogień, a to, czego nie pochłonęły płomienie, zniszczyła woda. Pożar wybuchł, gdy w lokalu nie było ludzi.

- Wyszłam jak zwykle do pracy na popołudniową zmianę o wpół do drugiej. Godzinę później sąsiadka wezwała straż i powiadomiła syna, że z naszego mieszkania wydostaje się dym - opowiada zdarzenia piątkowego popołudnia Marzena Kawczyńska.

Kobieta, która pierwsza zauważyła, że u sąsiadów się pali, z objawami zatrucia trafiła do szpitala.

- Usłyszałam krzyk, więc wybiegałam ze sklepu. Po chwili przynieśli do mnie lokatorkę z poddasza. Kobieta wymiotowała, traciła przytomność. Przeżyliśmy horror - mówi właścicielka sklepu na parterze, Barbara Jaworska. <!** reklama>

Właściciel mieszkania, Jacek Kawczyński, w tym czasie był w pracy w Kowalewie. Szesnastoletni syn po telefonie sąsiadki przybiegł szybko do domu. Jego brat, który także mieszka z rodzicami, przebywał u starszej siostry. Kiedy chłopak otworzył drzwi, wszędzie było pełno dymu, jednak nie zważając na ogień, wszedł do mieszkania, w który pozostały dwa psy: 9-letni Puszek i dwuletni Brutek. Pierwszego z nich nie udało się uratować. Drugiemu pomogli strażacy, podając tlen, a później zajął się nim weterynarz. Jackowi Kawczyńskiemu trudno pogodzić się ze stratą wiernego, starego przyjaciela, przyznaje jednak, iż najważniejsze że nikomu z rodziny nic się nie stało. Z ogniem zmagało się kilka zastępów straży pożarnej.

- Gdy przyjechaliśmy na miejsce, wszędzie było pełno dymu. Trudno jednak stwierdzić, co było przyczyną pożaru - ocenia naczelnik Ochotniczej Straży Pożarnej w Gniewkowie, Sławomir Kościński.

Pożar poruszył mieszkańców domu i ulicy. Tym bardziej, że to już drugie takie zdarzenie w ciągu pięciu lat. Wcześniej zapalił się także lokal na poddaszu, w którym mieszka Halina Czachór. Podczas akcji gaśniczej jej mieszkanie ponownie uległo zniszczeniu, a córka która wezwała strażaków, trafiła do szpitala. Rodzina Kawczyńskich mieszka w tej kamienicy od 1986 roku i straciła dorobek całego życia.

- Pracownicy komunalki i burmistrz przyjechali, jak się paliło. Proponowali nam lokal zastępczy, ale wolimy nocować u córki w Wielowsi. Całe mieszkanie nadaje się jednak do kapitalnego remontu, wszystko straciliśmy. Wkrótce będzie 26. rocznica naszego ślubu i znów zaczynamy od zera - martwi się Jacek Kawczyński.

Dom przy Sobieskiego 11 wchodzi w skład mienia gminnego i jest administrowany przez Przedsiębiorstwo Komunalne. - Postaramy się jak najszybciej wyremontować spalony lokal. Odnowione zostanie także sąsiednie mieszkanie zniszczone podczas akcji gaszenia pożaru. Na pewno nie zostawimy mieszkańców bez pomocy - zapewnia burmistrz Adam Roszak.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski