<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/sitarek_michal.jpg" >Wczoraj zostaliśmy zaalarmowani o sarnie, uwięzionej na terenie jednej z fordońskich parafii. Na wstępie trochę się pośmialiśmy, bo sarna harcująca wokół kościoła i ksiądz, który nie bardzo wie, co z nią zrobić, to niecodzienny obrazek.
Potem wzięliśmy się do pracy. Gdy relacjonowałem sprawę proboszczowi, ten nie krył zaskoczenia i chyba nawet lekko zirytował się, że „Express” zajmuje się „ogórkowymi” tematami. Ale mnie cała sytuacja i jej finał tylko cieszy. Pokazuje, że wokół nas jest jednak sporo ludzi wrażliwych na krzywdę zwierząt. Nawet jeśli dokładnie nie wiadomo, czy zwierzę rzeczywiście cierpi, to są oni gotowi poświęcić swój czas, by poinformować redakcję lub ratusz o problemach.
<!** reklama>W Urzędzie Miasta tego typu zgłoszenia też obsługiwane są bardzo profesjonalnie. I nie mówię tego wyłącznie jako osoba współpracująca z „Expressem”. Już kilka razy miałem okazję dzwonić po pracy do straży miejskiej w sprawie bezpańskiego lub rannego zwierzaka. Kończyło się to zawsze wysłaniem patrolu i bardzo sprawną akcją.
Dlatego apeluję do bydgoszczan, by nie zastanawiali się, czy chwycić za telefon, nawet jeśli tylko przypuszczają, że naszym mniejszym braciom dzieje się krzywda. Strażnik lub pracownik wydziału zarządzania kryzysowego nie jedzie w pierwszej kolejności po to, by wlepić mandat, tylko sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Kiedyś pozwoliłem sobie przy takiej interwencji na chwilę zawahania i rzuciłem do słuchawki „być może niepotrzebnie zawracam wam głowę”. Ku mojemu zdumieniu dyżurny oznajmił mi, że od tego oni właśnie są. I tego będę się trzymał.