https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Od nie do czemu nie, czyli historia jednego podpisu

Jarosław Reszka
Dariusz Bloch
Wpadłem ostatnio załatwić coś na Jezuickiej, w Towarzystwie Miłośników Miasta Bydgoszczy. Zaraz za drzwiami natknąłem się na prezesa Derendę. - Podpisał pan już to? - rzucił prezes po krótkim powitaniu.

Ręką wskazał na niepozorny druczek, na którym zbierane są podpisy pod utworzeniem w Bydgoszczy uniwersytetu medycznego. - Nie - wymamrotałem. - A podpisze pan? - padło kolejne pytanie. - Czemu nie... i złożyłem parafkę. Dopiero na ulicy dopadły mnie wątpliwości.

Jak to jest, że od paru miesięcy walczymy o ten uniwersytet medyczny, a do tej pory nie usłyszałem ani jednego słowa podziękowania czy też zachęty do dalszych wysiłków ze strony któregoś z pracowników naukowych uczelni. Kiedyś, gdy tę uwagę wypowiedziałem do znajomych, przy stole, usłyszałem: - Dziwisz się? Pewnie się boją, że rektor z Torunia ich zgnoi.

Nie drążyłem tematu, ale wytłumaczenie mnie nie przekonało. W kraju, w którym lekarzy jest jak na lekarstwo, wydać z siebie szczery głos bałby się lekarz po specjalizacji, ze stopniem naukowym, a w przypadku części kadry, także z tytułem profesora? Wolne żarty.

Rektor UMK musiałby chyba rządzić z kałasznikowem w dłoni. Dlaczego zatem milczą? Czyżby bali się spadku prestiżu uczelni po odłączeniu jej od UMK i związanych z tym gorszych widoków na naukową karierę? Albo nie chcą, by ktoś z zewnątrz naruszał jej autonomię, bo to groźne dla nauki w ogóle? Dlaczego milczą studenci?

Nie obchodzi ich to? Wreszcie: dlaczego ja podpisałem? Czy aby nie jest tak, że dla mnie, potencjalnego pacjenta, najlepszy szyld uczelni to ani szyld toruński, ani bydgoski, tylko taki, pod którym najlepiej kształci się lekarzy i prowadzi badania, które mogą przedłużyć nam życie?

Fakt, prezes Derenda zaskoczył mnie tą propozycją. Poza tym głupio było odmówić komuś, kto dawno temu jako szef wprowadzał mnie w dziennikarskie arkana. Z drugiej strony, mój szacunek i moja wdzięczność do prezesa Derendy mają jakieś granice i gdyby poprosił mnie, dajmy na to, o podpisanie petycji o utworzenie Kalifatu Bydgoskiego, to na pewno znalazłbym jakiś wykręt.

A poważnie mówiąc, lekką presję, jaką podczas zbierania podpisów pod dowolną inicjatywą wywiera ideowiec na niezdecydowanego, uważam za rzecz naturalną. Misją ideowców jest zarażanie pomysłami mniej idealistystycznej części społeczeństwa. Moje wątpliwości budzi natomiast wykorzystywanie w tym celu zależności służbowej.

Wprawdzie daleko mi do spiżowych mężów pokroju Jana Rulewskiego, ale gdyby prezes Derenda nadal był mym szefem i jako szef zwrócił się do mnie o podpis pod projektem ustawy o powołaniu uniwersytetu medycznego, to pewnie odmówiłbym - dla zasady i zachowania szacunku do samego siebie.

Uważam, że nie wypada stawiać podwładnych w takiej sytuacji, bo to jest wykrzywianie charakterów. Nawet jeśli szef, w swym mniemaniu, działa w słusznej sprawie. Piję tu do wypowiedzi Michała Sztybla, doradcy prezydenta Bydgoszczy, który parę dni temu oświadczył: - Prezydent Rafał Bruski zwrócił się z pismem do podległych mu jednostek (m.in. szefów szkół, szefów komunalnych spółek), w którym zachęca do włączenia się w akcję zbierania podpisów [pod uniwersytetem medycznym - przyp. J.R.]. Pismo nie ma charakteru polecenia służbowego. Wspieramy każdą inicjatywę, która buduje prestiż miasta i jego potencjał”.

Ot, mydlenie oczu. Z apelem do szefów szkół i spółek komunalnych o podpisy za uniwersytetem medycznym z czystym sumieniem mogę zwrócić się ja, bo żaden z nich nie zależy ode mnie w najmniejszym stopniu. I jeśli ktoś po moim apelu złożyłby podpis na stosownej kartce, to tylko dlatego, że uległby sile moich argumentów albo - co wolałbym - mojemu urokowi osobistemu. Podobnie, prezydent Bruski powinien na przykład apelować o poparcie do kadry naukowej i studentów Collegium Medicum albo do kogokolwiek - ale nie do podwładnych, zwłaszcza gdy ci ludzie mogą mieć różne zdanie na dany temat.

Gdzie natomiast chętnie widziałbym inicjatywę prezydenta? Na przykład w coraz głośniejszych staraniach o przywrócenie dla świata pomieszczeń w kamienicy przy Gdańskiej 10, po dawnym kinie „Pomorzanin”. I wcale nie mam w tym przypadku na myśli wykupu kamienicy od warszawskiej spółki Capital Park, jeśli miasto nie ma na to pieniędzy. Równie cenne byłoby wsparcie inwestora autorytetem gospodarza ratusza 360-tysięcznego miasta.

Przy okazji rozmów biznesowych na różne tematy prezydent lub ludzie z jego otoczenia mogliby sugerować zamożnym partnerom zainwestowanie „przy okazji” w piękną secesyjną kamienicę. Owszem, takie propozycje są też z lekka podejrzane moralnie. Można, i pewnie należy, odczytać je jako zaproszenie do transakcji wiązanej: ubijasz z miastem dobry interes, ale w rewanżu masz się dołożyć do ratowania zabytku. Mały szantaż w tle tu mnie jakoś nie brzydzi. Bo cel jest niekontrowersyjny i ze wszech miar pożyteczny.

Komentarze 3

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

K
Kruk
Zagospodarowanie kamienicy po Pomorzaninie, a Uniwersytet Medyczny w Bydgoszczy, ma się tak jak sznurowadło do żabotu. Jedno i drugie potrzebne, ale ranga zupełnie inna. Bydgoszcz z Uniwersytetem Medycznym, a bez niego, to dwa różne miasta, czego nie rozumie redaktor J. Reszka. Chociaż.....może rozumie ale żeby dostać wierszówkę, trzeba coś napisać, więc napisał - byle coś.
s
sr
Również mam wątpliwości co do akcji zbierania podpisów za powstaniem Uniwersytetu Medycznego .
Kto to organizuje ? Poseł Pawłowicz z Platformy Obywatelskiej. Dlaczego mając przez 8 lat pełnię władzy zarówno w kraju jak i w województwie nie zrobiono nic aby ten Uniwersytet powstał. A teraz kiedy platformersi stracili władzę naglę kochają teraz Bydgoszcz i bydgoszczan ?
Przykro mi ale to pachnie obłudą na kilometr.
Dlaczego sami przedstawiciele uczelni milczą, czy oni w ogóle chcą powstania uniwersytetu ? Mam uzasadnione podejrzenie, że jest to akcja wybitnie polityczno-propagandowa gdyż nie mając władzy a wykorzystując dobrą wolę bydgoszczan prawdopodnie zakończy się rozłożeniem rąk i stwierdzeniem „A tak bardzo się staraliśmy”. Nie mam zaufania tym bardziej, że organizuje to człowiek nie będący zbyt wybitnym strategiem, wystarczy wspomnieć fatalne decyzje przy zakupie urządzenia PET w szpitalu gdzie był dyrektorem.
d
doradca
szanuj Pan swoj czas/a jak tam zaparkowac chyba ze autor przyjechal rowerem
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski