<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw.jpg" >Jakieś dziesięć lat temu energetyka wytyczyła trasę linii przesyłowej między Bydgoszczą a Poznaniem. Nie są to Dzikie Pola, więc wysokie napięcie musi pędzić po drutach w sąsiedztwie domów. Pytanie: których? Najpierw skrzyknęli się przeciwko lokalizacji sieci nad swoimi głowami mieszkańcy podpoznańskiego osiedla domków jednorodzinnych. Ich głosy poszły w niebiosy i plany zmieniono.
Później zaczął się ruch oporu we wsi Kobylarnia w gminie Nowa Wieś Wielka, gdzie linia miała przebiegać nad obszarem, na którym niedawno powstało i nadal powstaje wiele domów. Tam odbijanie piłeczki pomiędzy mieszkańcami i urzędnikami trwało parę lat. Dziś dowiaduję się, że ostatecznie doszło do ugody, na razie na szczeblu mieszkańcy - gmina. Ta ostatnia będzie wnioskowała do Państwowej Sieci Elektroenergetycznej, by prąd popłynął w okolicy Kobylarni, ale nad lasami. Powie ktoś, że interes kilku czy nawet kilkudziesięciu osób nie może hamować gospodarczego rozwoju państwa. Zgoda, ale pod warunkiem, że stosuje się przejrzyste reguły gry.
<!** reklama>Gdyby nowych mieszkańców Kobylarni przed paroma laty uprzedzano, że inwestując na tym terenie, muszą liczyć się z budową potężnej linii przesyłowej, nie byłoby problemu. Może wydaliby pieniądze gdzie indziej, a może uwierzyliby w zapewnienia ekspertów, że 400 kV nad głową to żaden problem dla zdrowia, pulsujące nocami światła na słupach to całoroczny karnawał w Rio, a dźwięki wydawane przez energetycznego giganta to kołysanka. Może nie przeszkadzałby im fakt, że nie wszystkich takie tłumaczenie przekonuje i przy ewentualnej sprzedaży swej nieruchomości będą stratni.