W poradniach zaczyna brakować specjalistów. Obok anestezjologów, którzy wolą pracę za granicą, także pediatrów, neonatologów, patomorfologów, a nawet chirurgów i dentystów.
<!** Image 2 align=right alt="Image 122094" sub="Brak specjalistów przekłada się na coraz dłuższe kolejki / Fot. Archiwum">Polscy lekarze nie emigrują już masowo na Zachód, choć nadal zainteresowani są pracą wynagradzaną w euro. Jak wynika ze statystyk Naczelnej Izby Lekarskiej, jeszcze kilka lat temu miesięcznie ubywało z kraju 100 specjalistów, obecnie tyle samo znika kwartalnie. Szacuje się, że poza Polską pracuje już około 20 tysięcy polskich medyków. Emigracja to niejedyny problem - młodzi lekarze coraz rzadziej wybierają najmniej komercyjne specjalizacje, na przykład anestezjologię, pediatrię czy neonatologię. - Efekt jest taki, że średni wiek pediatry w naszym kraju wynosi 50 lat - mówi dr Radosława Staszak-Kowalska, pediatra i przewodnicząca Bydgoskiej Izby Lekarskiej. - To specyficzna, bardzo trudna dziedzina, która nie gwarantuje godziwych pieniędzy. Te, nie ukrywam, można zarobić, ale pracując bardzo ciężko, od rana do wieczora. Może dlatego miejsc na specjalizacji jest więcej niż chętnych, choć każde z nich jest opłacane przez ministerstwo w wysokości około trzech tysięcy złotych miesięcznie. Ale młodzi wolą ginekologię, stomatologię, internę, chirurgię oraz dermatologię, która przeżywa prawdziwe oblężenie. Przy coraz większej popularności zabiegów medycyny estetycznej, to zainteresowanie nie dziwi.
<!** reklama>Co ciekawe, w poradniach i szpitalach zaczyna brakować także chirurgów oraz dentystów. Powód? Ci chętniej wybierają pracę w ośrodkach prywatnych, które za pracę płacą lepiej. - Jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że nie mamy teraz większych kłopotów z kadrą. Oczywiście, nasi lekarze także rezygnują z pracy, ale pozyskanie nowych nie jest problemem. Praca w poradni przyklinicznej, w porównaniu z ośrodkami prywatnymi, nie jest może dla specjalistów zbyt atrakcyjna finansowo, ale daje im najlepsze możliwości diagnostyczne - uważa Kamila Wicińska, rzecznik prasowa szpitali uniwersyteckich w Bydgoszczy.
Brak medycznych ekspertów przekłada się na coraz dłuższe kolejki do lekarzy, tym bardziej, że od niedawna NFZ nie podpisuje kontraktów z poradniami, które choć funkcjonują jako specjalistyczne... specjalistów nie zatrudniają. - Pacjent, który trafia do poradni kardiologicznej, powinien być przebadany przez kardiologa. Tymczasem zdarzało się tak, że lekarz rodzinny wystawiał skierowanie do kardiologa, a tam pacjenta badał... kolejny internista - tłumaczy Barbara Nawrocka, rzeczniczka prasowa Kujawsko-Pomorskiego Oddziału NFZ w Bydgoszczy. Kontrakt z NFZ podpisują więc tylko poradnie zatrudniające specjalistów lub lekarzy, którzy są co najmniej na drugim roku specjalizacji. - Obecnie takie wymogi spełniają wszystkie poradnie w regionie - dodaje.