<!** Image 1 align=left alt="Image 20377" >
W poniedziałek pisaliśmy
o malowniczej grupce Bułgarów z bydgoskiego targowiska przy placy Piastowskim, którzy biznes urozmaicają sobie kłótniami, bójkami i podpalaniem samochodów. Bułgarzy byli zaskoczeni zainteresowaniem dziennikarzy, jako że leją się, wyzywają i podpalają w swoim sosie. Jedna z bohaterek szczerze wyznała nawet reporterce, iż donoszą na nią polskie przekupki... zazdroszczące jej urody. Nieco mnie to zdziwiło, bo redakcja od Piastowskiego o rzut beretem, więc kojarzę tę damę i raczej nie dałbym się za nią pokroić, nawet w najśliczniejszy bułgarski deseń. Pewnie zresztą nie będę miał okazji, bo Bułgarami zainteresowała się Straż Graniczna. Ta sama straż przedwczoraj odwiedziła tagowisko na Bartodziejach, uwożąc stamtąd nielegalnych handlarzy z Armenii i Wietnamu.
Procedury związane z deportacją już się toczą w bydgoskim sądzie. Cieszyć się z tego? Można by, gdyby nie fakt, że deportowani jednym transportem wyjeżdżają od nas, a drugim wracają. Bywa, że po miesiącu - dwóch. Inni są jeszcze sprytniejsi - dają się złapać w Polsce na jakimś drobnym przestępstwie i w oczekiwaniu na rozprawę spokojnie zajmują się tu handelkiem nawet przez lata. Nie jestem ksenofobem, nie przeszkadzają mi obcokrajowcy na targowiskach. Ba, nawet czasami kupuję od nich jakiś drobiazg. Kiedy zaś czytam o deportacjach, to przypominają mi się wczesne lata 90. i „polski żywioł” na niemieckich pchlich targach. Zła reputacja - jak pokazuje afera z najnowszą reklamą Media Markt - ciągnie się za nami do dzisiaj. Myślę jednak, że od gości, skądkolwiek by oni nie przywędrowali, gospodarz może wymagać przynajmniej tego, by nie łamali prawa
i nie zakłócali porządku.
Obcy żywioł

W poniedziałek pisaliśmy o malowniczej grupce Bułgarów z bydgoskiego targowiska przy placy Piastowskim, którzy biznes urozmaicają sobie kłótniami, bójkami i podpalaniem samochodów.