- Już prawie miesiąc bawi u nas ornitolog z Warszawy, a w ubiegłym roku i dwa lata temu mieliśmy profesora zwyczajnego ze stolicy, w dodatku filozofa.
<!** Image 2 align=none alt="Image 88344" sub="W gospodarstwie agroturystycznym Łucji i Józefa Ciurusiów w Kaszczorku stawia się na jazdę konną / Fot. Łukasz Trzeszczkowski">Halina Rolewicz, gospodyni ze Śliwic w sercu Borów Tucholskich, wymienia swoich znamienitych gości. Jednak każdy przyjezdny jest tu jednakowo serdecznie witany. W pierwszych dwóch latach przeważali górnicy, teraz przyjeżdżają ludzie najróżniejszych zawodów, często z dziećmi. Od czasu do czasu trafi się zagraniczny turysta.
Przed ośmiu laty pani Halina i jej mąż Bogdan zdecydowali się przyjmować letników. Jak w podręcznikach agroturystyki, początkowo wynajmowanie kwater traktowali jako dodatkowe wsparcie dla chudego rolniczego portfela. Teraz te pieniądze nie mają już takiego znaczenia. Dzierżawią grunty i gospodarzą na ponad 50 hektarach.
- Specjalizujemy się w hodowli trzody, roboty nie brakuje, ale turyści są dla nas odprężeniem. My nie możemy się urwać z domu, dlatego goście chociaż trochę urozmaicają nam życie - mówi gospodyni.
Goście traktowani są niczym domownicy. Mieszkają w tym samym budynku co gospodarze, ich dorosły już syn, a także obchodząca w najbliższych dniach 82. urodziny mama pana Bogdana.
- Goście, szczególnie młode pary, upodobali sobie sypialnię, którą teściowa otrzymała jako ślubne wiano. Kiedyś chcieliśmy te meble wymienić na nowoczesne, ale przybyszom podoba się właśnie to duże, staroświeckie łoże. No i twardy materac dobrze wpływa na kręgosłup.
Prawdę mówiąc, gospodarstwo Rolewiczów nie jest jakoś szczególnie atrakcyjnie położone. Co prawda w otoczeniu sosnowego lasu, ale do jeziora drogą są 4 kilometry, a przez las 2,5 km.
<!** reklama>- Na brak gości jednak nie narzekamy. Serwuję specjały regionalnej kuchni, jest gdzie pochodzić, pojeździć rowerem, posłuchać ptaków. Kto szuka ciszy, odprężenia od miejskiego zgiełku, ten u nas dobrze się będzie czuł - zachwala gospodyni.
Dom tylko dla gości
Ich sąsiedzi z pobliskiego Lińska prowadzą także duże gospodarstwo rolne, liczące ponad 40 hektarów.
- Siedem lat temu, po postawieniu nowych budynków, zastanawialiśmy się, czy nie rozebrać starego domu. Wówczas ja nalegałam, żeby postawić na agroturystykę - opowiada Bogusława Andrearczyk, która swego czasu zawodowo zajmowała się turystyką. - Zmodernizowaliśmy stary dom, urządziliśmy łazienki, plac zabaw dla dzieci, grill. I teraz jednorazowo w domu może zamieszkać 7 osób. - W tym roku zainteresowanie wczasami na wsi jest jednak mniejsze niż w ubiegłych latach. Mamy jeszcze wolne terminy w lipcu i sierpniu, za to na wrzesień, kiedy rozpoczyna się grzybobranie, zapowiedziało się wielu gości - mówi pani Bogusława.
Pod wiekową gruszą
Za to w osadzie Lisa Młyn, w gminie Bobrowo na Pojezierzu Brodnickim, tegoroczny sezon rozpoczął się już w maju, a teraz wszystkie miejsca są zajęte. Hanna i Wacław Marciniakowie nad jezioro Wielkie Brodno przeprowadzili się z Torunia przed dwudziestu laty, kiedy... przeszli na emeryturę. Z zawodu są architektami. I to widać w tej agroturystycznej przystani. Wystrój pokoi i całego otoczenia jest wysmakowany, przemyślany w każdym szczególe. Gospodarze nie stronią też od technicznych nowinek. Na dachu jednego z domków zainstalowali słoneczne baterie. Kosztowne, ale dzięki nim miesięczne rachunki za prąd stopniały z 5 do 3 tysięcy złotych. U państwa Marciniaków można zamieszkać w wieżyczce przypominającej latarnię morską, w „stodole”, w rzeczywistością będącej sympatycznym przytuliskiem (w zależności od wariantu - z 7 lub 10 miejscami), a także w domku „Na Wichrowym Wzgórzu”. Można powiedzieć, że tu spędza się prawdziwe wczasy pod gruszą. Dzika grusza, która ma grubo ponad sto lat i zasługuje na miano pomnika przyrody, jest ozdobą i znakiem rozpoznawczym obejścia. W tym roku kwitła przepięknie. A ulęgałki, choć nietrwałe i niewielkie, są smakowite.
- Kiedy zaczynaliśmy to urządzać, było się szczęściarzem, gdy się zdobyło kilo gwoździ. Teraz jest inaczej. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tych słonecznych baterii. Jeszcze większe oszczędności na kosztach energii można uzyskać czerpiąc ciepło ze studni głębinowych, ale my już zakończyliśmy nasze inwestycje - opowiada pani Hanna. - Ostatnia, poczyniona w tym roku, to przytulna buda dla psa.
Kury zwykłe i japońskie
Po sąsiedzku, w tej samej gminie (oficjalny adres: Anielewo 13) radzi gościom są Irmina i Karol Załęscy. Na Pojezierze Brodnickie również sprowadzili się z Warszawy.
- Kupiliśmy prawdziwe 20-hektarowe gospodarstwo. Prowadziliśmy chów bydła, drobiu, a i teraz uprawiamy jeszcze 10 hektarów. Nie można nas więc nazywać rolnikami z Marszałkowskiej - zastrzega gospodyni. - Mieszkamy tu już 28 lat, a od 16 przyjmujemy turystów. Na brzegu lasu, niedaleko jeziora, z myślą o gościach postawiliśmy specjalny, przytulny i ładnie urządzony domek. Można do nas przyjeżdżać z domowymi zwierzętami. Wczasowicze otrzymują gratis jajka, warzywa i owoce, wszystko, co się uda uzyskać z gospodarstwa.
Po obejściu chodzą kury trzech gatunków, oprócz „normalnych” także ozdobne japońskie.
- Zwierzęta u nas mogą czuć się bezpiecznie. Dożywają tu swoich dni - zapewnia gospodyni.
W tym roku nie ma jednak natłoku gości.
- Otworzyły się granice, bez przeszkód można podróżować po Europie. Ciągnie nas do zwiedzania świata - Irmina Załęska tak tłumaczy sobie mniejsze zainteresowanie wczasami na wsi.