W PRL-u swoboda wypowiedzi artystycznej istniała tylko na pozór. Dlatego też na Starym Rynku nie mamy smukłej kolumny zwycięskiej Nike, tylko męczeńską kompozycję figuralną z szańcem.
<!** Image 2 align=right alt="Image 34226" sub="Bydgoski pomnik Walki i Męczeństwa miał tworzyć architektoniczną całość z szańcem i budynkiem muzeum martyrologii. Na tle pustej przestrzeni wygląda inaczej niż zakładali jego twórcy.">Stary Rynek w Bydgoszczy w początkach II wojny zyskał dla mieszkańców miasta nowy wymiar za sprawą publicznych egzekucji, które odbyły się tu 9 i 10 września 1939 r i w których zginęło co najmniej 31 osób. Dziś wielu nie wyobraża sobie, by jakiekolwiek uroczystości w mieście mogły odbywać się w innym miejscu niż przy stojącym tu pomniku. Jednak przez pierwszych 18 powojennych lat władzom Bydgoszczy wystarczała skromna czarna granitowa płyta „Miejsce uświęcone męczeńską krwią Polaków walczących o wolność”.
Tablicę - zapewne przez oszczędność - wykonano na odwrotnej stronie płyty pochodzącej ze... zlikwidowanego przez Niemców żydowskiego cmentarza (można było odczytać hebrajskie litery).
Ważniejszy był wówczas pomnik Czerwonoarmisty, który na skutek nieudolności władz miejskich nigdy - na szczęście - nie powstał. Tysiące bydgoszczan zmuszone do wpłacenia pieniędzy na konto jego budowy nigdy już swoich złotówek nie zobaczyło.
23 metry
Dopiero w 1963 r. zapadła decyzja o budowie pomnika na Starym Rynku. Na ogólnopolski, bardzo nagłośniony konkurs, wpłynęło aż 113 prac. Tuż przed Bożym Narodzeniem zapadły rozstrzygnięcia, a 5.01.1964 r. w BWA otwarto wystawę nadesłanych modeli. Bydgoszczanie mogli podziwiać rzeźbę obdarzoną pierwszą nagrodą z gwarancją realizacji. Smukła postać Nike stała na wysokim cokole otoczonym płaskorzeźbami. W jednej ręce trzymała opuszczony w dół miecz, w drugiej - wzniesionej - bukiet kwiatów. Wysokość konstrukcji miała sięgać aż 23 metrów!
Dopiero 15.01. otwarto koperty z godłami uczestników konkursu. Pod hasłem „Chrobry” krył się znany warszawski rzeźbiarz Wacław Kowalik. Odsłonięcie gotowego dzieła zapowiedziano szumnie już na 1 września tego samego roku, na 25-lecie wybuchu wojny. Zaczęto mówić nawet o... wyburzeniu niektórych kamienic, by statua była lepiej widoczna z ul. Mostowej.
Artysta wyniszczony
Na zwycięski projekt kręcili jednak nosem zwiedzający wystawę, a przede wszystkim władze miasta. Pod koniec stycznia przeciw jego realizacji zaprotestowało stowarzyszenie architektów. Ostatecznie zlecenie na wykonanie dzieła wysłano do artysty dopiero 18 czerwca. 5 sierpnia model w skali 1:5 był już gotowy, o czym rzeźbiarz powiadomił bydgoski Wojewódzki Komitet Obywatelski, zleceniodawcę budowy. Po bydgoskiej stronie zapanowała jednak cisza.
12.04.1965 r. Wacław Kowalik dowiedział się nieoczekiwanie, że budowę pomnika zlecono... warszawskiej Pracowni Sztuk Plastycznych, która miała „nadzorować” artystę i wprowadzić odpowiednie poprawki do projektu. Rzeźbiarz protestował, ale, jak się okazało, nie miał nic do gadania. Trwało to rok. Z wydaną w międzyczasie opinią kolegium rzeczoznawców przy ministrze kultury i sztuki autor zdecydowanie się nie godził, także w sprawach finansowych.
Artysta próbował jeszcze interweniować u ministra Lucjana Motyki: „Zwracam się z wiarą, że nie może być nadużywana władza i wpływy w celu niszczenia człowieka, krzywdzenia twórcy i lojalnego obywatela”. Skarżył się, że efektem szykan wobec niego była choroba.
6.05.1966 Kowalik poddał się: „W wieku dojrzałości twórczej jestem wyniszczony psychicznie i fizycznie. Rezygnuję z wykonania dalszych prac” - napisał do ministra i władz Bydgoszczy. „Przyjmujemy rezygnację z poprzedniego i prosimy o wykonanie nowego, innego modelu” - odpisało Prezydium WRN w Bydgoszczy.
Była to jednak już tylko kurtuazja. W międzyczasie za pomnik zabrali się politycy. Komisja rzeczoznawców przy ministrze kultury zwróciła się do wybranych rzeźbiarzy o przygotowanie nowych modeli. Po kolektywnej naradzie wybrano projekt Franciszka Masiaka z Warszawy, który proponował ustawienie postaci rannego młodzieńca z bagnetem w ręce na tle sztandaru oraz 17-metrowej kolumny w kształcie miecza z herbem Bydgoszczy.
Na kolejnym posiedzeniu jury zmieniło zdanie. Zadecydowano, że artysta wykona grupę postaci, jako tło - szaniec i do tego dojdzie budynek muzeum w miejsce zniszczonej przez hitlerowców zachodniej pierzei rynku, który miał zaprojektować prof. Padlewski z Warszawy.
PRL w pigułce
Masiak przystał na to. Poparł koncepcję bydgoskiego architekta Jerzego Winieckiego, łącznie z muzeum. Nawet znalazł dodatkową motywację. „Za ciężko było pokazać martyrologię i zwycięstwo w jednym - uznał po odsłonięciu pomnika. - Poszedłem więc na koncepcję wyrażenia oporu w cierpieniu”.
Ostatecznie kolegium rzeczoznawców 26.03.1968 r. zdecydowało, że zostanie wykonana 7,5-metrowa rzeźba z brązu ustawiona na granitowym cokole z 26-metrowym szańcem, złożonym z 80 brył piaskowca.
Dalsze działania jak w soczewce skupiły w sobie charakterystyczne PRL-owskie realia. Połowa środków na zabudowę rynku miała pochodzić od Rady Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa, druga część z budżetu województwa. Ale pieniędzy nie było. Znaleziono z trudem 5 mln, miały wystarczyć na pomnik i szaniec. Postanowiono, że muzeum „będzie zrealizowane później”. Potem odstąpiono od wzniesienia trybuny z boku pomnika.
<!** reklama left>Tymczasem „wykołowany” Kowalik jeszcze usiłował protestować, rozsyłał pisma, gdzie tylko się dało. Doczekał się jednak tylko uwagi ze strony bydgoskiego komitetu, że skoro sam złożył rezygnację, nie ma podstaw do wszczęcia postępowania interwencyjnego.
Odwrotnie było z Masiakiem. Nie sprzeciwiał się politykom i pozyskał od nich wszechstronną pomoc. Nie wykonywał nawet modelu w skali 1:5, jak było to przyjęte w branży „od wieków”, ale od razu rzeźbił figurę naturalnej wielkości. 30 ton deficytowej gliny załatwił mu wiceminister komitetu planowania. Ten sam urzędnik interweniował w hucie, by wywalczyć dodatkowy przydział 9 ton brązu na pomnik. Potem okazało się, że potrzeba 5 ton więcej. I na to przydział się znalazł. Z kolei uzyskanie 15 ton gipsu alabastrowego na model z zakładów „Dolina Nidy” wymagało interwencji u samego ministra przemysłu chemicznego. W sprawę pomnika został zaangażowany jeszcze dwukrotnie minister budownictwa, który interweniował najpierw w zakładach kamieniarskich w Szydłowcu, by na czas wysłano ekipę montażową do Bydgoszczy, a potem z powodu... braku dźwigu! W tym czasie Masiak interweniował u ministra kultury w sprawie źle naliczonego wynagrodzenia...
Heroiczny bój w stylu PRL-owskiej groteski o dotrzymanie terminu zakończył się sukcesem. Odlew 12-tonowej bryły dotarł do Bydgoszczy pod koniec lipca. Ponad miesiąc zajęło ustawianie kompozycji oraz układanie szańca i kucie w kamieniach napisów.
3 września w kinie „Pomorzanin” doszło o uroczystej premiery filmu „Sąsiedzi”, a dwa dni później na Starym Rynku odsłonięto pomnik.