https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Niezła trójka na słabą piątkę

Mariusz Załuski
Pewna mała firma produkuje niezły, ekskluzywny towar. I w pocie czoła wydrapuje sobie miejsce na rynku.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Pewna mała firma produkuje niezły, ekskluzywny towar. I w pocie czoła wydrapuje sobie miejsce na rynku.

Póki ten rynek funkcjonuje dobrze, nikomu to nie przeszkadza, ale kiedy zaczyna się kryzys, potentaci zaczynają konsolidować się i czyścić przestrzeń. I dochodzą do wniosku, że ta nasza firemka dla ekskluzywnego targetu przydałaby się im w portfelu różnorakich interesów... Normalka w biznesie? Normalka. Tyle że tym razem chodzi o rynek narkotykowy.

<!** reklama>To biznesowe podejście do przestępczych przepychanek - z całą terminologią, sztafażem, parodią negocjacji - to jeden z zabawniejszych chwytów w tym filmie. I na odwrót - to też metafora relacji w kapitalizmie epoki schyłkowej, nie różniących się aż tak bardzo od stylu narkobiznesu.

Tyle że takich prztyczków w obrazie „Savages: ponad bezprawiem” mamy niewiele, choć pewnie każdy spodziewał się ich więcej. W końcu to film samego Olivera Stone’a, który, jak wiadomo, stylizował się na kogoś w rodzaju lewicowego kaznodziei i w doniosłych produkcjach, od „Plutonu” i „Urodzonych morderców” po „W” i „Nixona”, opowiadał nam o tym, jak widzi świat. Tym razem postawił na kino lżejsze. No i, o dziwo, wyszło mu to znacznie lepiej niż parę ostatnich produkcji wagi ciężkiej. A odsączony z ideologii film pokazał, że Stone to wciąż fantastyczny magik kina.

Oczywiście, film odsączony jest nie do końca, bo parę razy reżyser przypomina sobie o swoich poglądach. Dawno na przykład nie widziałem produkcji tak ciepło traktującej marihuanę. Ba, mamy tu nawet w tle umierającą żonę jednego z bohaterów, której „zioło” pozwala znieść cierpienie. Jest to jednak przede wszystkim sprawna opowieść sensacyjna o najważniejszych wartościach, dla których jesteśmy w stanie poświęcić marności tego świata. Bo w końcu w momencie próby to miłość, przyjaźń i odpowiedzialność za ludzi, na których nam zależy, biorą górę. Przynajmniej u części z nas.

A oglądamy balladę o trójce przyjaciół, prowadzącej swój maleńki biznes w słonecznej Kalifornii. Jeden pan jest wrażliwym botanikiem i biznesmenem, drugi weteranem z Iraku i Afganistanu. Obaj mają jedną partnerkę, bardzo piękną i bardzo blond. Cała trójka zarządza plantacją rewelacyjnej marihuany i sprytnie zorganizowanym rynkiem zbytu. I wtedy pojawia się potężny meksykański kartel, który proponuje naszej trójce wrogie przejęcie.

Swoją drogą, Meksykanie nie robią tym razem za biednych pomocników ogrodnika, ale za gości, którzy w USA poczynają sobie brutalnie i bardzo sprawnie, a garnitury noszą lepsze od Amerykanów. No, a ów trójkąt... Tym razem nieparzysta grupka miłośników to siła napędowa, a nie destrukcyjna. A to też jest rzadkie.

Stone zafundował nam sprawne kino, na piątkę z minusem. Jeśli parę rzeczy potraktujemy z dystansem, to wszystko tu pasuje - montaż, scenografia, tempo. No i aktorzy. Poza młodymi zdolnymi mamy tu też parę gwiazd z górnej półki, choćby Johna Travoltę i Salmę Hayek. Ale i tak film kradnie wszystkim Benicio del Toro. No, ale on kradnie film zawsze i każdemu.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski