<!** Image 3 align=none alt="Image 214678" sub="W Śródmieściu nie brakuje sklepików, w których kupić można wyłącznie produkty przeznaczone na rynek niemiecki. Klienci uważają, że często są lepszej jakości niż te, które znaleźć można w innych sklepach.(Fot.: Dariusz Bloch)">
**Czy te same produkty sprzedawane w polskich i niemieckich sklepach różnią się smakiem i jakością? Badania wykazały, że tak, dystrybutorzy zapewniają - że nie.**
Jak doniósł „Fakt”, słowacka federacja konsumentów zbadała, czy flagowe produkty światowych koncernów sprzedawane w Europie Środkowo-Wschodniej są takie same, jak te sprzedawane na przykład w Niemczech. Słowakom w badaniach wyszło to, co bydgoszczanom wiadomo od dawna.<!** reklama>
- Często kupuję na stoiskach z niemieckimi rzeczami, zaopatruję się głównie w słodycze i chemię. Zostało mi to chyba jeszcze z czasów końca komuny, gdy z Berlina Zachodniego przywożono na targowiska różne rzeczy. Nie mam wątpliwości, że niemieckie proszki czy płyny do mycia są lepsze, ładniej pachną i są wydajniejsze - uważa pani Joanna ze Śródmieścia.
- Ziarna kawy kupowane w Polsce są niejednolite, co oznacza, że trafiają do paczek i te lepsze i te gorsze. W Niemczech jest to niedopuszczalne - można przeczytać w „Fakcie”. Dostało się zwłaszcza Mondelez Polska, dystrybutorowi m. in. kawy Jacobs, czekolady Milka i wielu innych produktów.
Kawa jak dzień i noc
- Kawę piją moi znajomi i mówią, że niemiecka i polska to jak noc i dzień. Sam nie lubię porównywać swoich towarów z polskimi, bo nie chcę nikogo krytykować. Powiedzmy sobie jednak otwarcie - gdyby te produkty były takie same, sklepy takie jak mój nie miałyby racji bytu. A jednak są, a klienci, którzy raz skorzystali za zasadzie - sprawdzę sam i spróbuję - niemieckich produktów, chętnie do nich wracają - podkreśla pan Maciej, prowadzący sklep z niemieckimi produktami w Śródmieściu.
Co najczęściej kupują bydgoszczanie? - To, co jest reklamowane w telewizji, tyle że w niemieckiej wersji. Produkty sprzedawane wyłącznie na rynku niemieckim, całkiem dobre, ale nie reklamowane u nas, nie cieszą się wzięciem - zauważa sprzedawca.
Ciuchy jak nowe
- Nieraz czytałem w Internecie opinie, że proszki i płyny z Niemiec lepiej piorą, że są bardziej wydajne. Wystarczy spojrzeć na zalecenia producentów, ile trzeba sypać proszku z Polski, a ile z Niemiec. Ponoć to badania sprawiły, że to Polacy wolą sypać więcej. Jak jest naprawdę, nie wiem, ale akurat z niemieckich proszków korzystam od kilkunastu lat i wiem na pewno, że zupełnie inaczej wyglądają ciuchy po praniu. Nie niszczą się, a po kilkunastu praniach „nie szmacieją”. Ważne jest też to, że są one produkowane z troską o środowisko, jest więc niejako mniej chemii w chemii - zauważa pan Maciej.
- Nie ma żadnych różnic w innych produktach. Nie ma także żadnych różnić jakościowych w kawie. Jacobs Kronung od lat wypada świetnie w testach konsumenckich, a Polacy doceniają jej intensywny aromat. Smak naszej kawy jest dostosowany do gustów i potrzeb konsumentów na naszym rynku. Gdyby tak nie było, nie bylibyśmy w gronie najchętniej kupowanych kaw na polskim rynku - zapewnia Agnieszka Kępińska-Sadowska, rzecznik prasowy Mondelez Polska. - Minimalne różnice polegają jedynie na modyfikacji samego smaku kawy, co wynika z życzeń klientów. Polacy np. wolą nieco intensywniejsze smaki kawy, dlatego kawa polska różni się nieco np. od holenderskiej. Podkreślamy jednak z całą mocą, że proces produkcji jest dokładnie taki sam, na każdym etapie - doboru i kontroli jakości stosowanych ziaren, czyszczenia, palenia, mielenia, pakowania i dystrybucji, inaczej jednak dobierane są ziarna kawy. Nie ma więc żadnych różnic jakościowych.
Trudno zweryfikować słowackie badania, gdyż w Polsce nikt ich nie prowadzi.
- Nie zajmujemy się porównywaniem produktów sprzedawanych w naszym kraju i za granicą. Inspekcja handlowa w Bydgoszczy nigdy nie prowadziła tego typu badań - zaznacza Luiza Chmielewska, naczelnik w Wojewódzkim Inspektoracie Inspekcji Handlowej w Bydgoszczy. - Sprawdzamy produkty pod kątem zgodności z deklaracjami producentów i obowiązującymi przepisami. Więc jeśli dajmy na to, w czekoladzie ma być 50 procent kakao, to sprawdzamy, czy tak jest w istocie, a nie badamy, czy jej zagraniczny odpowiednik ma na przykład 60 procent kakao w składzie - tłumaczy Luiza Chmielewska.