Zawód telemarketera wydaje się być łatwy. Do tej pracy garnie się wiele młodych osób. Jednak rzeczywistość czasem nie jest kolorowa i niektórzy srodze się nią rozczarowują.
- Przestrzegam wszystkich, którzy zamierzają pracować w Centrum Obsługi Biznesu. Firma zajmuje się telemarketingiem. Przed podjęciem pracy trzeba podpisać umowę, w której jest paragraf o świadczeniu pracy przez minimum 3 miesiące. Jeśli z jakiegoś powodu przestaniemy pracować dla COB, trzeba zapłacić 550 zł - niby za szkolenie (którego zresztą nie ma). Jednak, jeśli pracodawca zwolni pracownika z jego winy (a bywało, że z pracą żegnały się osoby np. odwracające się plecami do przełożonego, rozmawiające z kolegami, odbierające prywatne telefony albo spóźniające się kilka minut), też trzeba płacić - pisze na forum portalu „Praca do kitu” jeden z byłych pracowników centrum. Telemarketerzy zatrudnieni są na umowę-zlecenie. Dlatego zdaniem internauty trudno walczyć o swoje prawa. Pani Maria, o której piszemy na stronie 3, również się o tym przekonała, gdy poszła do inspekcji pracy po pomoc. Jak mówi, nie może odwołać się do sądu, bo nie ma uzasadnienia decyzji o jej zwolnieniu. <!** reklama>
- Ta pani zwróciła się tylko o ustne uzasadnienie. Poza tym, nie chciałem rozmawiać w takiej atmosferze - wyjaśnia Robert Mirek z COB.
Była pracownica firmy nie składa broni i zapowiada skierowanie sprawy do sądu. - Nie zostawię tego, bowiem nie zrobiłam nic, aby zaszkodzić firmie, w której pracowałam. Jak mogę więc ponosić karę za coś, czego nie zrobiłam? Już rozmawiałam z adwokatem i przyznał mi rację, a także umówiłam się z byłą pracownicą centrum. Ona pomagała innym osobom, które znalazły się w takiej sytuacji, jak ja - mówi pani Maria.