- Stałam z koleżanką przy kasie. Od razu zauważyłam tego pana, bo na nasze piętro klienci rzadziej zaglądają. Przechodził szybko i nagle zatrzymał się przed naszym sklepem, przy balustradzie. Spojrzał w dół, przełożył jedną nogę przez poręcz, jakby chciał się położyć na niej na brzuchu, potem drugą i skoczył. Jego ruchy były zdecydowane. Nie rozglądał się, nie szukał miejsca do oddania skoku - opowiada młoda kobieta ze sklepu z odzieżą. Prawdopodobnie jedyny naoczny świadek tragedii.
CZYTAJ TEŻ:Tragedia w Domu Mody Drukarnia. Nie żyje 62-letni mężczyzna
[break]
Nie zdążyła zareagować. Zawołać. Krzyknąć ostrzegawczo. Nic. Kiedy sekundę później usłyszała uderzenie ciała o ziemię, skuliła się tylko za ladą i rozpłakała. Jest w szoku, mimo że od tragedii minęły trzy dni.
To trwało chwilę
Kobiety ze sklepu zapamiętały, że mężczyzna był ubrany w granatową marynarkę, koszulę w kratę i dżinsy. Twarzy nie widziały. - To był naprawdę moment - powtarzają.
Nie wiadomo, dlaczego 62-letni Benedykt B., zameldowany w powiecie człuchowskim, wybrał śmierć samobójczą i dlaczego postanowił zrobić to na oczach ludzi - w piątkowe popołudnie w Domu Mody „Drukarnia” w centrum Bydgoszczy. Prokuratura nie ustaliła jeszcze motywu.
- Ani sprawy finansowe, ani zawód miłosny nie wchodzą w grę - mówią śledczy. Wczoraj przesłuchiwali najbliższą rodzinę zmarłego.
- Szczęście w nieszczęściu, że na nikogo nie spadł. Stałem zamyślony i nagle kątem oka zobaczyłem nad sobą przesuwający się cień. Ułamek sekundy później doszło do mnie, że to spadający człowiek. Potem usłyszałem ogromny huk. Straszny odgłos. Słyszę go do dzisiaj - mówi sprzedawca ze stoiska z telefonami komórkowymi. Samobójca upadł tuż obok gabloty z telefonami.
- Dla żony tego pana to musiało być straszne - mówią ekspedientki z pierwszego poziomu, z którego mężczyzna oddał skok. Przeleciał 12 metrów i upadł na najniższej kondygnacji, pomiędzy sklepem z herbatami a recepcją klubu fitness, obok schodów ruchomych.
- Chwilę wcześniej przechodziła tamtędy moja koleżanka. Powiedziałyśmy sobie cześć - cześć, spuściłam głowę i za moment usłyszałam ten straszny huk. Myślałam, że komuś lampa na głowę spadła - nie może otrząsnąć się kobieta ze sklepu z herbatami. Pamięta widok rozsypanego telefonu komórkowego samobójcy. Mówi, że upadł w najbardziej ruchliwym miejscu.
Byli razem na zakupach
Benedykt B. umówiony był w galerii z żoną. Przyjechał samochodem, który zostawił na parkingu wielopoziomowym w „Drukarni”. Jego partnerka, młodsza o ok. 20 lat kobieta - jak podaje prokuratura - przyszła do galerii na Gdańskiej chwilę po tym, jak Benedykt B. oddał samobójczy skok. Wcześniej próbowała się do niego dodzwonić.
- Ci państwo byli razem na zakupach. W czasie zdarzenia żona tego pana znajdowała się poza Domem Mody „Drukarnia”. Kiedy przyszła do galerii handlowej, drzwi były już zamknięte, bo po skoku ewakuowano wszystkich klientów. Nie mogła wejść - relacjonuje prokurator Tomasz Bronke z Prokuratury Bydgoszcz-Północ. Śledczy nie mają wątpliwości, że było to samobójstwo, choć na razie brak motywu. Nie ma też listu pożegnalnego. Zmarły miał przy sobie telefon i portfel.
Po skoku mężczyzna dawał jeszcze oznaki życia. Półgodzinna reanimacja zakończyła się jednak porażką.