https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie spłonęli, bo zamarzali

Jacek Kiełpiński
- Dotarliśmy do 207 kilometra po rozwiłce zimnika na 121 - syberyjskim szyfrem rzuca Romuald Koperski na mecie Ekspedycji Stulecia. Docenić to osiągnięcie w pełni mogą tylko kierowcy ciężarowych urali z Czukotki, którzy aż tak daleko się nie zapuszczają. Nam, ludziom żyjącym w raju, do takich ocen brakuje wyobraźni.

- Dotarliśmy do 207 kilometra po rozwiłce zimnika na 121 - syberyjskim szyfrem rzuca Romuald Koperski na mecie Ekspedycji Stulecia. Docenić to osiągnięcie w pełni mogą tylko kierowcy ciężarowych urali z Czukotki, którzy aż tak daleko się nie zapuszczają. Nam, ludziom żyjącym w raju, do takich ocen brakuje wyobraźni.

<!** Image 2 align=right alt="Image 81233" sub="Romuald Koperski wśród członków licznej czukockiej rodziny, mieszkającej w okolicach Morza Beringa. Takich spotkań podróżnicy przeżyli wiele i wszędzie przyjmowano ich niezwykle gościnnie. Fot. Ekspedycja Stulecia">Pod gdańskie centrum handlowe „Manhattan” zajechali z fantazją, choć przez ostatnie 10 tysięcy kilometrów dysponowali tylko jednym, szóstym biegiem. Ich potężny MAN rodem z Bundeswehry, ozdobiony wielkimi rogami syberyjskiego łosia, przyciągał uwagę wszystkich na zatłoczonych gdańskich ulicach. Nie pasował do otoczenia. Czuć było od niego zapach prawdziwej przygody.

Przypadkowi przechodnie widząc fetę, wieńce, szczudlarzy z flagami, podium i szampana pospiesznie próbowali się dowiedzieć, jakiż to rajd się zakończył. - Rajd wszechczasów! - tłumaczył podekscytowany młody człowiek robiący zdjęcia.

<!** Image 3 align=right alt="Image 81233" sub="Zasypana wieś na trasie Mirnyj-Jakuck. W tych warunkach mieszkańcy funkcjonują przez całą długą syberyjską zimę. Radzą sobie doskonale. Nie narzekają na pogodę. Taki urok życia na Syberii. Fot. Ekspedycja Stulecia">Koperski znowu zaskoczył świat. Zrobił coś, czego nikt przed nim nawet nie spróbował. Choć eksplorowaniem Syberii zajmuje się od 16 lat, land roverem przejechał ją wzdłuż, a przepłynął pontonem wszerz - to właśnie ta wyprawa ciągnęła go najbardziej. Od lat marzył, by dotrzeć w warunkach syberyjskiej zimy do Cieśniny Beringa i w ten sposób poznać w pełni smak Syberii. Okazja w tym roku wydawała się idealna. Podróżnik zamierzał wykorzystać równą, setną rocznicę Wielkiego Wyścigu z Nowego Jorku do Paryża. Dokładnie

po stu latach

<!** Image 4 align=right alt="Image 81237" sub="Bywały takie odcinki trasy, gdzie poza śladami ciężarówki podróżników nie było innych oznak cywilizacji Fot. Ekspedycja Stulecia">postanowił powtórzyć wyczyn naszych pradziadków, ale tym razem przejechać tę trasę w drugą stronę i to nie, jak w 1908 roku, po torach Kolei Transsyberyjskiej, tylko po bezdrożach północy Syberii. Liczył na to, że duży budżet prestiżowej imprezy pozwoli „przerzucić” samochody drogą powietrzną na Alaskę. Wielkie koncerny samochodowe nie były jednak taką rywalizacją zainteresowane. - Wolą zabawy w piasku podczas rajdu Paryż-Dakar - ocenił Koperski, zniechęcony współczesną cywilizacją. - Na mrozie ich elektroniczne gadżety nie działają. Bali się kompromitacji, która mogła zniszczyć strategie reklamowe, czyli utraty szmalu się obawiali, bo tylko to się dla nich liczy, cieniasy.

<!** Image 5 align=right alt="Image 81237" sub="Domek z bajki? Chandyga w Jakucji, około 300 kilometrów od bieguna zimna. W momencie wykonywania zdjęcia było minus 58 stopni Celsjusza.
A w domu gościnni ludzie, którzy zapraszali do środka. Fot. Ekspedycja Stulecia">Odpuszczać jednak nie zwykł, więc zamiast rajdu zaproponował Ekspedycję Stulecia - przez całą Euroazję, od przylądka Roca w Portugalii do Przylądka Dieżniewa na Czukotce. - Gdy zaczynaliśmy było plus 20 stopni, gdy kończyliśmy - minus 63. A opowiadać jest sens tylko o Syberii. Poznaliśmy tam prawdziwych nadludzi, których gościnność przekracza wszelkie europejskie wyobrażenia. Wszyscy narzekający na sytuację w Polsce powinni tam się przenieść, chociaż na dzień. W raju żyjemy, tylko tego nie widzimy - przekonywał podróżnik, który za największy sukces wyprawy uznaje zweryfikowanie informacji dotyczących dostępu do Cieśniny Beringa. - Nawet Victor Makarowskiy, badacz Syberii, nie wiedział, że na kołach tam się dojechać po prostu nie da. Dostępu bronią skaliste góry o wysokości 700 metrów. Proponowano nam przeciągnięcie MAN-a na wielkich saniach targanych przez pojazdy gąsienicowe, ale to byłoby niestylowe. Woleliśmy brnąć na kołach, czasami cały dzień kilkaset metrów, ale z pomocy tych dzielnych ludzi w ten sposób nie korzystać.

<!** Image 6 align=right alt="Image 81237" sub="Terenowy MAN uczestników wyprawy w trakcie pokonywania Gór Czerskiego w Jakucji. Auto dzielnie radziło sobie na stromych podjazdach, głównie za sprawą doskonałych opon „Michellin”, których uczestnikom wyprawy zazdrościli kierowcy urali. Fot. Ekspedycja Stulecia">Najsłynniejszy punkt orientacyjny na Czukotce, owiany legendą 121 kilometr - gdzie jest rozwiłka (rozwidlenie) zimników (dróg biegnących po zamarzniętych rzekach) - stanowi, nawet dla kierowców dosiadających używanych tam wyłącznie potężnych urali, absolutny kres drogi na wschód. Ekspedycja Koperskiego dojechała aż do kilometra 207. - Taki sobie cel założyliśmy. I udało się. Mieliśmy szczęścia od cholery - zapewnia Marian Pilorz.

Właśnie szczęściem i... brakiem wiedzy o tym, co ich czeka, tłumaczą powodzenie wyprawy. Nie przewidzieli, że przy minus 60 stopniach Celsjusza docisk sprzęgła musi się rozsypać. Nie pomyśleli, jakie są skutki zjazdu

po lodzie bez hamulców,

<!** Image 7 align=right alt="Image 81240" sub="Przylądek Roca w Portugalii. Romuald Koperski, Victor Maka-rowskiy i Marian Pilorz na starcie Ekspedycji Stulecia 15.01. Fot. Ekspedycja Stulecia">gdy olej w mostach się gotuje. W normalnych warunkach opony zapaliłyby się i auto spłonęłoby. Ale tam siarczysty mróz akurat się przydał i załatwił kwestię ekstremalnego chłodzenia. - Najlepszych mechaników tam spotkaliśmy. Zaciągnęli nas do jakiejś szopy i mówią: a teraz będziecie z nami wódkę pić. Wyraziliśmy lekkie obawy, ale nie było wyjścia, bo oni twardo: tak jak wy będziecie pili, tak my będziemy pomagali - wspomina Koperski. - Takiego serwisu nie ma w salonach samochodowych. Na gościnność tych ludzi trzeba wręcz uważać, bo nie zawahają się i oddadzą swój prowiant na zimę.

Na Czukotce zimą trzeba zdawać sobie sprawę, co stoi za banalnym pytaniem:

czaj budziesz pić?

<!** Image 8 align=right alt="Image 81240" sub="Kres wyprawy, 14.03. Poprzedniej nocy pojazd jej
uczestników dobrnął najdalej na wschód. Fot. Ekspedycja Stulecia">Bo nie na samej herbatce się skończy. - Wypicie herbaty to cała operacja - wyjaśnia Koperski. - Potrzebne są najpierw sanki, wiadro i siekiera, by zdobyć lód na wodę. Po dwóch godzinach rozgrzewania go na palenisku, zasilanym łajnem reniferów, mamy wrzątek. A w tym czasie stół już się zapełnia. Stroganina, czyli tłusta, zmrożona ryba, doskonałe mrożone mięso renifera, jego mózg z krwią uchodzący za przysmak dla specjalnych gości i absolutny hit - larwy gzów wydobywane ze skór renifera, najlepsze źródło czystych protein. Goście Czukczów muszą być zadowoleni.

<!** Image 10 align=right alt="Image 81242" sub="Powitanie na mecie w Gdańsku.
Romuald Koperski z sześcioletnim synem, Piotrem. Fot. Adam Zakrzewski">Nie da się za to pić tamtejszego bimbru, czyli poddiełki. - Myślałem, że wszystko wytrzymam, ale to mnie powaliło - zapewnia Koperski. - Bo to po prostu nie jest wódka, tylko jakieś groźne chemikalium. Podobnie z paliwem. Zwykłej soliarki, czyli oleju napędowego, tam nie stosują. Mają coś niezwykłego o nazwie arktika. Cuchnie nieprawdopodobnie, ale nie zamarza. Potężny silnik naszego MAN-a chodził na tym przez 2 miesiące i to non stop, bo go nie wyłączaliśmy nawet na chwilę.

Podróżnicy spali w kontenerze, zainstalowanym na pace MAN-a, pochodzącym z armii dawnej NRD. Jego wyposażeniem zajęła się firma „Famos” ze Starogardu Gdańskiego. - Stworzyli coś niesamowitego, przy najgorszym mrozie do minus 63 stopni i wiejącym z szybkością 150 kilometrów na godzinę wietrze zwanym purga, mogliśmy normalnie spać - zapewniają. - A rodzina Czukczów w tym samym czasie urzędowała jak gdyby nigdy nic w brezentowej jurcie obłożonej tu i ówdzie skórami. Gdy wyszło słońce i ociepliło się do minus 50 stopni, rocznego, półgołego dzieciaka posadzili na śniegu. Malec miał kaszel i lekki katar, a tam tak leczy się tego typu przypadłości.

<!** Image 9 align=right alt="Image 81242" sub="Pochodzący z Bundeswehry MAN z 1980 r. spisał się podczas wyprawy. Przeje-chał blisko 40 tys. km. Z tego jedną czwartą tylko na jednym, szóstym biegu. Po drodze do jego baku trafiało podejrzane paliwo arktika, a nawet mazut. Fot. Adam Zakrzewski">Zawiezione przez nich dary dla wspólnoty w Kołymskoje, laptop i rzutnik multimedialny, wydały się śmieszne, gdy w odpowiedzi miejscowy cech dał im stroje, które żadnego mrozu się nie boją, wszystko ze skór reniferów i wilków. - Zaś na pożegnanie mieszkańcy nanieśli nam jeszcze tonę ryb wszelakich - dodaje Koperski. - Przebić się tego nie dało niczym. No, może drewnem, które wieźliśmy na czarną godzinę. Gdy te drewka oddaliśmy, w jednej z jurt przyjęto je jak skarb. Pewnie cały czas z tego opału korzystają, bo w tundrze do takiego opału podchodzi się z namaszczeniem. Struga się drewno na cienkie wiórki i wykorzystuje każdy płomyk.

Teczka osobowa

<!** Image 11 align=right alt="Image 81244" >Romuald Koperski

  • Wielką przygodę z Syberią zaczął w 1994 r., gdy land roverem wybrał się z Zurichu do Nowego Jorku. Prawie trzy miesiące trwało przedzieranie się przez tajgę, pustynie, tundrę i walka z błotem oraz komarami. Od tego czasu był tam kilkadziesiąt razy.
  • W 1998 roku spłynął gumowym, niewielkim pontonem największą wschodniosyberyjską rzekę Lenę, od źródeł w Górach Bajkalskich do ujścia w Morzu Łaptiewów.
  • W 2002 r. dotarł do grobu Jana Czerskiego, gdzie powiesił tablicę pamiątkową.
  • Cztery razy organizował rajd „Transsyberia”. Zamierza „syberyjskim” MAN-em, wraz z Marianem Pilorzem, pokonać Eurazję z północy na wschód. A następnie także z nim przepłynąć... szalupą Pacyfik.
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski