Dziś, 10 czerwca, na ekrany kin wchodzi film „Nie opuszczaj mnie” w reżyserii współautorki „Solidarnych 2010”, Ewy Stankiewicz.
<!** Image 2 align=none alt="Image 173384" sub="Autorem muzyki do filmu „Nie opuszczaj mnie” jest Tomasz Gwinciński">Afera wybuchła niemal dokładnie rok temu, bo trwał właśnie - jak teraz - gdyński festiwal filmowy. I może czas odłożyłby ten spór do lamusa historii, gdyby nie fakt, że film, o który wtedy poszło, wchodzi do kin. A wraz z nim niedopowiedzenia i pretensje...
Ewa Stankiewicz opowiada historię dwojga młodych ludzi, którzy przypadkowo spotykają się w momencie, gdy śmierć zabiera im najbliższe osoby. Rozpacz i zagubienie stawia ich po stronie wątpiących w sens życia, szukających go na oślep. Bohater, zakonnik, zdaje się tracić wiarę również w Boga. Jego gra Wojciech Zieliński, ona to niezwykle dojrzała w tej roli Agnieszka Grochowska. O filmie krytycy mówią, że jest mocny i brudny, że to pierwsze w kraju takie kino kobiece. Skoro tak, dlaczego Gutek Film, pomimo wcześniejszego listu intencyjnego, wycofał się dystrybucji filmu „Nie opuszczaj mnie”?
Dla Ewy Stankiewicz odpowiedź jest jedna - na tzw. salonach nie ma aprobaty dla jej (i Jana Pospieszalskiego) reportażu o protestach pod krzyżem, więc dystrybutor - wiedziony poprawnością polityczną - wycofał się. Na nic się zdało, że Roman Gutek tłumaczył swą decyzję pewnym rozczarowaniem finalnym dziełem Stankiewicz i tym, że dla takich filmów trudno o widzów. Wytoczył więc argumenty artystyczne i ekonomiczne.
<!** reklama>Inna rzecz, że zarzuty artystyczne okazały się nie być przeszkodą do zaproszenia filmu „Nie opuszczaj mnie” na wrocławski Festiwal Era Nowe Horyzonty. A argument ekonomiczny? Przecież Gutek Film znany jest z dystrybucji kina niszowego, czytaj - niekasowego... Może lepiej było powiedzieć: nie puszczamy filmu, bo się nam nie podoba albo nie podoba się nam osoba reżyserki, albo nie puszczamy, bo nie chcemy - wszak to prywatny dystrybutor i ma prawo.
Stało się, jak się stało, więc gdy film Ewy Stankiewicz trafił w końcu do rozpowszechniania i od 10 czerwca jest wyświetlany w 30 kinach w kraju, reklamę ma jak rzadko który! Szczególnie, że jej korzenie tkwią w rozdrapywanych ustawicznie ranach po tragedii smoleńskiej, która - zdaje się, że na trwałe - podzieliła Polskę. I to bynajmniej nie tylko tę filmową.
„Czuję się zaszczuta. Nigdy nie spotkałam się z taką ścianą agresji. Najtrudniej znoszę kłamstwo i manipulację” - powiedziała w jakimś wywiadzie Ewa Stankiewicz, zupełnie jakby nie pamiętała, że właśnie manipulację zarzucano nakręconym przez nią i Pospieszalskiego „Solidarnym 2010”. „Chciałabym żyć w kraju, w którym jest przestrzeń dla normalnej dyskusji” - dodaje i znowu można te słowa włożyć w usta adwersarzy...
A jednak na debiut fabularny Ewy Stankiewicz warto wybrać się do kina. I już nie tylko dla Agnieszki Grochowskiej, Elżbiety Barszczewskiej i Daniela Olbrychskiego, ale też dla muzyki, którą do filmu „Nie opuszczaj mnie” skomponował wielce utalentowany i oryginalny twórca - bydgoszczanin, Tomasz Gwinciński.