Namioty z sukienkami, skarpetami i innymi częściami garderoby zakwitło w centrum miasta przy Rywalu na początku grudnia ubiegłego roku. Handel ruszył na terenie należącym do prywatnego właściciela.
[break]
Targowisko bulwersuje bydgoszczan. - Wstydzę się za miasto - opowiadają, telefonując do redakcji. - Piękna ulica Gdańska, a obok ktoś z namiotu sprzedaje gacie. Skandal i porażka miejskich władz.
Estetyka leży
Krucjatę przeciwko targowisku zapowiedział w ubiegłym roku Marek Iwiński, miejski plastyk, przypominając, że wygląd i lokalizacja tymczasowych stoisk handlowych jest ściśle określona w ratuszowych wytycznych, a te są ostre. W dokumencie czytamy m.in., że „wprowadzanie obiektów handlowych dopuszcza się pod warunkiem zachowania wysokiego poziomu kompozycyjno-estetycznego miejsca”.
- Opiniuję takie obiekty małej architektury, zdarza się, że niektórzy kilkakrotnie zmieniają założenia i projekty, jeśli nie spełniają warunków - mówi Marek Iwiński.
W grudniu ub. roku plastyk powiadomił o targowisku m.in. Straż Miejską, inspekcję handlową, nadzór budowlany.
Prawo tak pozwala
- To były ustalenia ustne - mówi Arkadiusz Bereszyński, rzecznik bydgoskich municypalnych. - Tyle że my działamy w granicach prawa, a kodeks wykroczeń o estetyce obiektu handlowego nic nie mówi. Możemy sprawdzać tylko, czy handel nie odbywa się po za gminnym wyznaczonym terenem. W tym przypadku tak nie było, dlatego tylko sprawdziliśmy, czy handlujący mają wpis do ewidencji działalności gospodarczej. Mieli, więc na tym zakończyliśmy działania.
- To teren prywatny, więc nawet nadzór budowlany ma ograniczone możliwości, a namioty nie stoją tam na stałe - mówi Marek Iwiński. plastyk miejski. - Z jednej strony właściciel terenu jest chętny do współpracy, żeby to targowisko jakoś uporządkować. Z drugiej trwa postępowanie egzekucyjne wobec właściciele terenu, zakończy się nałożeniem kary, a te są dość wysokie i mogą spowodować, że handel będzie nieopłacalny.