Mamy czas żniw, kiedy tłusto i atrakcji moc, i mamy chudziutki przednówek. Teraz właśnie kończy się przednówek, czyli czas między jesienną i wiosenną ramówką. Magicy z TV śpią snem zimowym - jeśli akurat nie wylatują z roboty z powodu dobrej zmiany - i katują lud powtórkami. Ale już, już są widoki na żniwa.
No i w działce serialowej na wiosnę hit będzie jeden. I nie myślę tu o serialu „Bodo”, którym zachłystuje się TVP, śniąc pewnie o powtórce z „Anny German”. Bo wyskakiwanie dziś z serialem o amancie miedzywojnia wydaje mi się z lekka dziwaczne. Owszem, „Strachy” czy „Kariera Nikodema Dyzmy” Polacy kiedyś ukochali, tyle że było to prawie 40 lat temu... Ale wracając do hitu wiosny - jesteśmy już po pierwszym odcinku „Vinyla”. Serialu HBO, który zmajstrował Martin Scorsese - jeden z najcudniejszych opowiadaczy w dziejach kina - razem z Mickiem Jaggerem, jednym z najcudniejszych rockmanów.
To perfekcyjne duo dla takiej historii - bo „Vinyl” opowiada o kulturze pop początku lat 70. - dogasa rewolta lat 60., jeszcze nie wybuchł punk, muzyczne ślepe uliczki miksują się z pierwocinami nowych trendów, a w płytowym biznesie firemki i ludzi z Księżyca zastępują korporacje. Sam pomysł na „Vinyl” jest zaś prosty. Smaczki z epoki zlepiono ze społecznymi motywami i historią faceta, w której są i zdrady, i nawrócenia. Niby nic, a kopie.
Cóż, „Vinyl” będzie kolejnym z tych wielowątkowych i kapitalnych realizacyjnie seriali, które zastępują nam zwykłe fabularniaki, przykrawane w multipleksach do wymogów tylu a tylu seansów dziennie. Bo seriale ogląda się przecież dzisiaj inaczej - dzięki nowym technologiom połykamy je od razu całymi sezonami, bez odczekiwania na następną część. No i klasyczne odcinkowce, z zamkniętą fabułką upchniętą w 45 minut, są w odwrocie. Choć może wrócą w nowym wcieleniu. Jak winylowa płyta.CP