Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie gra pod cudze dyktando

Maria Warda
Do Ogniska Muzycznego, prowadzonego przez Kujawsko-Pomorskie Towarzystwo Kulturalne, zaprowadził go ojciec. Miał wówczas 5 lat. Dziś sam jest opiekunem zespołów ludowych.

Do Ogniska Muzycznego, prowadzonego przez Kujawsko-Pomorskie Towarzystwo Kulturalne, zaprowadził go ojciec. Miał wówczas 5 lat. Dziś sam jest opiekunem zespołów ludowych.<!** Image 2 align=none alt="Image 220794" sub="Fot. Archiwum">

Ognisko muzyczne to dobra szkoła?

Żnińskie Ognisko Muzyczne zawsze stało na wysokim poziomie. Kiedy zaczynałem naukę na początku lat 60., uczyli tam bardzo dobrzy muzycy, między innymi Jan Gąsior, Artur Wawrzyński, a w późniejszym czasie Maria Markiewicz, Marian Leśniewski. Prowadziło je Kujawsko-Pomorskie Towarzystwo Kulturalne, które wypożyczało sale od Żnińskiego Domu Kultury. Ognisko miało rangę Szkoły Muzycznej I stopnia. Wszyscy wykładowcy mieli uprawnienia nauczycieli, z Kartą Nauczyciela włącznie. Po latach ognisko przeszło pod dom kultury.

Był Pan dzieckiem, które chciało grać, czy raczej spełniał marzenie rodziców?

Nikt nie musiał mnie namawiać. Muzyka była zawsze obecna w moim domu. Dziadek i ojciec grali na akordeonie. Można więc powiedzieć, że to zamiłowanie pochodzi z korzeni. Nie muszę dodawać, że moim ulubionym instrumentem jest akordeon, dlatego cieszę się, że w Żnińskim Domu Kultury udało nam się stworzyć zespół akordeonowy. Niestety, nasi muzycy mają mało czasu, dlatego nie możemy spotykać się tak często jakbyśmy chcieli.

Zdobywał Pan szlify poza ogniskiem?

Gdy byłem w klasie maturalnej, wysłano mnie na obóz do Grabowa koło Chełmna. W czasach minionego ustroju była niezwykła historia, bowiem na tym zgromadzeniu była młodzież z Ameryki i Francji. Amerykanie uczyli się polskich tańców, Francuzi piosenek, a my od śniadania do obiadu ćwiczyliśmy grę. Nikt nie miał dla nas litości, niektórym łzy same cisnęły się do oczu, ale kiedy wystąpiliśmy na scenie w Chełmnie, a później na zamku w Golubiu-Dobrzyniu, publiczność szalała.<!** Image 3 align=none alt="Image 220795" sub="Fot. Archiwum">

Akordeon to niezwykły instrument, ale ciężki...

Zazwyczaj praktykuje się, aby grać siedząc. Gdybym miał występować nieprzerwanie dwie lub trzy godziny, pewnie nie wytrzymałbym grać na stojąco. Na szczęście dzięki odpowiedniej technice daję radę zagrać kilka kawałków.

Są regiony, koncerty akordeonowe cieszą się one ogromną popularnością.

Akordeon to instrument bardzo dynamiczny. Można na nim zagrać dosłownie wszystko od Bacha po melodie operetkowe, wojskowe i ludowe. Kiedyś nie było na Pałukach zabawy bez tego instrumentu. Niestety, później w modę weszły keyboardy, na których można zagrać lub odtworzyć każdą piosenkę czy utwór i złote czasy akordeonów się skończyły. Podejrzewam, że ten spadek popularności ma związek z tym, iż był on kojarzony niesłusznie, jako instrument rosyjski, a Rosja według niektórych to samo zło. Akordeony zastąpiły gitary, bo angielskie. Nie mogę się z tym pogodzić. Byłem raz na występie kwartetu Rizola, takiej wirtuozerii ani potem, ani przedtem nie widziałem i nie słyszałem.

Prowadzi Pan kilka chórów ludowych, w których śpiewają same panie. Ciężko o narybek?

Talentów na Pałukach nie brakuje, jednak z naborem już trudniej. Metoda, że powieszę ogłoszenie na słupie i będę miał tłum chętnych się nie sprawdza. Trzeba osobiście docierać do ludzi, wyłuskiwać poprzez znajomych. Dzięki tej metodzie mam w zespole „Pałuczanki” sześć młodych dziewczyn. Zaśpiewają one w niedzielę na Rynku podczas Przeglądu Zespołów i Kapel Ludowych. Mam nadzieję, że się spodobamy. Mam w zespole Karolinę Nowaczewską, z której jestem szczególnie dumny. Jestem pewien, że takiej skali głosu nie ma w całym województwie.<!** reklama>

Dużo czasu poświęca Pan na ćwiczenia?

Staram się. Nie jestem typem muzyka, który hołduje dość powszechnej zasadzie, że lepiej wstydzić się godzinę, niż miesiąc ćwiczyć. Wolę długo ćwiczyć, aby się nie wstydzić. Przywiązuję wagę nie tylko do dobrego śpiewu, ale także wyglądu. Tego uczę najmłodsze członkinie „Pałuczanek”.

  • Edwin Rybarczyk -  w progi Żnińskiego Domu Kultury wstąpił, kiedy ukończył 5 lat i do dziś jest z nim związany, jako instruktor w ognisku muzycznym. Pod jego batutą śpiewają „Pałuczanki” i „Czerwone Róże”. Jego największą pasją jest akordeon. Marzy o wycieczce do Słowenii. Jest fanem Slavka Avsenika. Interesuje się sportem. Dobrze pływa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!