Autor książki „Neapol. Łakomym okiem” ustawia się w roli piłkarskiego ignoranta, ale to puszczanie oka do czytelnika ma swój urok. Puenta rozdziału poświęconego miejscowym pasjonatom nie pozostawia wątpliwości, że dobrze wie, w co (niechcący) wdepnął: dla mieszkańców miejscowości położonej w cieniu Wezuwiusza liczy się tylko Bóg, futbol i pizza. Niekoniecznie w takiej kolejności.
Nie trzeba być znawcą piłki nożnej, by wiedzieć, kim był Diego Maradona. Będąc w Neapolu, nie sposób nie odnaleźć śladów po geniuszu, który rozsławił miejscową drużynę na cały świat. Bartek Kieżun trafił lepiej niż jakikolwiek inny turysta i tego szczerze mu zazdroszczę, bo podróżując przed laty wraz z żoną na południe Włoch nie mieliśmy tyle szczęścia. Napoli dołowało wtedy w Serie A, z trudem wygrzebując się z kłopotów finansowych i tęskniąc za czasami Boskiego Diego. A w ubiegłym roku nie tylko po 33 latach przerwy wywalczyło scudetto, ale na dodatek uczyniło to z Polakami w składzie.
Autora nie poniosło aż tak bardzo, by opisać, jak po kilku dniach świętowania mistrzostwa Włoch wyglądało apogeum fetowania wraz z drużyną po jej powrocie do miasta, nie wybrał się też na legendarny stadion św. Pawła, przemianowany po przedwczesnej śmierci bożyszcze w 2020 roku na Stadio Diego Armando Maradona. Szkoda, ale będę wyrozumiały, bo to przecież książka o neapolitańskiej kuchni, a nie piłkarskiej pasji.
Śledząc poprzednie kulinarne podróże Kieżuna do Aten i Jerozolimy, wiedziałem, czego się spodziewać. Najnowsza pozycja wydaje się jeszcze ciekawsza, wręcz nabita opowieściami (także tymi z krypty, skoro mamy historię o podziemnym mieście) i ciekawostkami, które sprawiają, że do Neapolu chce się pojechać albo, jak w moim przypadku, jak najszybciej tam wrócić. Nie tylko po to, by skosztować miejscowych specjałów.
Co do pizzy, to mogę potwierdzić – w Neapolu nawet zwykła margherita to niebo w gębie.
"Neapol. Łakomym okiem". Autor: Bartek Kieżun. Wydawnictwo: Buchmann. Cena okładkowa: 59,99 zł.

