<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Cóż, w zabijaniu jesteśmy kiepscy. W innych obszarach działalności przestępczej zresztą też. Co rusz pojawiają się co prawda pienia o renesansie polskiego kryminału i jakimś wybitnym twórcy, który już, już będzie polskim Mankellem, ale potem emocje opadają. A niestety, rachityczna literatura przekłada się na takież kino. Bo tak naprawdę z tych najbardziej popkultualnych dziedzin - komedii i kryminału - w miarę przyzwoicie jest tylko w tej pierwszej. Thrillerowe szlagiery poprzedniego sezonu - „Enen” i „Dom zły” - wiosny nie czynią, bo to jednak kino z trochę innej półki.
<!** reklama>Wracając jednak do literatury - poza Markiem Krajewskim nikt nie stał się w ostatnich latach prawdziwą gwiazdą, za to paru twórców rozpuściło się kompletnie, skupiając się albo na sensacyjnej akcji, albo siląc się na dowcipy i „lekkość narracji”. A te zawsze z rasowego kryminału czy thrillera robią niestrawną hybrydę. Zachwyty nad Krajewskim też ostatnio jakby cichną. Zresztą, co tu dużo gadać - wyobraźmy sobie naszą kinematografię próbującą odtworzyć międzywojenne Breslau... Już widzę te atrapy i ten jeden wypożyczony samochód, jeżdżący w każdej scenie, bo na drugi już nie starczyło.
Ucieszyła mnie więc informacja, że Jacek Bromski kręci u Juliusza Machulskiego „Uwikłanie” według książki Zygmunta Miłoszewskiego. Raz, że Bromski czuje kino popularne, dwa, że Machulski umie produkować kryminałothrillery. To pod jego ręką Władysław Pasikowski zrobił „Krolla” i „Psy”, za co obwołano go cudownym młodzieńcem polskiego kina (kto to jeszcze pamięta?). Poza tym „Uwikłanie” to książka całkiem przyzwoita. Fory dostała już na starcie, bo wyszła w cenionej „Mrocznej serii”, obok Mankella, Marininy, Grimes, Carofiglio i Indridasona, a to naprawdę duże nazwiska. I jakoś to „Uwikłanie” lotów całej serii nie obniżyło.
Do tego to smaczny kawałek akurat na nasze możliwości. Akcja zawiązuje się bowiem w idealnych dla kameralnego kryminału warunkach. W czasie terapii grupowej, której uczestnicy wcielają się w role bliskich sobie ludzi, ginie jeden z pacjentów. Potem śledztwo rozlewa się terytorialnie i czasowo, ale bez wariowania, do tego z czysto polskimi odnośnikami. A że główny bohater lekko przypomina innych słynnych śledczych? Tak naprawdę wszyscy są do siebie podobni. Zresztą w filmie głównymi bohaterami pokuglowano inaczej niż w powieści.Serce raduje też obsada, bo i Seweryn, i Łukaszewicz, i Globisz, i Stenka, i w jednej z głównych ról Maja Ostaszewska.
Jeden ze skandynawskich autorów kryminałów powiedział, że w Norwegii, Islandii i Szwecji powstają tak dobre powieści kryminalne, bo ten rodzaj literatury nie jest tam uważany za gorszy, więc przyciąga dobrych autorów. Oby nagromadzenie dobrych nazwisk w „Uwikłaniu” podkręciło z kolei ten kawałek naszego kina. Bo parę następnych kryminałów do zekranizowania dałoby się znaleźć.