- Mam schizofrenię. Chcę normalnie żyć - tak zaczyna większość poważnych urzędowych rozmów. Potem obserwuje reakcję człowieka znajdującego się naprzeciwko. Uważnie. Patrząc prosto w oczy. Nie wszyscy potrafią to wytrzymać.
<!** Image 2 align=none alt="Image 162834" sub="W parterowym domku w Cetkach pod Rypinem Piotr Szałwiński mieszka od 14 lat. Dwa lata temu wyprowadziła się matka. Zabrała meble. Zima i awaria instalacji centralnego ogrzewania wygnały gospodarza w świat.
/ Zdjęcia: Adam Zakrzewski">„Jestem w stanie napisać wiersz, piosenkę, dżingiel reklamowy na absolutnie każdy temat i w różnych formach przekazu: poważnie, pół żartem, pół serio, z żalem, z zadumą, westchnieniem, prozą, skeczem, parodią oraz wszystkim innym, co Tobie, szanowny Kliencie do głowy Twej przyjdzie. Więc nie zwlekaj i napisz e-mail o bezpłatną próbkę moich możliwości” - reklamuje się na swojej stronie internetowej Piotr Szałwiński z maleńkich Cetek pod Rypinem.
<!** reklama>Sajgon pod Rypinem
Dla jednych jest terrorystą ustawiającym pod swoje prywatne potrzeby cały Rypin i okolice. Dla innych dzielnym człowiekiem, który na własnej skórze testuje stosunek do choroby psychicznej w małomiasteczkowym środowisku. Jedno jest pewne - obok Piotra Szałwińskiego trudno przejść obojętnie.
- Proszę przyjechać i zobaczyć, w jakich warunkach musi żyć chory człowiek! Do czego doprowadziła kierowniczka GOPS-u! Mam mróz w domu! To skandal! Zawiadomię urząd wojewódzki! Za to, co mnie spotyka, oni muszą zapłacić! - piekli się do telefonu. Potem zmienia front. - Sam pan usłyszy, jak mnie tu traktują.
<!** Image 3 align=none alt="Image 162834" sub="Gabinet szefowej GOPS. On mówi, że dostał opał zbyt późno i stąd awaria. Druga strona zapewnia, że wszystko było w porządku, a jemu się tylko wydaje.">Wchodzi ponownie do gabinetu szefowej Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Rypinie, ale tym razem z włączonym telefonem w kieszeni. Słychać jego prawie wykrzyczane pytanie o przyczynę odmowy przywiezienia mu węgla w trybie alarmowym. Z drugiej strony też podniesiony głos. Ogólna jatka. Potem on ściszonym głosem: - Zaraz wezwą policję. A po chwili coraz głośniej: - I znowu się zacznie pouczanie przez jakiegoś młokosa z pałką, a ja tego baaardzo nie lubię!
Kilka dni później stajemy przed niewielkim domem w Cetkach. Tam już dwa samochody należące do hydraulików próbujących uruchomić instalację centralnego ogrzewania, których skierował tu wspierający Szałwińskiego biznesmen. Okazało się, że gdy gospodarz napalił dzień wcześniej śmieciami, pękł - najwidoczniej uszkodzony od mrozu - kaloryfer w jednym z zagraconych pomieszczeń. Kałuża wody na linoleum.
<!** Image 4 align=right alt="Image 162834" sub="Mika to wielka radość Piotra. - Moja ty dogoterapio - zwraca się do suki.">- I co, Sajgon? - pyta witający nas gospodarz.
- Sajgon - potwierdzamy zgodnie.
By porozmawiać, zamykamy się w moim samochodzie z uruchomionym silnikiem.
- Piotr Szałwiński, rocznik 1973... - zaczyna strzelać faktami jak karabin maszynowy. Co chwilę jednak wtrąca: - Tego nie piszcie.
Faktycznie, wszystkich szczegółów nieprawdopodobnie pokręconego życia nie przełknęłaby chyba żadna gazeta. Pewnego poziomu intymności publicznie się nie przekracza. - Mieszkałem na Dworcu Centralnym, byłem w wielu szpitalach, w klasztorze, potem w więzieniu za długi. A chorobę, schizofrenię paranoidalną, zdiagnozowano ostatecznie w 2000 roku.
Matka wywołuje w nim szczególne emocje. Z jednej strony to „złośliwa baba”, wyciągająca ciągle rękę po jego pieniądze, która dwa lata temu zabrała wszystkie meble i wyprowadziła się do Warszawy, „by niańczyć dzieci celebrytów”, a z drugiej - istota ciągle kochana synowską miłością.
- Ale teraz wszystko może się ułożyć - nagle zmienia ton. - Znalazłem wreszcie kobietę marzeń, mam przyjaciół, którzy mi pomagają. Wydałem płytę, piszę, tworzę, żyję!
Trzy oblicza choroby
Chwilę później wścieka się potwornie, gdy jeden z majstrów wydaje diagnozę: wymiana kaloryfera nic nie da, bo zamarzło także przyłącze. Więc ciepło dziś tu nie będzie.
- To jak mam żyć?! Niech mi te urzędasy powiedzą, jak mam żyć!!
Znowu zmiana frontu. Uruchamia wzmacniacz, chwyta za mikrofon. Kilka prób głosu i czysto śpiewa przebój Budki Suflera: - Bo do tanga trzeba dwojga!!!
Śpiewanie to, jak zapewnia, jego największa pasja. A najwspanialsze przeżycie artystyczne - występ na Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty, gdzie rywalizują osoby niepełnosprawne. Daje nam w prezencie swoją płytę zatytułowaną „Cały ja”, na której - poza coverami znanych przebojów - znajduje się też utwór autorski „Show time” ze słowami: „czasami trza przylepić się do ściany, bo twa prawda, którą nosisz, jest fałszywa”.
- Ta choroba ma dla mnie trzy oblicza - tłumaczy. - Czas najlepszy, gdy udaje mi się jakoś ogarnąć, fazę tuptania, gdy trzeba pomyśleć o szpitalu, bo tracę świadomość i mogę sobie zrobić krzywdę, i tę najgorszą, gdy jestem jak pusta piłka. Wtedy wstać się nawet nie chce. Nasz papież patrzący na mnie z tego portretu, który dostałem w zakonie - wskazuje na ścianę - uratował mnie wiele razy przed samobójem. A od wiosny ratuje mnie Mika!
Wybiega przed dom, gdzie uwiązana czeka na pana potężna suka rasy alaskan malamute. - Mika mi przypomina, że muszę wstać, by kupić jej żarcie. A je surowe porcje rosołowe - tuląc zadbanego psa po raz pierwszy się uśmiecha.
Jedziemy do GOPS-u. Wejście Szałwińskiego do urzędu wzbudza wyraźny popłoch. Prosimy, by poczekał na korytarzu. Zamierzamy ustalić, czy faktycznie poza 477 zł zasiłku stałego wraz z pielęgnacyjnym i 120 zł na dożywianie należy mu się opał, a jeśli tak, to czy faktycznie w grudniu dostał go z opóźnieniem i to stało się przyczyną awarii domowej instalacji?
Kierowniczka Halina Słowik nie kryje, że boi się Szałwińskiego. - Wpadł tu kiedyś z kanistrem benzyny i zapalniczką. Mógł nas wysadzić w powietrze, spalić - wspomina.
- A mnie na ulicy wyzywa i grozi: Ja cię, k...o, zwolnię! - relacjonuje pracownica socjalna.
W GOPS-ie zapewniają, że podopieczny Szałwiński jest chory nie tylko na schizofrenię, ale i na... cwaniactwo. Pracownice razi bardzo, że potrafi wracać do siebie kilka kilometrów taksówką. Że dom, jak na jedną osobę, ma zbyt duży.
Udaje czy nie?
Kwestia dotycząca terminu przywiezienia opału pozostaje nierozstrzygnięta: on sugeruje, że korzystając z jego choroby próbują tu wmawiać nieprawdę, one dają do zrozumienia, że jako człowiek chory nie bardzo wie, co i kiedy mu przywieziono. Ledwo udaje się zażegnać awanturę.
Próbujemy zasięgnąć opinii urzędników, pracujących w innych pokojach. Tu zaskoczenie. - To facet z kręgosłupem, który po prostu walczy o swoje. A kanister przyniósł tylko po to, by postraszyć i przyspieszyć załatwienie sprawy, nie jest groźny - oceniają jedni. - On tylko udaje chorego, bo mu wygodnie żyć z opieki społecznej. To cwaniak - wyrokują zaś drudzy.
Trudno od tego wszystkiego nie skołowacieć.
- A ja to mam na co dzień - komentuje Szałwiński, gdy wracamy do Cetek. - Sami widzicie, jaki jest mój świat. O, tu proszę się zatrzymać, skoczę po papierosy.
* * *
Odmrożenie instalacji centralnego ogrzewania wyceniono na minimum 600 zł. Piotra Szałwińskiego na to nie stać. Tę zimę spędzi u znajomych gdzieś w kraju. Teraz mieszka w okolicach Sztumu. Wróci wiosną.