Aby podnieść poziom nauczania w gminie, Jerzy Cieszyński, wójt gminy Ciechocin, postanowił zlikwidować najlepszą szkołę. Nie godzi się też, by placówkę w Miliszewach poprowadziło jakieś stowarzyszenie. Bo „byłby nieodpowiedzialny za los pokoleń”.
<!** Image 2 align=none alt="Image 171100" sub="Dzieci nie martwią się na zapas. Jeszcze przynajmniej przez miesiąc-dwa ma prawo do nich nie docierać, że najprawdopodobniej stracą ukochaną szkołę. Dyrektorka Elzbieta Dejewska już nie śpi po nocach. ">
Szara elewacja, kolorowe sale w środku. Trawiaste boisko, trzepak i oblegana na przerwach karuzela. Ponad 50 lat tradycji, 84 uczniów i najlepsze w gminie od lat wyniki zewnętrznego testu klas szóstych. Oto Szkoła Podstawowa w Miliszewach: mała i niezła. Ku rozpaczy dzieci, rodziców i pedagogów ma przestać istnieć 31 sierpnia tego roku.
Niech przemówią punkty
Na sesji 7 lutego jedenastu rajców było za, trzech przeciw. Uchwałę o zamiarze likwidacji co prawda trzeba było po kilkunastu dniach zmieniać, bo zamiast roku szkolnego 2010/2011 zapisano w niej rok kolejny (sprawę bada Prokuratura Okręgowa w Toruniu), ale rewolucja się zaczęła. Oficjalnie, jak zapewnia wójt Jerzy Cieszyński, reorganizacja sieci gminnych szkół (całych trzech, z których zostaną dwie) służyć ma podniesieniu poziomu nauczania.
- Niech zatem przemówią liczby - cicho mówi Elżbieta Dejewska, dyrektorka szkoły, pokazując list otwarty pedagogów do mieszkańców wsi. Wydali go po styczniowej sesji. Padły na niej z ust wójta bolesne zarzuty pod ich adresem.
<!** Image 3 align=none alt="Image 171100" >
Rok 2005 - średnia egzaminu klas szóstych to 24,82 punktu (najwyższa w gminie). Rok 2006 - 24,39 (najwyższa w gminie, powyżej średniej powiatu). Rok 2007 - 23,94 (identycznie). Rok 2008 - 25,38 (najwyższa w gminie, wyższa niż średnia wojewódzka). Rok 2009 - 22,64 (identycznie). Rok 2010 - 22,53 (dla porównania w Ciechocinie: 22,5).<!** reklama>
Szkoła prowadzi teatr „Klaps” oraz szesnaście rodzajów innych zajęć dodatkowych i kół zainteresowań. Organizuje cykliczne imprezy, bierze udział w programach europejskich i sama pozyskuje sponsorów, np. na remonty. - Ta szkoła to serce naszej wsi. Dlaczego nam się je wyrywa? - pytają Justyna Wiśniewska i Iwona Kozłowska, szefujące radzie rodziców oraz miejscowi radni, czyli Łukasz Wierzbowski i Stanisław Ziętarski.
Wójt ich rozszyfrował
Dzieci z Miliszewów miałyby dojeżdżać do szkoły w Świętosławiu, który jest oddalony o 4,5 kilometra. Ale część rodziców już zapowiada, że pośle dzieci do szkół w sąsiednich gminach. Za nimi powędruje więc subwencja oświatowa. No, chyba że udałoby się szkołę uratować, oddając jej prowadzenie jakiemuś stowarzyszeniu.
- Poszłyśmy do wójta z taką propozycją. Chętne pomóc jest nam choćby „Terra Nova” z Elgiszewa, ale nie tylko. Usłyszałyśmy całą listę argumentów na nie. Zresztą, proszę posłuchać - mówią panie Wiśniewska i Kozłowska, przekazując nagranie ze spotkania u wójta, które odbyło się 28 lutego.
Jerzy Cieszyński najpierw zapewnia panie, że oświata to dla niego priorytet. - Ja tak naprawdę zdecydowałem się kandydować na wójta tylko dlatego, żeby nasze szkoły były lepsze i miały wyższy poziom - mówi. - I to powoli jest realizowane, tylko po prostu dyrektorzy byli słabsi, część nauczycieli jest słabych.
Wójt, emerytowany wojskowy, który z toruńskiego garnizonu wrócił w rodzinne strony, przed wójtowaniem był dyrektorem wiejskiego gimnazjum. - Już po trzech miesiącach rozszyfrowałem jako dyrektor, że jest słaby poziom nauczania w naszej gminie - wyjawia kobietom. Ostrzega je także, że nauka w szkołach prowadzonych przez stowarzyszenia kosztuje. - Pracowałem pięć lat w szkole pewnego stowarzyszenia. Było nam bardzo ciężko. Rodzice płacili 600 zł, 500 zł (miesięcznie - red.), niektórzy na raty. Chcieliśmy, żeby sponsorzy pojawili się jacyś. I co się okazało? Że rodzice spośród tych dzieci, które płaciły, coś tam nieraz rzucili na konto szkoły. Ale generalnie drobiazgi - tłumaczy Justynie Wiśniewskiej i Iwonie Kozłowskiej.
I pyta, którzy z rodziców w Miliszewach będą płacili po 200 czy 100 złotych miesięcznie („Jak tutaj chce się, żeby przedszkola były za darmo”).
Los pokoleń na sercu
Generalnie, wójt przedstawicielkom rady rodziców wyjaśnia, że obawia się finansowej klapy. On użyczy stowarzyszeniu budynku, a ono po dwóch-trzech miesiącach stwierdzi, że nie daje sobie rady. - Skąd ja mam mieć gwarancję, że wtedy nie powiecie: „A, dobra, udało się (uratować szkołę - red.) i niech teraz wójt utrzymuje”. Może zaistnieć taka sytuacja? Może. A ja nie mam pieniędzy! - mówi.
Mnie, w Urzędzie Gminy, sytuację przedstawia nieco inaczej. Zapewnia, że nie chodzi o oszczędności, lecz o podniesienie poziomu nauczania w gminie. Denerwuje się, gdy wyciągam tabelkę z wynikami testów klas szóstych. Rozmawiamy w jego gabinecie, przy dyktafonie położonym na stole. Z kwadransa nagranej rozmowy Jerzy Cieszyński zabrania mi cytować cokolwiek, mimo że proponuję autoryzację. Najważniejsze, czego się dowiaduję, dotyczy podejścia wójta do wszelkich stowarzyszeń. Odpowiedzialność za los pokoleń, według Cieszyńskiego, oznaczać ma nieoddawanie szkół w ręce jakiegokolwiek z nich.
- Kiedy pan wójt będzie miał czas na rozmowę? - pytam.
- Nie wiem. Może jutro. Może pojutrze - słyszę.
Dlaczego za miedzą nie tną?
- Jesteśmy niezwykle rozżaleni, bo inne gminy z naszego powiatu golubsko-dobrzyńskiego jakoś nie wycinają w pień swoich małych szkół - mówią rodzice z Miliszewów. - A szkoła w Świętosławiu, do której mamy oddać nasze dzieci, ma raptem uczniów więcej o... ośmioro.
To prawda. Prawdą jest też, że w Nowogrodzie jest 53 uczniów, w Węgiersku - 52, a w Ostrowitem - 105 (gmina Golub-Dobrzyń). Gmina Zbójno utrzymuje liczącą 54 uczniów szkółkę w Rużu oraz 89 w Klonowie. Gmina Radomin nie zlikwidowała podstawówek w Dulsku (51 dzieci) i Płonnem (67).
- Jak to więc jest, że inni mogą, a my nie? - pyta radny Wierzbowski. I dodaje, że przecież w ich powiecie działają dwie szkoły prowadzone przez stowarzyszenia: licząca 26 uczniów w Sokołowie (gmina Golub-Dobrzyń) i 22 w Mlewie (gmina Kowalewo). Tam jakoś dają radę, a w Ciechocinie nie da się?
- W tym roku szkolnym musimy dołożyć do oświaty ok. 1,3 mln zł. Dochód tej samej wysokości uzyskujemy ze wszystkich lokalnych podatków. Utrzymując dwie placówki zamiast trzech, już po odjęciu ok. 150 tys. zł na reorganizację, zaoszczędzimy ok. 700 tys. zł, niebotyczną kwotę dla budżetu tak niewielkiej gminy - mówił Jerzy Cieszyński na lutowej sesji, uzasadniając konieczność likwidacji szkoły w Miliszewach.
Broni nie złożą
- Jak w świetle tych słów uwierzyć, że nie chodzi o pieniądze, ale o jakościową rewolucję kształcenia? Trudno.
- Środowisko miliszewskie nie składa jednak broni. Zapowiada, że poruszy niebo i ziemię, by ratować szkołę.