„Ze względu na powódź i sytuację pogodową na południu Polski, przesuwam termin podpisania wycieczki klasowej naszych uczniów z organizatorem wypoczynku. Nowy termin zostanie podany, gdy uspokoi się sytuacja, dotycząca powodzi”. Tak rozpoczynającego się maila odebrali rodzice dzieci jednej z bydgoskich szkół średnich.
Kwestia bezpieczeństwa uczniów
Powódź w południowej części kraju sprawiła, że szkoły, które jeszcze na początku września bieżącego roku zaplanowały jesienne wycieczki chociażby w góry czy do Wrocławia albo okolice Kłodzka, rezygnują z zamierzeń. Wybierają jedną z paru opcji. Zgodnie z pierwszą, wychowawcy z klasą utrzymują pierwotny termin, lecz zmieniają miejsce docelowe, czyli np. zamiast do Wrocławia, jadą nad morze. Drugi wariant zakłada, że miejscowość, jaką poprzednio wskazali, pozostaje niezmieniona, natomiast korekta dotyczy dat, zatem wycieczka odbędzie się wiosną 2025. Jest również trzecie rozwiązanie: dzieci i młodzież z nauczycielami w ogóle odwołują wyjazd. Nie deklarują, czy, a jeśli tak, to dokąd, pojadą w nowym terminie.
Przesunięcie bądź odwołanie wyjazdy wiąże się ze zwrotami pieniędzy
Zaliczki zostaną oddane co do grosza, ale bywa, że trzeba coś dopłacić, o ile wyjazd ma być w inne miejsce. Matka ucznia (też z Bydgoszczy) opowiada: - Na zebraniu z rodzicami, które odbyło się w pierwszym tygodniu września, wychowawczyni podała ostateczną kwotę za 4-dniową wycieczkę do Nowej Rudy w województwie dolnośląskim. To było 690 złotych, już z dojazdami i wyżywieniem. Nasze córki i synowie mieli jechać autokarem, łącznie we dwie równoległe klasy. Wyruszyć mieliśmy 23 września, ale powódź popsuła nam plany. Nauczycielki obu klas zaprosiły nas, rodziców, na dodatkowe spotkanie w sprawie wyjazdu. Przewagą głosów matek i ojców zdecydowaliśmy, że dzieci na wycieczkę jednak pojadą, ale już nie blisko gór, a na Mazury. Chociaż jest bliżej, musimy dopłacić po 65 złotych od dziecka, ponieważ skoczyły w górę ceny wycieczek szkolnych, organizowanych w innych częściach Polski, niż dotkniętych powodzią. Wychowawczyni klasy mówi, że to dlatego, że z powodu powodzi na południu nagle zwiększył się popyt na wycieczki do pozostałych regionów.
Właściciele ośrodków wypoczynkowych na Dolnym Śląsku, tamtejszych prywatnych kwater i innych miejsc, oferujących noclegi dla turystów, są załamani. Pojawiają się takie komentarze: - Wszyscy, oprócz nas, myślą, że powódź dotknęła całe województwa, a tak nie jest. Wielu z nas, właścicieli ośrodków, pewnie nawet ponad 60 procent, nie odczuła skutków powodzi, ponieważ wielka woda do nas nie dotarła. Chcielibyśmy gościć turystów, w tym uczniów, bo jesteśmy wciąż otwarci, normalnie funkcjonujemy. Jeśli nie będziemy mieli klientów, nasze biznesy upadną. Od kilku dostajemy mailem parę rezygnacji z rezerwacji. Gdyby ci wychowawcy wiedzieli, że nie ucierpieliśmy w powodzi, bo np. woda w ogóle do naszej gminy nie doszła, wycieczka doszłaby do skutku. Oni natomiast nie pytają, po prostu odwołują terminy.
