Dla jednych dar od Boga i nadzieja na niezależność energetyczną Polski, dla drugich źródło trosk i obaw o środowisko naturalne. Obok gazu łupkowego trudno przejść obojętnie. Zwłaszcza, gdy oglądało się film „GasLand”.
<!** Image 2 align=none alt="Image 182896" sub="Badania sejsmiczne, mające na celu ujawnienie złóż gazu łupkowego, trwają obecnie w całym kraju. Poza najbardziej doświadczonymi - Geofizyką Toruń i Geofizyką Kraków - pracuje kilka firm, powstałych specjalnie dla realizacji tego zadania. Ocenia się, że prace te potrwają jeszcze dziesięć lat /Fot. Geofizyka Toruń.">- Nie będzie łupków w Łubkach! Ci od badań tak zjadowili Mietka Krelskiego, że pogonił ich w cholerę! - sąsiad krewkiego mieszkańca wsi gaz łupkowy kojarzy z oddaniem Polski Amerykańcom. Nie ma wątpliwości, że robią tępych Polaczków w bambuko. Zapewnia, że nie tylko on tak myśli.
<!** reklama>W Łubkach przyznają, że słyszeli o „GasLandzie” i pogląd wyrobiony mają. - My nie mamy Internetu, ale znajomi znajomych słyszeli, co to za świństwo próbują nam tu wepchnąć - sołtys Łubek, Henryk Szynkiewicz, też nie zgodził się na przejście maszyn pomiarowych przez pole syna. - Niech szukają se gdzie indziej!
Nawet po polsku nie gadał...
Takich awantur wokół badań sejsmicznych, prowadzonych na pasie zalegania łupków sylurskich, ciągnącym się od Pomorza po Lubelszczyznę, wybucha dużo. O niektórych jest głośno, wiele jednak nie dociera do mediów.
<!** Image 3 align=right alt="Image 182896" sub="Prace dla Kanadyjczyków w Szymkowie na polu wydzierżawionym od sołtyski wsi. W tym miejscu stanie wiertnia. Kiedy? Gdy zakończą się prace przy innym otworze na Pomorzu. Dziś brakuje w kraju takich urządzeń. Wiele jest właśnie sprowadzanych z zagranicy. /Fot. Jacek Smarz">- Przy świadkach obiecali wejść na pole po 20 listopada, gdy zbiorę buraki, a próbowali się pchać wcześniej - mówi Mieczysław Krelski. - Bo oni są firma Global, pracują dla Marathon, czyli ważna sprawa. A ten najważniejszy to nawet po polsku nie gadał! I to go uratowało. Nie biję kaleki. Tylko papierki mu się po polu rozsypały...
Wszystkie firmy, mające koncesję na prace poszukiwawcze gazu łupkowego w Polsce, zapewniają, że najważniejsza jest współpraca ze społecznościami lokalnymi. Tymczasem w praktyce różnie to wychodzi. - Oferowali złotego za każdy metr pola stratowany maszynami. Niech się wypchają! - dorzuca sołtys Szynkiewicz.
O awanturze tej nie słyszeli jeszcze w Urzędzie Gminy Radomin. Wójt Piotr Wolski liczy, że prace zakończą się sukcesem i gaz będzie. A jakie z tego korzyści?
- Jak to jakie? Ogromne! - zaczyna. Do konkretów jednak nie przechodzi. Ma nadzieję, że gaz łupkowy pomoże gminie wyjść z zadłużenia, ale konkretnie, w jaki sposób, nie potrafi powiedzieć.
Podobnie wójt gminy Brodnica Edward Łukaszewski - jest za poszukiwaniami, ale trudno mu powiedzieć, dlaczego. - Rząd dał prawo koncesjonariuszom do badań sejsmicznych i odwiertów. Wszystko, szczerze mówiąc, jest poza nami. Na żadne nadzwyczajne zyski nie liczę. Podatek od nieruchomości, może jakieś miejsca pracy. Ile dostaniemy od wydobycia, nikt nie wie, bo nie ma jeszcze przepisów.
<!** Image 4 align=right alt="Image 182896" sub="Barbara Boniecka i Elżbieta Żułtewicz z Urzędu Gminy Radomin pokazują na mapie, którędy przeszły maszyny pomiarowe firmy Global. /Fot. Jacek Smarz">Dziwnie reaguje, gdy pytam o „GasLand”. - Wiem, o co chodzi - puszcza oko. - Myślę, że u nas nie będzie tak źle.
Zakaz rozmawiania o gazie
Jedziemy do Szymkowa, gdzie około pół kilometra od domu wójta trwają prace przygotowawcze do pierwszego w województwie kujawsko-pomorskim odwiertu poszukiwawczego. Najbliżej placu budowy mieszka Justyna Kułakowska.
- Przyjdzie mi stąd uciekać - kiwa głową. - Oglądałam „GasLand”. Dużo szukałam w Internecie. Wiem, co tu powstanie. Mała rafineria. Zbiorniki z trującym płynem do szczelinowania, odstojniki, oczyszczalnie. Przemysł pełną gębą. A miał być spokój i świeże powietrze.
Odwiert na zlecenie kanadyjskiej firmy Talisman przygotowują specjaliści z Nafty Piła. Wszystko dzieje się na polu sołtyski wsi - Teresy Ojewskiej. Jej reakcja na wizytę dziennikarzy pasowałaby świetnie do budowania napięcia w polskiej wersji „GasLandu”: - Mam aktem notarialnym zapisany dożywotni zakaz rozmawiania o gazie! - wykrzykuje od progu.
- Ubezwłasnowolnili... - ubolewam. - Jako sołtyska nie może pani mówić o tym, co się dzieje w pani wsi?
- Nikt mnie nie ubezwłasnowolnił! - kobieta, która wydzierżawiła pole pod eksploatację łupków, traci nerwy i trzaska drzwiami.
Na obecnym etapie polskiej przygody z łupkami, gdy przeważają jeszcze wstępne badania sejsmiczne, najgłośniej o toruńskiej Geofizyce, która prowadzi prace w całym kraju, a w związku z poszukiwaniem gazu łupkowego zwiększyła zatrudnienie o 700 osób. Na Pomorzu zakwestionowano treść umów, proponowanych przez firmę rolnikom, na Lubelszczyźnie doszło do afery z zatruciem wody.
<!** Image 5 align=none alt="Image 182896" sub="Zbigniew i Henryk Szynkiewiczowie, którzy maszyn nie przepuścili. /Fot. Jacek Smarz">- Takie umowy stosowaliśmy od lat przy wszystkich poszukiwaniach - przyznaje prezes Geofizyki, Maciej Górski. - Ale szum wokół łupków spowodował szczególne zainteresowanie nimi. Oczywiście, zmieniamy je tak, by rolnicy byli zadowoleni.
Geofizyka przyznaje, że coraz trudniej prowadzić prace zgodnie z założonym projektem badań. Rolnicy nagle cofają swoje zgody na wejście na ich teren i zamiast po liniach prostych potężne samochody, zwane wibratorami, muszą kluczyć, stąd analiza obrazu tego, co ukryte pod ziemią, staje się bardziej skomplikowana.
- Dziś rolnicy są bardziej świadomi swoich praw - komentuje prezes. - Bolą nas bardziej takie przypadki jak, nagłośniona przez TVN24, sprawa z Rogowa na Zamojszczyźnie. Podczas prac dla amerykańskiej firmy Chevron zarzucono nam, że wibracje naszych maszyn spowodowały zatrucie wody w studni. Choć byliśmy pewni, że nie ma to związku z tymi pracami, bo może najwyżej dojść do chwilowego wstrząśnięcia osadów w studni, które opadną na dno, uznaliśmy, że trzeba ludziom pomóc. Zleciliśmy odwiercenie nowej studni, w której woda też była zła. Późniejsze badania zlecone przez Ministerstwo Środowiska wykazały, że nie ma żadnego związku między skażeniem wody a prowadzonymi badaniami sejsmicznymi. Jednak o tym już stacja TVN24 nie zechciała poinformować.
KGB i gaz łupkowy
Geofizycy „GasLand” znają doskonale. Co ważne, w większości nie podzielają opinii pojawiających się czasem wśród polityków, że autor głośnego filmu, ujawniającego cienie wydobycia gazu łupkowego w USA, jest agentem KGB, bo przecież Rosja ma największe powody, aby bać się surowca, który może spowodować kres jej dominacji energetycznej.
- Zakładam, że Josh Fox nie kłamie i faktycznie gdzieś tam z kranów wydobywał się gaz, czy też wody technologiczne dostały się do wody pitnej - mówi Maciej Górski. - Z jednej strony mogło dojść do błędu ludzkiego, z drugiej nie można wykluczyć istnienia jakiegoś uskoku tektonicznego. Pamiętajmy, że dziwne przypadki tego typu zdarzają się nawet naturalnie, bez udziału człowieka. W Polsce gaz i ropa pojawiały się w studniach w Karpatach w XVI i XVII wieku. Jednak nie wierzę, że coś podobnego może się zdarzyć w Polsce w związku z gazem łupkowym. Umiejscowiony jest blisko dwa razy głębiej niż w Ameryce.
A mimo to jego wydobycie Amerykanom się opłaca? Może więc rację mają ci, którzy mówią, że niechcianą technologię przerzuca się do Polski, bo Ameryka ma już łupków dość?
- Nic na to nie wskazuje. Mam kolegę, Polaka, który pracuje w Stanach dla firm poszukujących złóż gazu łupkowego. Roboty ma tyle, że się nosem podpiera - zapewnia Marian Kiełt, doktor geologii, pracujący w toruńskiej Geofizyce, który od lat 80. ubiegłego wieku mówi o gazie łupkowym w Polsce, a dziś zajmuje się analizą danych i opracowaniem koncepcji eksploatacyjnych dla kilku zachodnich firm. - Jedynie w stanie Nowy Jork czasowo przerwano prace. Zakazano ich we Francji. Zadziałało lobby atomowe, które na łupkach może stracić. Natomiast francuskie firmy gazu szukają.
„GasLand” geolog zna. - Świetnie zrobiony, robi wrażenie - przyznaje. - Ale mam wiele pytań. O głębokość zalegania poziomów z gazem łupkowym, ukształtowanie terenu, ewentualne uskoki, występowanie dawnych kopalń w okolicy - wymienia. - Poziom wodonośny występujący u nas oddziela od średniego poziomu zalegania łupków ilastych około trzech kilometrów litych, nieprzepuszczalnych skał. Szczelinowanie nie spowoduje ich skruszenia. W otworze poziomym promień zasięgu szczelinowania wyniesie około 100 metrów. To bezpieczne działanie o zasięgu lokalnym.
Podniecają się niepotrzebnie
Geolog przypomina, że występowanie gazu w łupkach, dokładnie takiego samego, jakim dysponują złoża konwencjonalne, znane było od lat. Jednak polscy decydenci z zakresu geologii nie wyobrażali sobie jego wydobycia. - Kiedy o nim wspominałem przed laty, zdarzało się usłyszeć, że gaz taki, ale wydobywalny, to jeden z drugim ma... w gaciach. Więc nie ma co ubolewać, że głównie Amerykanie, a nie my, biorą się za wydobycie, bo sami przy takim podejściu byśmy tego nie zrobili. A teraz często ci sami decydenci podniecają się niepotrzebnie. Bo lata miną, nim z tego gazu będziemy korzystać. Tu nic nie da się robić na skróty i pod doraźny efekt polityczny. Od znalezienia gazu łupkowego do wydobycia przemysłowego droga długa. To wieloletni, ale ostatecznie opłacalny proces.