https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie stać nas na ten gaz

Jacek Kiełpiński
Polskimi pokładami syluru, w których najpewniej zalega gaz łupkowy, najbardziej interesują się Amerykanie. Tłumaczą na język angielski dawne polskie opracowania geologiczne i rozpoczynają wiercenia z użyciem technologii, jakiej nie mamy.

Polskimi pokładami syluru, w których najpewniej zalega gaz łupkowy, najbardziej interesują się Amerykanie. Tłumaczą na język angielski dawne polskie opracowania geologiczne i rozpoczynają wiercenia z użyciem technologii, jakiej nie mamy.

<!** Image 2 align=right alt="Image 151653" >Jak to się stało, że cały świat dziś mówi o gazie łupkowym? Sami geolodzy się nad tym zastanawiają. Podejrzewają wręcz, że ktoś sprytnie pokierował globalną akcją reklamową tego surowca, który ma być receptą na problemy energetyczne świata. A przy okazji oczy wszystkich skierowały się na Polskę, która, zdaniem niektórych, ma stać się niebawem Kuwejtem Europy.

Spiskowa teoria dziejów?

Gdyby sprawdziły się oczekiwania zachodnich firm, a także oceny głównego geologa kraju, to Polska dysponuje od 1,4 do ponad 3 bilionów metrów sześciennych gazu. Stąd opinie, że możemy nie tylko uniezależnić się od dostaw rosyjskich, ale swój własny gaz zacząć eksportować. To, oczywiście, może niepokoić Moskwę. Wielu zauważa jednak trzeźwo, że nie my, Polacy, będziemy na gazie zarabiać, tylko ci, którzy mają dziś koncesje na jego poszukiwanie. Zarazem nikt nie może zagwarantować, że gaz łupkowy w Polsce będzie tańszy od tego płynącego z Jamału. Jedno jest pewne, gaz łupkowy doskonale wpisuje się w spiskowe teorie dziejów - w Internecie pojawiła się plotka, że może mieć związek z katastrofą prezydenckiego Tu-154. Rosyjska publicystka napisała wprost, że zapach tego gazu „unosi się nad Katyniem”. Aż strach pomyśleć, do czego ten sposób myślenia może prowadzić. A z drugiej strony, nie sposób zaprzeczyć, że energetyka rządzi światem, więc może jednak coś w tym jest?

<!** reklama>- W Ameryce shale gas, czyli gaz łupkowy, faktycznie dokonał rewolucji - przyznaje dr Marian Kiełt, kierownik Ośrodka Interpretacji Geofizyki Otworowej w Geofizyce Toruń, który od lat uważnie obserwuje rozwój zainteresowania tym surowcem. - Stany z importera gazu stały się eksporterem. W ciągu kilku ostatnich lat ceny gazu w USA spadły nawet o dwie trzecie. Nic dziwnego, że Amerykanie postanowili wykorzystać swą unikalną technologię wydobywczą także w Europie.

<!** Image 3 align=left alt="Image 151653" sub="Zaznaczono łupki sylurskie - najbardziej obiecujące, jeśli chodzi o występowanie gazu niekonwencjonalnego">Dlaczego Amerykanie?

Gaz łupkowy, czyli stosowany w kuchenkach gaz ziemny, tyle że pochodzący z niekonwencjonalnego złoża, jakim są niewielkie pory w skałach, znany jest od XIX wieku. W 1821 roku w hrabstwie Fredonia w stanie Nowy Jork uruchomiono odwiert, z którego wydobywano gaz z dewońskiej formacji iłowcowej. Jednak szybko okazało się, że wydobycie gazu zwanego od rodzaju złoża gazem niekonwencjonalnym nie opłaca się. Jest zbyt drogie, bo mało wydajne.

- W Ameryce zainteresowano się ponownie gazem niekonwencjonalnym, by uniknąć kosztownego importu z krajów arabskich. Firmy specjalizujące się w udoskonalaniu technologii wydobywczej tego gazu zachęcano ulgami podatkowymi. Wiele z nich szykuje się teraz do pierwszych odwiertów w Polsce - tłumaczy toruński geolog, który o gazie w najbardziej obiecujących łupkach sylurskich mówił już w latach 80. zeszłego wieku. - Pisałem wtedy, że budowa łupków świadczy o istnieniu dodatkowego czynnika, którym najpewniej jest gaz. Ale mało kto wówczas traktował to poważnie. Tymczasem Amerykanie tłumaczą na angielski i czytają dawne opracowania. Dobrze wiedzą też, że Polska dysponuje danymi z odwiertów, które masowo wykonywano w czasach PRL. Nie da się ukryć, że 95 procent naszych informacji geologicznych pochodzi z tamtego okresu. W latach 80. wiercono rocznie 400 otworów, dziś wierci się około 25.

Przebadano też w tamtym okresie pas syluru leżący na skraju platformy wschodnioeuropejskiej. (Co ciekawe, granicę tego dawnego kontynentu wyznacza, między innymi, Wisła na odcinku od Torunia do Bydgoszczy. Po jej wschodniej stronie - platforma, po zachodniej - niż polski). To właśnie tym terenem interesują się firmy takie jak ExxonMobile, Marathon Oil, ConocoPhillips, Chevron i wiele innych, które w ciągu ostatniego roku zdobyły koncesje poszukiwawcze praktycznie na całym terenie pasa występowania łupków sylurskich.

<!** Image 4 align=right alt="Image 151653" sub="Marian Kiełt o gazie w łupkach sylurskich mówił już w latach 80. zeszłego wieku. Wtedy nikt nie brał tego poważnie. / Fot. Jecek Smarz">- Wiadomo, że zaraz niektórzy podniosą alarm, pojawią się wątki patriotyczne: dlaczego Amerykanie, Kanadyjczycy, Anglicy, Szwedzi i Francuzi, a nie my bierzemy się za poszukiwania i późniejsze wydobycie tego gazu? - dodaje Marian Kiełt. - Na to pytanie odpowiedzmy sobie od razu: bo nas nie stać. Z powodu braku funduszy i wyspecjalizowanej kadry doszło do tego, że Polska przespała okres, w którym świat zaczynał się fascynować gazem łupkowym. Szkoda, ale dziś musimy się z tym pogodzić.

Obserwując obecne gazowe szaleństwo, Marian Kiełt często wspomina historię sprzed lat, którą nazywa marzeniem geologa. W latach 80. korespondował z Amerykaninem o nazwisku Lang, który od pewnego koncernu dostał nielichą propozycję. Na wyeksploatowanej geologicznie, działce wystawionej na sprzedaż, miał poszukać czegoś cennego. Umowa była jasna: ty wskazujesz nam złoże, na którym możemy zarobić, a my ci wypłacamy milion dolarów.

- No i znalazł. Gaz w łupkach. I ten milion, który wtedy był więcej wart niż milion dolarów obecnie, dostał - zapewnia Marian Kiełt. - Zaraz potem poszedł na emeryturę. Inna rzecz, kiedy tej firmie udało się rozpocząć eksploatację tego złoża. Ale bez wątpienia milion dla Langa był dobrze przez nią wydanym milionem.

Trzeba grubych milinów

Same poszukiwania, do których przystępują właśnie w Polsce zachodnie firmy, są horrendalnie drogie. Koszt odwiertu do głębokości 3,5 kilometra wynosi dziś około 40 milionów złotych. Do tego dochodzą wiercenia horyzontalne, czyli boczne odnogi, których wymaga technologia wydobycia gazu z łupków. A skutek taki, że można wydać 100 milionów i... gazu nawet nie powąchać.

- W tej branży trzeba się z góry nastawić na sytuację taką, że na 10 odwiertów trafione będą tylko 2. I to już nieźle - podkreśla geolog. - Stąd największe zagrożenie, że po kilku nieudanych próbach całe przedsięwzięcie zostanie zarzucone. Może się bowiem zdarzyć, że pierwsze otwory będą miały wartość tylko geologiczną. Przekonamy się o tym już niebawem, gdy zajmiemy się interpretacją danych z pierwszego odwiertu poszukiwawczego gazu łupkowego w Łebieniu.

Okazuje się, że w wydobywaniu gazu tą metodą potrzeba nie tylko szczęścia, ale i cierpliwości. By zrozumieć dlaczego, trzeba wyobrazić sobie, jak działa podziemna instalacja. (Obok publikujemy wizualizację jednej z jej wersji).

- Z najkorzystniejszą sytuacją mamy do czynienia wtedy, gdy poziom łupków znajduje się na głębokości około 1,1-2,8 kilometra - tłumaczy Marian Kiełt. - Niezbędne jest odwiercenie licznych odnóg odchodzących od otworu pionowego. Powstaje w ten sposób „podziemna choinka” umożliwiająca przepływ gazu - oczywiście jeśli gaz zostanie znaleziony. Ale nawet jeśli w tym miejscu jest, może pojawić się w znikomych ilościach.

Wykazać się mogą wreszcie amerykańskie wynalazki wykorzystywane w trakcie tzw. prac intensyfikacyjnych. Chodzi o utworzenie sieci szczelin, przez które mógłby przepływać uwięziony w iłach gaz. Sprawa jest bardzo skomplikowana, a używane środki stanowią tajemnicę danej firmy. Najistotniejsze jest zachowanie wąskich szczelin przez dłuższy czas. Największą tajemnicą objęta jest substancja, którą wraz z wodą i piaskiem wpuszcza się do odwiertu.

- Naprawdę nie wiem, co to za związek chemiczny - przyznaje dr Kiełt. - Mają na to patent, sprawdza się... Zaś zastosowane ziarenka kwarcu spełniają rolę lewarków rozpierających szczeliny, by nie zasklepiły się ponownie. Gdy ciecz wypompujemy, możemy zacząć... czekać na gaz. A ten może pojawić się po wielu miesiącach. W Ameryce czekano nawet lata. Ale, jak już gaz zacznie płynąć, to odbierać go można z jednego odwiertu przez lat kilkanaście.

Natura wyróżniła Polskę

Jednak pamiętajmy, że sam czynny odwiert to jeszcze nie wszystko. Niezbędna jest infrastruktura naziemna, chodzi głównie o oczyszczalnię. Gaz może się trafić prawie idealny, ale najczęściej problemem są związki siarki. Dopiero oczyszczony gaz łupkowy może być skierowany do rurociągów.

Kiedy to w Polsce nastąpi?

- Jesteśmy na etapie początkowym - przypomina Marian Kiełt. - Dlatego dziwi mnie zarówno hurraoptymizm, jak również pojawiające się już dziś głosy krytyki. Jedno jest pewne - zostaliśmy jako kraj wyróżnieni przez naturę, jeśli chodzi o sylur. Podobnie zresztą jak Szwecja i Ukraina, przez tereny których przebiega pas, którym tak zainteresował się świat. Nie zapominajmy też o Bałtyku. Wbrew pozorom, to pod jego dnem najłatwiej będzie eksploatować złoża w tym pasie. Jestem przekonany, że prędzej czy później inwestorom zwróci się i wielokrotnie pomnoży każdy dolar wydany na te poszukiwania. A chodzi tu o miliardy dolarów. Polska przy okazji zarobi więcej lub mniej, ale na pewno na tym nie straci.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski