Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na "žTanaszce" do wolności

Redakcja
Opłynęła świat. Teraz marzy o wielkim piachu - zamierza wziąć udział w rajdzie motocyklowym tylko dla kobiet Aicha des Gazelles w Maroku. Zrobiłaby to jako pierwsza Polka.

Opłynęła świat. Teraz marzy o wielkim piachu - zamierza wziąć udział w rajdzie motocyklowym tylko dla kobiet Aicha des Gazelles w Maroku. Zrobiłaby to jako pierwsza Polka.

<!** Image 2 align=none alt="Image 152483" sub="Na pytanie, dlaczego akurat dookoła świata, Natasza Caban zawsze odpowiada tak samo: - Bo dalej już nie można... / Fot. www.nataszacaban.com ">Rozmowa z NATASZĄ CABAN, żeglarką, która samotnie opłynęła świat.

Co czeka samotną kobietę na środku oceanu?

Poza szalejącymi żywiołami, oczywiście piraci, opuszczone kutry rybackie płynące prosto na mnie! - od zderzenia z nimi niewiele mnie dzieliło. Proszę pamiętać, że taki dryfujący „duch” mógł się pojawić także nocą. Ponadto choroby, zwłaszcza zatrucia pokarmowe, których siła zwalała mnie z nóg. Przy okazji jednego z takich bolesnych epizodów (podejrzewam, że zatrułam się wtedy ananasem) dowiedziałam się, jak przygotować domowym sposobem kroplówkę. Do szklanki wody sypiemy łyżkę cukru i soli. Wypijamy to, bo inaczej grozi nam odwodnienie.

<!** reklama>Rozumiem, że pojęcie choroby morskiej jest Pani, wytrawnej żeglarce, zupełnie obce?

Niezupełnie. W okolicy Republiki Południowej Afryki znalazłam się w środku ogromnego sztormu. Krótko przed nim raczyłam się pomarańczami i popiłam je mlekiem. To było bardzo nieszczęśliwe połączenie... Wisiałam bardzo długo na relingu i oddawałam morzu to, co trzeba.

Kolejne ryzyko to chyba niebezpieczeństwo wypadnięcia za burtę...

Tak. Miałam ze sobą sprzęt do nurkowania, ale nie używałam go. Wiem, że żeglarze często pływają dookoła swojego jachtu, czyszczą dno, ale ja, po pierwsze, boję się wody, boję się bardzo rekinów, a po drugie, miałam przed oczami obraz siebie w oceanie, zerwanej linki i „Tanaszy” odpływającej w siną dal. Gdybym nie mogła jej dogonić, byłaby to przecież tragedia... Raz wypadłam za burtę, ale zdarzyło się to już po rejsie, na jachcie była obecna załoga, która mnie wciągnęła...

A co się śni na środku oceanu?

Różne rzeczy, dużo wspomnień kłębi się przecież w głowie. Bardzo często śnił mi się mój tata. Zastanawiające jest to, że śniłam o nim w momencie zbliżającego się niebezpieczeństwa. Na przykład, gdy płynął prosto na mnie jakiś statek, a ja spałam, tata mnie budził, ostrzegał.

Czy groziło coś Pani ze strony wielorybów, kóre podobno lubią wywracać jachty, żaglówki?

Na szczęście podziwiałam wieloryby z bezpiecznej odległości. Raz miałam wrażenie, że widzę wielką rybę, było to w okolicy Kapsztadu. Okazało się - uśmiałam się wtedy - że mój wieloryb to kawałek skały. Rzeczywiście, dziwiło mnie, że coś podejrzanie długo ta ryba się nie zanurza...

Pani ma dużo szczęścia nie tylko do spokojnych ryb, ale i do ludzi. Podczas eskapady jak na zawołanie zjawił się laryngolog. Napisała pani na blogu: „W nocy dzięki środkom przeciwbólowym mogłam się zdrzemnąć, obudziłam się, gdy przestawały działać, tylko po to, by wziąć kolejną dawkę. Myślę, że najlepszym lekarstwem dla mnie i mojego ucha byłyby teraz świeże truskawki z Polski!!”

Faktycznie, zdarzyło się, że cierpiałam z powodu zapalenia ucha, miałam gorączkę, bolało mnie pół głowy i rzeczywiście, w jednym z portów poznałam małżeństwo pływające. Kobieta była lekarzem laryngologiem. Na całej trasie poznawałam wspaniałych ludzi. Gotowali mi, obdarowywali jedzeniem na dalszą drogę, nawet wspierali finansowo... Z takimi przyjaciółmi każda droga staje się prosta, łatwiejsza. Nagle okazuje się że świat jest mały i pełen pięknych ludzi, bez których nie poradziłabym sobie - bez nich ten rejs nie byłby możliwy...

Wiem, że ludzie zapraszali Panią do wspólnych posiłków. Przy okazji kulinarnych wpisów na blogu podkreśla Pani, że nie jest dobrą kucharką.

Podczas podróży dowiedziałam się o sobie kilka ważnych rzeczy. Wiem, że nie umiem gotować. Starałam się zabrać ze sobą jak najwięcej produktów w puszkach. Przed wypłynięciem suszyłam mięso, owoce. Dodatkowa trudność polegała bowiem na przechowywaniu żywności. Na „Tanaszce” nie ma lodówki.

A woda?

Wodę do picia zbierałam w plastikowych butlach. Do mycia czerpałam ją z oceanu wiaderkiem. Mycie twarzy i włosów w solance nie jest korzystne dla urody, ale tę niedogodność potraktowałam jako jeszcze jedno poświęcenie na drodze do spełnienia największego marzenia.

Poświęceniem była też pewnie walka z silnikiem. Jak to się stało, że zna się Pani na mechanice? Na blogu pisze Pani o swoich licznych sukcesach w walce ze złośliwością rzeczy martwych...

Kto mnie nauczył naprawiać silniki... Hmm, to sam silnik nauczył mnie siebie naprawiać. Gdy byłam zdana tylko na siebie, musiałam wziąć do ręki instrukcję i czytać ją ze zrozumieniem. Gdy mój intelekt jednak zawiódł, dzwoniłam do mojego wspaniałego kolegi, pana Jana Kańskiego, który wcześniej pomagał mi przygotowywać jacht do podróży. Gdy już naprawdę nie wiedziałam, co robić, uruchamiałam telefon satelitarny, a pan Kański dawał mi więcej niż sto złotych rad na temat silników.

Jaki był najdłuższy czas bez wychodzenia na ląd?

Całe 34 dni. Dwa razy mi się to zdarzyło w czasie całego rejsu.

Nie miała Pani dość monotonnego widoku?

Ależ skąd! Czułam się jak ryba w wodzie! Owszem, czasem samotność doskwiera, zwłaszcza gdy piętrzą się kłopoty. Chciałoby się do kogoś otworzyć usta, a nie ma do kogo. Rozmawiałam ze sobą, z rybami, które często wpadały na pokład. Bywało mi czasem smutno, ale to był mój czas, czas mojej niczym nieposkromionej wolności, miałam przy sobie tylko swoje myśli i to mi bardzo odpowiadało.

Czego Panią ta samotność i liczne niebezpieczeństwa nauczyły?

Morze jest najpiękniejszym, najlepszym nauczycielem, ponieważ zna o nas całą prawdę. Na morzu dowiadujemy się, kim tak naprawdę jesteśmy. Dowiedziałam się, że mogę więcej, aniżeli myślę i że jestem bardzo szczęśliwa na środku oceanu. Rejs to taki przyspieszony kurs życia.

Pozwoli Pani, że zacytuję w tym miejscu fragment Pani dziennika: „26.08.2009 1500 zulu, pos.03 30S,099 31 W - Dostałam absolutnej „głupawki”. Zdarza się czasem taki stan, a Wam? Śpiewam, tańczę, gaworzę do siebie, wymyślając niestworzone wyrazy. Widząc ryby wyskakujące z wody, złapałam się na tym, że wołam do nich: ciiip, ciip, jak do kurczaków. Cieszę się z byle czego, nie wiem, co mi się stało, ale to takie fajne upojenie, szczęściem chyba? Czuję taką WOLNOŚĆ, z dala od prądów, raf... Jestem WOLNA, WOLNA, WOLNA!”.

Pani najbliższe plany? Także woda?

Nie, tym razem pustynia. Kolejny projekt jest związany z wielkim piaskiem. Ja mam w głowie mnóstwo marzeń. Chcę jechać motocyklem przez pustynię. Nie tyle będzie to długa podróż, ile ciężka. Wielkie wyzwanie - rajd motocyklowy Aicha des Gazelles w Maroku. Tylko dla kobiet. Jeszcze żadna Polka nie brała w tym udziału.

Dookoła świata

Czysta magia

W egzotycznym porcie, gdy ucho tak strasznie bolało, pojawił się ni stąd, ni zowąd lekarz laryngolog. Gdzie indziej ktoś nowo poznany zaprosił ją na pieczony stek wołowy. Przypadek? - Nie przypadek, lecz czysta magia, która działa zawsze, gdy spełniamy swoje marzenia - tego jest pewna Natasza Caban.

Teczka osobowa

Natasza Caban

<!** Image 3 align=none alt="Image 152483" sub="Fot. www.nataszacaban.com ">Polska żeglarka, która samotnie opłynęła świat. W rejs wyruszyła na wybudowanym w Australii 10-metrowym jachcie S&S 34’ o nazwie „Tanasza Polska Ustka”. Podróż rozpoczęła się w lipcu 2007 r. na Hawajach. Żeglarka przepłynęła 26 tys. mil morskich w ciągu 2 lat i 4 miesięcy. Trasa prowadziła na zachód, dookoła Afryki i przez Kanał Panamski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!