https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Na szczytach chwały

Hanna Walenczkowska
Z Antonim Tokarczukiem, politykiem, byłym członkiem władz NSZZ „Solidarność”, uczestnikiem obrad okrągłego Stołu rozmawia Hanna Walenczykowska.

Z Antonim Tokarczukiem, politykiem, byłym członkiem władz NSZZ „Solidarność”, uczestnikiem obrad okrągłego Stołu rozmawia Hanna Walenczykowska.

<!** Image 2 align=right alt="Image 121593" sub="Antoni Tokarczuk jest dziś dyrektorem Izby Gospodarczej Wodociągi Polskie / Fot. Archiwum ">Jak Pan ocenia wybory w 1989 roku?

Przerosły oczekiwania wszystkich. Rządząca PZPR uważała, że danie limitu opozycji rządu nie obali. A Senat to honorowe ciało, izba o mniejszym znaczeniu... Mieliśmy wówczas poważne dylematy - czy podjąć propozycję negocjacji przy Okrągłym Stole, czy nie. Nie chcieliśmy zostać stłoczeni tak jak „Znak”. Co z tego, że byli w nim dobrzy ludzie, kiedy zostali ubezwłasnowolnieni? W samej „Solidarności” był wyraźny podział. Jan Rulewski sprzeciwiał się negocjacjom. Uważał, że nas otoczą i unieszkodliwią. Inni twierdzili, że trzeba poczekać, aż kryzys wykończy komunę. Dla mnie krwawy scenariusz był realny, dlatego opowiadałem się za Okrągłym Stołem, choć był to ryzykowny wybór...

Dlaczego?

Ponieważ nie docenialiśmy intuicji Polaków. Jako działacz i członek władz „Solidarności” widziałem, że ludzie nie chcieli już wychodzić na ulice, nie garnęli się do walki. Polacy chcieli wolności. Baliśmy się rezultatu głosowania, bo przecież nie mieliśmy telewizji, radia... Wygraliśmy bez pieniędzy, bo idee były ważne.

<!** reklama>Czy Sejm X i Senat I kadencji były bez wad?

- Nie. W Sejmie niepotrzebnie zawahaliśmy się przy wyborze prezydenta. Dlatego został nim Wojciech Jaruzelski. W Senacie bywały zabawne sytuacje, na przykład Henryk Stokłosa mówił o sobie, że jest jedynym senatorem, który nie pochodzi ani od Lecha, ani od Wojciecha.

Co było dobrego w parlamencie z 1989 roku?

Dyskusja. Nie było sprzeciwu dla samego sprzeciwiania się. Dzielił nas wtedy Leszek Balcerowicz i funkcjonowaliśmy w jednej wielkiej niewiadomej. Trudno było nienawidzić, bo należało budować i umacniać demokrację. Szkoda, że wszystkie porozumienia przeżyły nieboszczkę PZPR. Kiedy partia ta została rozwiązana, praktycznie przestał istnieć negocjacyjny partner. Powinny wtedy odbyć się przyspieszone wybory. Prawdopodobnie powstałaby ekipa, która mogłaby utworzyć silny rząd.

Jak ocenia Pan polityczną teraźniejszość i...

- Patrzę na nią z niesmakiem. Balcerowicza można lubić lub nie, ale teraz w czasach kryzysu coraz bardziej doceniam jego odważne posunięcia. Może były one zbyt jednostronne... Wtedy dokonywaliśmy przełomu. To nie jest przypadek, że dziś jesteśmy mocni i uodpornieni na kryzys. Udało się nam przecież oddzielić politykę od gospodarki.

... i siebie?

Byłem na szczytach chwały. Pracowałem we władzach „Solidarności” i to był dla mnie najwyższy honor. Zostałem internowany, potem byłem bezrobotny. Zostałem senatorem, wojewodą bydgoskim, posłem, ministrem, bezrobotnym... Z bardzo wysoka spadłem na bruk i nauczyłem się pokory. Nie straciłem optymizmu, bo Polska zmierza w dobrym kierunku. Walczyliśmy o to bez kalkulacji i rachunków. Cieszę się, że dziś nie muszę żyć z polityki. Źle się dzieje, kiedy politycy nic innego nie potrafią robić.

Opinia: Sejm nowy, merytoryczny i najlepszy.

<!** Image 3 align=right alt="Image 121593" sub="Poseł Janusz Zemke / Fot. Tomasz Szatkowski">Z Januszem ZemkeM, jednym z trzech posłów, którzy w Sejmie pracują nieprzerwanie od 20 lat, rozmawia Hanna Walenczkowska

Czym był dla Pana Sejm X kadencji?

Czymś zupełnie nowym i w sensie politycznym i psychologicznym. Z perspektywy czasu oceniam go bardzo wysoko. To był najlepszy Sejm pod względem jakościowym, który wykonał gigantyczną pracę. Przypomnę, że sam się rozwiązał. Ja także głosowałem za tym, by skończył swój żywot.

Pański udział w pracach Sejmu X kadencji, to...

Byłem współautorem kilku niezwykle ważnych ustaw: o policji, o Państwowej Straży Pożarnej, o Urzędzie Ochrony Państwa, o powszechnym obowiązku obrony... Siedzieliśmy po 18 godzin dziennie i tworzyliśmy, punkt po punkcie, ustawy. Niektóre powstawały w kilkanaście dni. Najmilej wspominam współpracę z Jerzym Zimowskim.

Mówiąc o trudnościach psychologicznych, co miał Pan na myśli?

W Sejmie byli posłowie Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego i tacy, jak ja, którzy otrzymali mandat z ramienia PZPR-u. Byliśmy w stosunku do siebie bardzo nieufni, pochodziliśmy przecież z różnych stron politycznego frontu. Część posłów OKP postrzegałem wówczas jako demony. Jacek Kuroń, Adam Michnik... Pierwszy raz widziałem Wałęsę. Po wielu latach z Kuroniem przeszliśmy na „ty” i to on mi to zaproponował. Zatem, mimo wszystko, potrafiliśmy współpracować, przełamywać lęki i wzajemną nieufność. Wydaje mi się jednak, że z tamtej strony urazy były większe.

Czego Sejm X kadencji nie zrobił?

- Zbyt mocno skupiliśmy się na gospodarce, na tworzeniu zasad wolnego rynku. Zmiany, za bardzo odczuli ci najsłabsi, zwłaszcza emeryci. Szkoda, że zlikwidowano PGR-y. Poza tym masowo upadały przedsiębiorstwa, najczęściej te, które produkowały na rzecz RWPG i Układu Warszawskiego. Słabo je zabezpieczyliśmy, choć nie wiem, czy mogliśmy temu zapobiec.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski