- To niewiele - słyszymy od przedsiębiorców, których błędne decyzje funkcjonariuszy publicznych doprowadziły na skraj bankructwa. - Najtrudniej dopiąć tego, by urzędnicy sami przyznali, że wydali bezprawne decyzje i je uchylili, ale udowodnienie tego w sądach też nie jest łatwe - twierdzi Jarosław Tudorowski, który od 13 lat walczy ze skarbówką i choć ma dowody na to, że urzędnicy złamali prawo, to ma problem, bo... - Oni grają na zwłokę i dążą do przedawnienia sprawy - uważa.
[break]
„Ustawa o odpowiedzialności majątkowej funkcjonariuszy publicznych za rażące naruszenie prawa” ze stycznia 2011 roku zakłada, że to kierownik urzędu składa w prokuraturze doniesienie na podwładnego, który błędną decyzją naraził placówkę na szkodę, czyli wypłatę odszkodowania.
- I tu jest pies pogrzebany,
bo jaki szef doniesie na urzędnika, którego pracę nadzorował, a może nawet osobiście zaakceptował jego bezprawną decyzję? - pytają uważni czytelnicy ustawy.
Tę teorię zdaje się potwierdzać informacja rzecznika Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy Jana Bednarka. - Nie mieliśmy zgłoszenia, opartego na ustawie z 20 stycznia 2011 roku od żadnego kierownika urzędu w naszym regionie - zapewnia.
Pan Maciej, którego firma Europol padła, ponieważ urząd celny zakwestionował klasyfikację produkowanego tam rozpuszczalnika i wymierzył mu 122 mln podatku akcyzowego za trzy lata wstecz, wygrał z urzędem po 4 latach, ale...
- To pyrrusowe zwycięstwo, bo firmę zniszczono, a ja nawet nie próbuję sięgać po odszkodowanie, bo prawo w Polsce działa tak, że urzędnikowi trzeba jeszcze udowodnić, że podejmując decyzję z rażącym naruszeniem prawa, działał umyślnie - tłumaczy pan Maciej. Przygląda się teraz temu, co dzieje się w firmie Bioetanol AEG z Chełmży (piszemy o tym w Magazynie na str. 4-5), gdzie, jego zdaniem, celnicy dopuszczają się podobnego bezprawia, jak niegdyś w jego firmie. - Za parę lat Bioetanol wygra z nimi w sądzie, a urzędnicy celni będą się tłumaczyć, że w ich decyzjach nie było rażącego naruszenia prawa tylko jego...
swobodna interpretacja
- prognozuje. Czesław Weyna, poszkodowany przez urzędników UM Bydgoszczy, którzy nie mogą ponoć ustalić, skąd się wziął sfałszowany podpis pana Czesława na pocztowej zwrotce, co pozbawiło go prawa do pierwokupu działek, korzysta z pomocy prawnej adwokata Arkadiusza Pikulika, który na temat odpowiedzialności urzędniczej ma taką opinię:
- Odpowiedzialność odszkodowawczą funkcjonariusz publiczny ponosi dopiero wtedy, gdy organ administracji publicznej (na podstawie wyroku) jest zobowiązany wypłacić odszkodowanie bądź po stwierdzeniu rażącego naruszenia prawa. W sprawach o odszkodowania od organów administracji publicznej sporo problemów nastręcza postępowanie dowodowe. Zwykle dowodem w takich sprawach są dokumenty, będące w dyspozycji urzędu.
Ma do nich dostęp wielu urzędników, którzy przeglądając je, nie muszą odnotowywać czasu przeglądania, a nawet tego, że te dokumenty przeglądali. Dlatego w toku postępowania dowodowego nie ma możliwości ustalenia, kto miał w danym okresie czasu dostęp do akt, kto odpowiada za braki w dokumentacji i kto umieścił w aktach sprawy konkretny dokument. Możliwe są też zmiany w dokumentach, zawartych w aktach sprawy; mogą one zostać przerobione bądź zastąpione innymi.