Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na początku był Burda. A potem lata sukcesów [ROZMOWA]

Marek Fabiszewski
34-letni Mikołaj Burda (z prawej) z symbolicznym szampanem na podsumowaniu sezonu z kolegami z „ósemki”. Fot. Tomasz Czachorowski
34-letni Mikołaj Burda (z prawej) z symbolicznym szampanem na podsumowaniu sezonu z kolegami z „ósemki”. Fot. Tomasz Czachorowski
Jest czterokrotnym uczestnikiem igrzysk i wielokrotnym mistrzem kraju w barwach LOTTO-Bydgostii. Stawał też na podium imprez światowych. Ma o czym wspominać.

Z wioślarzem LOTTO-Bydgostii rozmawialiśmy na podsumowaniu sezonu, po zdobyciu przez klub 24 z rzędu tytułu drużynowego MP, a 28 w ogóle. Prezes Zygfryd Żurawski podkreślając wieloletnią hegemonię klubu w Polsce przywołał jako ikonę Mikołaja Burdę.

To coś niesamowitego: aż dwie dekady sukcesów!

To prawda, z tym, że są jeszcze Miłosz Bernatajtys, który zaczynał rok wcześniej z Wojtkiem Gutorskim. Zaczynaliśmy w tej samej klasie w Technikum Kolejowym pod wodzą trenera Mariana Drażdżewskiego. Jak dziś usłyszałem „19-krotny drużynowy mistrz Polski”, to uświadomiłem sobie, że to jest faktycznie kawał czasu. Jeśli zdrowie pozwoli, to może dociągniemy do tego 20 tytułu.

Tak przyzwyczailiście kibiców, sympatyków wioślarstwa, do tego mistrzostwa rok w rok, że teraz wicemistrzostwo byłoby wielką sensacją...

To na pewno, choć każdy w Polsce czeka na potknięcie LOTTO-Bydgostii. Ale patrząc na klub, jak jest zarządzany, jak jest prowadzony nabór i szkolenie z młodzieżą, współpraca ze szkołami, to myślę, że nigdzie, w żadnym klubie w Polsce, nie ma czegoś takiego. Takiej drabinki, w której wszystko by tak ładnie współgrało, żeby sport z nauką szedł w parze. Efekt taki, że my, którzy niedługo będziemy kończyć kariery, mamy godnych następców. Że jest z kogo wybierać, że ta młodzież w każdej grupie wiekowej zdobywa medale mistrzostw Polski. Aż do seniora.

A zawodnicy z innych klubów depczą wam po piętach?

Niektórzy na pewno depczą, ale to są tylko takie poszczególne konkurencje, bo jeżeli chodzi o drużynowe mistrzostwa Polski, to raczej nie. Tu się liczy punktacja z wszystkich imprez w każdej kategorii wiekowej. Do tego jeszcze dochodzą długodystansowe mistrzostwa Polski i mistrzostwa Polski na ergometrze. I dlatego myślę, że jest duża przepaść między nami, a następnymi klubami.

Czy zaczynając uprawiać wioślarstwo mógł Pan przypuszczać, że będzie tyle sukcesów, że uzbiera Pan tyle medali i pucharów? Ile trzeba mieć zdrowia, żeby tego dokonać?

Oj, bardzo, bardzo dużo. I jeszcze dodatkowo bardzo dużo wyrzeczeń. Mogę powiedzieć, że w tym roku, aby dostać się na igrzyska olimpijskie w Rio musiałem poświęcić pierwszą komunię mojej córki, bo byłem w tym czasie na obozie i nie mogłem przyjechać. Komunia była 14 maja, a my bodajże 19 czy 21 maja mieliśmy, na tamtą chwilę, najważniejszy start, czyli regaty kwalifikacyjne. Było za mało czasu na przyjazd, na regenerację, nie chciałem, żeby ktoś później mógł coś nam zarzucić. Gdyby było wszystko OK, to nikt by nic nie powiedział, ale gdyby nam się powinęła noga?

A jak Pana nieobecność na tak ważnej ceremonii przyjęły córka i żona?

Cieszę się, że rodzina rozumiała moją decyzję. Córka, żona i druga córka są na tyle wyrozumiałe, że pozwoliły, aby tata się spełniał.

Prezes klubu wspominał, że jest Pan najlepszy, jeśli chodzi o tytuły mistrzostw Europy. To chyba też duża nobilitacja?

Oczywiście, że tak. Jeśli dobrze sobie przypominam, to mam w dorobku trzy złote, trzy srebrne i jeden brązowy medal. To jest siedem medali z europejskich championatów. W Polsce chyba nie ma nikogo z lepszym dorobkiem, no chyba że Daniel Trojanowski. Tak, sternik ma tyle samo na koncie. Trzeba też dodać, że tych medali mogło być więcej, bo są też dwa czwarte miejsca, jedno piąte. W dodatku te mistrzostwa Europy nie były rozgrywane od początku mojej przygody z wiosłami. Wznowiono je w 2007 roku, na Malcie w Poznaniu, i tam zdobyliśmy pierwszy medal.

Jaka jest recepta, żeby przez 19 lat, a nawet 20 lat, startować na takim poziomie?

Ciężka praca, wytrwałość, na pewno wsparcie ze strony rodziny, no i samodyscyplina, żeby chcieć to robić. A najważniejsze: trzeba to lubić. Gdybym nie lubił tego sport u, to już dawno odwiesiłbym wiosła do hangaru w przystani i skończył. Po prostu.

A były takie momenty w Pana karierze, że mówił Pan sobie: wystarczy...?

Jak do tej pory nie było. W ubiegłym roku mieliśmy kiepską sytuację, bo nie zakwalifikowaliśmy się na igrzyska olimpijskie. Ale każdemu z nas dało to tylko dodatkowych sił, motywacji, żebyśmy się zmobilizowali i pokazali, że to był tylko wypadek przy pracy, że wyjazd i start w igrzyskach na pewno nam się należy i na niego zasłużyliśmy. Po tamtych mistrzostwach świata może była chwila zwątpienia, choć wierzyłem w nas nadal.

Jest ta wola, żeby kolejne czterolecie poświęcić i przygotować się do kolejnych igrzysk?

Wola to jest na pewno, ale teraz trzeba już patrzeć na to, że będzie się u nas troszkę zmieniało, jest przede wszystkim nowy trener z nową koncepcją. No i czy zostanie w klubie prezes Żurawski, bo pod jego kierownictwem Bydgostia jest tam gdzie jest. A bez niego nie wyobrażam sobie funkcjonowania klubu. Z mojej strony chęci są, ale ja już mam swoje lata. Jednak mogę obiecać: walczymy do końca! (śmiech)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!