Strumień powracających do Polski emigrantów przekształcił się już w rzekę. Mimo tego, bezrobocie w regionie spada, a dzięki nim spadać będzie dalej.
Gdy na początku roku „Express” pisał o powrotach Polaków do domów, nikt nie przypuszczał, że nabiorą one takiego rozpędu.
<!** reklama>Do kraju wracają, zwykle z tarczą i oszczędnościami, rzesze Polaków, którzy jednak w kraju, a nie za granicą, widzą swoją przyszłość. W kierunku odwrotnym nadal ruch jest spory, ale znacznie mniejszy niż przed laty. Nie inaczej jest w Bydgoszczy, do której powracają całe grupy zarobkowych emigrantów.
- Pracowałem na Wyspach wraz z kolegami kucharzami. Teraz większość z nich jest już w kraju. Ja przyjechałem tu na początku roku z myślą, że odpocznę, a w międzyczasie w Anglii minie martwy sezon hotelowy - wspomina Michał Jakubowski.
- Kolega jednak dał mi znać, że w restauracjach Adama Sowy poszukiwani są kucharze. Zgłosiłem się więc. Testowano mnie jeden dzień, na drugi zaproponowano umowę. Jest tak atrakcyjna, że nie zamierzam się już ruszać z mojego miasta. To, co mógłbym oszczędzić na Wyspach, zarobię tutaj. Poza tym nadal chcę się rozwijać zawodowo, a w Anglii tydzień w tydzień gotowałem to samo. Obecnie rozwijam się, a dzięki temu szef kuchni czyni z nas „uniwersalnymi żołnierzami kuchni” - śmieje się pan Michał.
Jedyne, czego mu brakuje w kraju, to... brytyjskiego luzu. - Tam wszyscy byli na „ty”, nawet z moim głównym bossem zdarzało mi się wypić piwo. U nas wszystko podlega ścisłej hierarchii, choć akurat z moim przełożonym też na „ty” jestem.

Biznes
Znajomi, którzy jak ja zjechali do kraju, przymierzają się do otwarcia własnego gastronomicznego biznesu. Patrząc na to, jak ciężko pracowali za granicą, są skazani na sukces - uważa bydgoszczanin.
Własny biznes otwiera też pan Krzysztof, który w Anglii również pracował w gastronomii. - Troszkę odłożyłem z tego wyjazdu, właśnie „obroniłem” mój biznesplan i z dotacją z urzędu pracy zamierzam rozkręcić własną działalność. Jestem pełen obaw, jak sobie poradzę, ale również pełen chęci. Obecna Bydgoszcz bardzo zmieniła się przez kilka ostatnich lat, ma inny charakter i daje inne możliwości. Gołym okiem widać, że coś się ruszyło, dlatego nie zamierzam się stąd ruszać - zapowiada pan Krzysztof.
O tym, że sporo z powracających do Bydgoszczy emigrantów decyduje się na otwarcie własnego interesu,przekonany jest Tomasz Zawiszewski, zastępca dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy w Bydgoszczy.
- Nie mam precyzyjnych danych, ale chociażby liczba zgłaszających się po dotacje na uruchomienie działalności świadczy o tym, że chcą brać sprawy w swoje ręce. Co ważne - głównie w sferze usług, najczęściej drobnych, jak fryzjerstwo, kosmetyka, budowlanka. Ale także w branży nowczesnych technolgii i internetowym handlu - mówi dyrektor.
To bardzo dobra wiadomość dla całego rynku pracy, bo - choć jak pokazuje doświadczenie - część z tych firm upadnie, to te, które przetrwają i będą się rozwijać, tworzyć będą kolejne miejsca pracy. - I tak nie jest źle, bo choć meldują się u nas emigranci miesięcznie, to bezrobocie i tak spada. W zeszłym roku o ponad 600 osób - twierdzi dyrektor. A to nie tylko zasługa wiosny, podczas której zawsze jest sporo ofert pracy, głównie w handlu.