O zwycięstwie w wojnie decydują niekiedy pojedyncze bitwy. Także i kampania polska 1939 roku na Pomorzu mogła mieć zupełnie inny przebieg, gdyby plutonowy Lech otrzymał odpowiedni rozkaz.
<!** Image 2 align=right alt="Image 61604" sub="Na mapce obrazującej przebieg działań bojowych w pierwszych trzech dniach września 1939 r. na Pomorzu widać wzięcie w kleszcze polskich sił poprzez, m.in., przebicie się czołgów gen. Guderiana przez linię jezior koronowskich. /Źródło: www.pomorze1939.xu.pl">Sokole-Kuźnica to turystyczna wieś nad Zalewem Koronowskim. Mało kto wie, że właśnie tu w pierwszym dniu II wojny światowej decydował się przebieg walk na Pomorzu.
Gdyby nie zbudowany 2 dni przed niemieckim atakiem przez... polskie wojsko most, czołgi słynnego gen. Heinza Guderiana nie miałyby szans na dotarcie do Wisły już drugiego dnia wojny, a tym samym znaczne siły polskie nie znalazłyby się w„kotle”.
Historycy są pewni, że w „Blitzkriegu” na Pomorzu „pomogli” Weh- rmachtowi sami Polacy, rozmieszczając, ze względów politycznych, stanowiska obronne tak, że były one zagrożone okrążeniem. Sztabowi WP chodziło jednak o zademonstrowanie możliwości ataku na Wolne Miasto Gdańsk i stąd liczne oddziały stacjonowały na północy, po lewej stronie Wisły, w rejonie Kościerzyny. Inne rozmieszczenie sił, skrócenie linii obrony, z pewnością nie pozwoliłoby Niemcom na tak szybkie zwycięstwo, być może umożliwiłoby też jeden z planowanych kontrataków, np. w kierunku... Berlina.
To są jednak tylko rozważania. Prawda o przegranej kampanii we wrześniu 1939 r. jest bolesna. Doskonale obrazują ją pamiętniki plutonowego Józefa Lecha.
W cztery dni
Kapral Lech był dowódcą 1 Plutonu 1 Kompanii 9 Batalionu Saperów 9 Podlaskiej Dywizji Piechoty. Jego relacja z pierwszych dni wojny znajduje się w Wojskowym Biurze Badań Historycznych.
<!** Image 3 align=left alt="Image 61606" sub="Generał Heinz Guderian, jeden z dowódców Wehrmachtu">Batalion saperów Lecha sformowany został w marcu 1939 r. w Brześciu nad Bugiem i składał się głównie z rezerwistów pochodzących z Polesia, z których wielu posługiwało się na co dzień mową białoruską lub ukraińską - nie było to bez znaczenia dla ich postawy w boju...
Sztab dywizji, po przewiezieniu na Pomorze, rozlokował się w Więzownie koło Koronowa. Saperzy mieli zająć się budową przepraw i mostów oraz minowaniem terenu.
Jak wspomina Lech, widoczne były braki w wyposażeniu w sprzęt oraz... kadrowe. Szczególnie brakowało oficerów i podoficerów. Mimo to w czerwcu zaczęto intensywne przygotowania do wojny.
- Nasz batalion saperów miał zadanie budowy szeregu zalewisk na obszarze jezior koronowskich - wspominał Lech - a 1 kompania otrzymała rozkaz budowy wielkiej przeszkody wodnej w dolinie łańcucha jezior, ciągnących się na południowy zachód od miejscowości Sokole-Kuźnica do Jeziora Słupeckiego, w pobliżu miejscowości Mrocza. 24 sierpnia 1939 r. otrzymałem rozkaz budowy mostu do Brdzie, około 1 km na północ od miejscowości Sokole-Kuźnica, w pobliżu młyna o niemieckim brzmieniu Hammer, na osi szosy, względnie drogi. W miejscu budowy, w odległości około 100 m od młyna, pozostały tylko ślady mostu zniszczonego przed laty. Zaprojektowany w sztabie most polowy, drewniany, o nośności użytkowej 20 ton, miał być wybudowany w ciągu 4 dni, z materiału surowego wprost z lasu.
<!** Image 4 align=right alt="Image 61606" sub="Kompania kolarzy wojska polskiego usi-łowała bronić mostu w Sokole-Kuźnicy ">I rzeczywiście, 30 sierpnia most był gotowy, a podczas jego odbioru Lech został awansowany na plutonowego.
Co się dzieje?
1 września o świcie z zachodu doszedł do oddziału plutonowego Lecha odgłos czołgów. Sądził, że to manewry. O tym, że wybuchła wojna, zorientował się po kilku godzinach! - Nagle około godziny 8 a może 9, wybuchły strzały broni maszynowej od zachodu, w stosunkowo niedalekiej odległości od naszego miejsca postoju - zanotował we wspomnieniach. - Gwałtowna strzelanina dochodziła z kierunku stanowisk 34 Pułku Piechoty. Jak się dopiero teraz dowiedziałem, był tam tylko 3 batalion 34 pp. Po upływie około godziny odezwała się artyleria z tego kierunku. Nie ulegało już żadnej wątpliwości, że wojna się zaczęła. Nie mając rozkazów, nie wiedziałem, co robić, jak najlepiej postąpić. Oczekiwałem niecierpliwie gońca z rozkazem od dowództwa. Nie do pomyślenia było, by pluton saperów w pełnym składzie bojowym pozostawiono na łasce losu, bez najmniejszych powodów.
A jednak tak właśnie się stało.
O jeden most...
Oddział miał, m.in., 1384 kg trotylu i 2500 mb. lontów. Był w stanie wysadzić nie jeden, ale 20 mostów i wybitnie utrudnić Niemcom posuwanie się w kierunku Wisły. Ba, tylko trzeba było wiedzieć, że właśnie tędy będą chcieli przejść hitlerowcy, a wojska polskie nie będą się tą drogą wycofywać...
<!** Image 5 align=left alt="Image 61606" sub="Plutonowy Józef Lech bez trudu mógł wysadzić most">Nie tylko plutonowy Lech nie wiedział, że 3 Dywizja Pancerna XIX Korpusu generała Guderiana o godzinie 8 odrzuciła czatę 8 Kompanii 22 Pułku Piechoty z Wielkiej Kloni i po godz. 10.30 rozbiła 3 Batalion 34 pp, maszerujący z Klonowa na Pruszcz. Potem ruszyła przez Pruszcz na Hammer, gdzie około godziny 17 dotarła do mostu zbudowanego przez oddział plut. Lecha.
Saperzy jednak wciąż czekali na rozkazy. Z upływem czasu robiło się coraz bardziej nerwowo.
- Zastanawiałem się mocno, co mam robić w tej sytuacji - napisał Lech. - Pierwsza myśl, jaka zaświtała mi w głowie, to zaminowanie mostu i wysadzenie go w powietrze. Już miałem wydać rozkaz, gdy nagle nadleciały niemieckie samoloty. Pojawiły się też nadjeżdżające czołgi. Wycofaliśmy się.
Lech wysłał patrol w stronę Buszkowa. - Patrol ten zameldował mi - wspominał - że w Buszkowie, oprócz warty, nikogo nie zastali, nawet dowódca nie orientuje się, gdzie znajduje się dowódca kompanii, szef i kancelaria. Dla naszego plutonu nie zostawiono żadnego rozkazu, a więc, jak wynikało z tego meldunku, pozostawiono nas własnemu losowi.
Chcąc nie chcąc, ruszyli na oślep „na wojnę”. Nie wiedząc o tym, przedostali się całym oddziałem tuż przed naciągającym wojskiem niemieckim do Buszkowa.
Guderian osobiście
Około godziny 17 niemiecka szpica pancerna, po rozgromieniu polskiego oddziału koło Lahowa, dotarła do mostu w Sokole-Kuźnicy. Broniły go wówczas resztki III Batalionu 34 pp pod dowództwem kpt. Szuya. Czy wiedzieli już, co się święci? Próba podpalenia mostu i zatrzymania w ten sposób Niemców nie udała się: świeże drewno nie chciało się zająć od ognia. Zjawiły się wówczas czołgi płk. Angerna. Strzelanina nie przynosiła rezultatu. Wyglądało na to, że niemiecki atak utknie.
<!** reklama right>Na miejscu zjawił się jednak gen. Guderian. Doświadczony dowódca zwietrzył szansę. Doskonale wiedział, jakie znaczenie ma teraz jak najdalsze wbicie się klinem w polskie pozycje obronne. Niemieccy motocykliści przeprawili się przez Brdę po obu stronach mostu na pontonach i zatakowali obrońców od tyłu.
Guderian tak opisał ten atak w swoich pamiętnikach: „Gdy motocyklistom udało przeprawić się, pchnąłem czołgi przez most. Wzięły one do niewoli broniącą się polską kompanię kolarzy. Około godz. 18 przeprawa przez rzekę była zakończona. W ciagu nocy 3 Dywizja Pancerna osiągnęła swój cel - Świekatowo”.
Drugiego dnia wojny bitwa na Pomorzu była praktycznie skończona. Głównie dzięki przeprawie przez most w Sokole-Kuźnicy.
Nie byłoby „krwawej niedzieli”?
Zdaniem historyka Roberta Grochowskiego, możemy być pewni, że wysadzenie mostu w Sokole-Kuźnicy opóźniłoby atak niemieckiej 3 Dywizji Pancernej przynajmniej o kilka godzin, zapewne do świtu 2 września. Dałoby to czas na przetransportowanie koleją do odwodu Armii „Pomorze” 27 DP oraz postawiło w korzystniejszym położeniu oddziały 9 DP oraz Grupy Operacyjnej ,,Czersk”, dając im możliwość odwrotu w kierunku umocnień Przedmościa Bydgoskiego. Oddziały te, wsparte przez rozmieszczoną już na Przedmościu 15 DP z Bydgoszczy oraz współdziałając z północnym skrzydłem Armii ,,Poznań” w rejonie Kcynia - Nakło - Szubin, skutecznie powstrzymałyby atak Niemców na Bydgoszcz przynajmniej do 5-6 września 1939 r. A wtedy... prawdopodobnie nigdy nie byłoby bydgoskiej „krwawej niedzieli”.