Mija 10 miesięcy od dnia, który wywrócił do góry nogami życie państwa Przygodów. O młodej kobiecie, wykładowniczyni Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego, nie zapomina jednak społeczność akademicka. UTP, który jako pierwszy ruszył z akcją pomocową, organizuje kolejne przedsięwzięcie. Od dziś do 3 marca chętni będą mogli wziąć udział w aukcji internetowej obrazów studentów i pracowników UTP na stronie www.utp.edu.pl/dla kasi.
To niejedyne wsparcie, jakie płynie dla bydgoszczanki. Wczoraj w Auli Collegium Copernicanum UKW odbył się koncert charytatywny połączony także z licytacją prac studentów UTP oraz artystki Hanny Rapickiej. Zorganizowali go Uniwersytet Kazimierza Wielkiego i Uniwersyteckie Centrum Kultury Inicjatyw Społecznych we współpracy z UTP.
Czytaj również: Czy bydgoski szpital straci na rządowej reformie?
- Pomysł zrodził się dość przypadkowo - mówi Katarzyna Ludwikowska, opiekunka Koła Naukowego Doradców Zawodowych i Personalnych UKW. - Rozmawiałam z właścicielką sklepu na osiedlu, gdzie mieszka pani Kasia. Kobieta zachęcała mnie do przekazania procenta podatku na jej rzecz. To była iskra do zorganizowania tej akcji. Pomoc w przeprowadzeniu zbiórki zaoferowały studentki naszego koła. W zamyśle, miała to być skromna kwesta w naszym akademickim środowisku. Jakież było zdziwienie, gdy w Dziale Promocji UKW, dowiedziałyśmy się, że Wydział Muzyczny chciałby zorganizować koncert. Później lista osób i instytucji, chcących wesprzeć przedsięwzięcie rosła już lawinowo.
Koordynacją wydarzenia zajął się Dział Promocji UKW. Dodatkowo dziś w Galerii Focus Mall w godz. 13-16 studenci UKW, działający w Fundacji Dr Clown będą zbierali pieniądze do puszek na pomoc dla pani Kasi. Wczoraj gościli też na balu Bydgoskiego Klastra Przedsiębiorczości w Hotelu City, gdzie także były zbiórka i licytacje.
Starbucks w Bydgoszczy. Szukają ludzi do pracy
Rodzina Katarzyny Przygody nie kryje wzruszenia. - Doświadczamy ogromnej życzliwości ludzi dobrej woli - mówi Hubert Kowalik, brat pani Kasi. - To niesamowite, jak wielkie pokłady dobroci uruchomiła w mieszkańcach nasza tragedia.
Jaki jest stan pani Kasi? Przeczytaj o tym na kolejnej stronie
Pytany o stan siostry mówi: - Nie ma z nią kontaktu werbalnego, ale rehabilitacja przynosi efekty. Na początku Kasia leżała tylko z zamkniętymi oczami. Dziś z pomocą rehabilitanta, choć jeszcze nieświadomie, siedzi w fotelu. Cały czas stymulowana jest bodźcami. Ze względów bezpieczeństwa ma jeszcze rurkę trachotomijną. Pracuje z nią nie tylko rehabilitant, ale też logopeda. Siostra uczy się jak samodzielnie przełykać i ćwiczy oddech. Wcześniej nie reagowała na ból, ciepło, chłód. Teraz to się zmieniło.
Choć jest ciężko, rodzina się nie poddaje. - Mąż Kasi wrócił do pracy. Ich 10-miesięczna córka Julka jest już w żłobku - mówi Hubert Kowalik.- Dziecko rozwija się bardzo dobrze i trochę „zaczepia” mamę. Ta stymulacja też jest bardzo ważna.
Jednak wydatki związane z powrotem do zdrowia pani Kasi są ogromne. - Wstępnie szacowaliśmy je na 8-9 tys. zł miesięcznie, ale chyba są większe, przestaliśmy już liczyć - mówi pan Hubert. - Bez pomocy ludzi dobrej woli nie dalibyśmy rady. Bo przecież trzeba opłacić prywatnego rehabilitanta, logopedę, opiekunki, które przychodzą na zmianę, kupić leki i środki higieniczne.
Kliknij poniżej i przeczytaj dalszy ciąg tej historii
Pacjentów w podobnym stanie jak pani Kasia jest wielu. Od początku działalności toruńskiej Fundacji Światło, czyli 15 lat - do zakładu opiekuńczo-leczniczego, który prowadzi trafiło ponad 680 pacjentów w stanie śpiączki, z czego 48 się wybudziło.
- Większość, bo aż 85 proc. to młodzi ludzie, głównie ofiary wypadków komunikacyjnych - mówi Janina Mirończuk, prezes fundacji. - Zawsze wychodzimy z założenia, że nasi pacjenci czują, widzą i słyszą, tylko nie odpowiadają tak jak tego oczekujemy. Dlatego od początku do nich mówimy. Każde wybudzenie to dla nas wielkie szczęście, bo daje nadzieję innym.
Proces wybudzania jest jednak żmudny i trwa miesiącami. Pracuje na to cały sztab ludzi, m.in, lekarze, rehabilitanci, logopedzi, psychologowie i wolontariusze. - Dostarczamy pacjentom bodźców i obserwujemy jak reagują - mówi Janina Mirończuk.
Zima wróciła do Bydgoszczy [galeria zdjęć]
- Czasem efekty są niesamowite. Maksymalnie możemy do zakładu przyjąć 46 osób, ale kontrakt z NFZ obejmuje 43 łóżka. Niestety, po wybudzeniu ośrodki rehabilitacyjne nie chcą przyjmować takich osób. Jak grzyby po deszczu wyrastają więc prywatne zakłady, ale pobyt w nich słono kosztuje, to 4-7 tys. zł, do nawet 26 tysięcy miesięcznie! W regionie jedynym miejscem, do którego trafiają nasi pacjenci jest Klinika Rehabilitacji w szpitalu Jurasza. Wciąż brakuje rozwiązań systemowych. Od wielu lat bezskutecznie zabiegamy o utworzenie ośrodka wczesnej rehabilitacji neurologicznej dla pacjentów w śpiączce. Na razie jedynym wyjściem jest przygotowanie rodziny do opieki nad takim pacjentem lub szukanie miejsca w innych zakładach.
Polub nas na Facebooku