Zobacz wideo: Jak w czasie pandemii działa Schronisko dla zwierząt w Bygdoszczy?
Beata była o krok od dorosłości, gdy z nóg zwaliła ją pierwsza diagnoza - mięsak tkanek miękkich, nowotwór złośliwy najczęściej występujący u osób młodych. Był 2011 rok.
Pierwsza diagnoza: mięsak tkanek miękkich
- Miałam 17 lat. Siły do walki jeszcze sporo. Lekarze przekonywali jednak, że ta walka nie będzie potrzebna: zmianę określili jako łagodną, poza operacją chirurgiczną nic więcej nie zrobiono. Zalecenia? Miałam spokojnie wchodzić w dorosłość - opowiada Beata Tkacz, bydgoszczanka.
Druga diagnoza: wznowa miejscowa
Nowotwór zaatakował po raz drugi już pół roku później. Nawrót miejscowy - mówią fachowcy.
- W tym samym miejscu co za pierwszym razem wyrósł potężny, 8-centymetyrowy guz - mówi pani Beata. - Musiałam zawiesić swoje życie: choroba uniemożliwiła mi chodzenie do szkoły, kontakty z rówieśnikami. Podeszłam do sprawy mniej więcej tak: odchoruję swoje i wracam do gry. Sama chyba wtedy nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji. W tak młodym wieku nikt nie rozważa tematów ciężkich chorób, niepełnosprawności, nawet dorosłego życia nie traktuje poważnie. Musiałam dorosnąć szybciej niż inni, ponieważ decyzje, które podejmowałam razem z rodzicami, miały wpłynąć na resztę mojego życia - opowiada bydgoszczanka.
Nie poddała się chorobie: skończyła szkołę, zdała egzamin z zakresu BHP, zaczęła pierwszą w życiu pracę. Musiała ją przerwać, bo konieczna była kolejna operacja oraz radioterapię. Wydawało się, że tym razem udało się pokonać nowotwór.
- Beata Tkacz z Bydgoszczy zmaga się z nowotworami już 10 lat, całe swoje dorosłe życie.
- Nadzieję na zdrowie daje nowatorska metoda leczenia w Gdańsku. To kuracja celowana. Jeśli nie przyniesie oczekiwanych rezultatów, bydgoszczanka zostanie odesłana do kliniki w Niemczech.
- To leczenie nie jest refundowane przez NFZ.
- Początkowe koszty leczenia to ok. 250 tys. zł. Można wspomóc zbiórkę na ten cel na stronie www.pomagam.pl.
- Wróciłam do pracy. Tam właśnie poznałam Alana. Pamiętam, jak przyjechał w tajemnicy do szpitala, wiedząc, że odbieram wynik po leczeniu. „Czysto”! Wszystko zaczęło układać się po naszej myśli. Z czasem badania kontrolne zaczęliśmy traktować jak rutynę i z coraz mniejszym stresem odbieraliśmy kolejne wyniki, aż choroba - a może po prostu życie - przypomniała nam, że nie wszystko może być dobrze.
Trzecia diagnoza: przerzut do płuca
W 2015 roku kolejna diagnoza - przerzut do płuca i ognisko w miednicy. Operacja, potem chemioterapia.
- Depresja, osłabienie, bezsilność w obliczu problemów, stres, lęk - to emocje, które pamiętam z tamtego czasu. Ale również poświęcenie, miłość i oddanie osób bliskich - mówi pani Beata. - Otrzymaliśmy informację o pewnym lekarzu w Niemczech, który mógłby nam pomóc. Alan w trzy miesiące intensywnie uczył się niemieckiego, aby umożliwić nam wyjazd. Pełni obaw pojechaliśmy do Niemiec, aby dać sobie szansę na normalne życie. Połączenie tradycyjnej i eksperymentalnej terapii dało rezultaty - znowu byłam czysta! Drugi nawrót choroby zostawił jednak na nas piętno. Zmieniliśmy się. Nie fizycznie, ale psychicznie - mimo wyzdrowienia, choroba wciąż była w nas. Przez długi czas pracowaliśmy, aby odzyskać utracony czas.
Drugi nawrót choroby zostawił jednak na nas piętno. Zmieniliśmy się. Nie fizycznie, ale psychicznie - mimo wyzdrowienia, choroba wciąż była w nas. Przez długi czas pracowaliśmy, aby odzyskać utracony czas.
- W 2015 roku, w Boże Narodzenie, Alan mi się oświadczył i wiedzieliśmy, w którym kierunku chcemy iść. Po około roku zaczęliśmy znowu wierzyć, że może to jednak ostatni raz, że zabiegi chemioterapii oraz restrykcyjny, zdrowy styl życia, jaki prowadziliśmy, mogą zagwarantować nam spokój. W 2017 roku, po ciężkich wyrzeczeniach, w składzie ja, Alan, psiak Luna, kot Misiu i kotka Teresa wprowadziliśmy się do pierwszego wspólnego mieszkanie. W 2018 roku podjęliśmy decyzję o ślubie.
Czwarta diagnoza: wznowa w tym samym płucu
Pod koniec 2018 roku kolejne rutynowe badanie - wznowa miejscowa w tym samym płucu.
- Gdyby nie pomoc najbliższych, nie byłoby nas stać na opłacenie leków - mówi pani Beata. - Po kolejnej batalii stoczonej z chorobą, 10 sierpnia 2019 roku oficjalnie zostaliśmy państwem Tkacz.
Piąta diagnoza: nowotwór kości
Kilka tygodni temu państwo Tkacz odebrali wynik tomografu. Wiedzą już, że po raz piąty muszą stanąć do walki. Tym razem choroba zaatakowała kości. W planach jest naświetlanie, chemioterapia. Pani Beata musiała znów przerwać pracę - ból jest nie do wytrzymania. - Po raz pierwszy widzę, że i Alan się załamał, nie ma w nim już tej energii do walki, co wcześniej. Bo ile bojów o życie najbliższej osoby może stoczyć jeden człowiek? - pyta pani Beata.
Możesz pomóc!
Nadzieje daje nowatorska metoda leczenia w Centrum Medycznym św. Łukasza w Gdańsku. To kuracja celowana. Pani Beata ma przejść płynną biopsję, drogie wlewy witaminowe. Jeśli leczenie nie przyniesie oczekiwanych rezultatów, zostanie odesłana do kliniki w Niemczech. To leczenie nie jest refundowane przez NFZ. Początkowe koszty leczenia to ok. 250 tys. zł. Można wspomóc zbiórkę na ten cel na stronie www.pomagam.pl.
