Nigdy bym nie przypuszczał, że mnie to chwyci. Mnie, prostego chłopaka, którego wychowały ciężkie, rockowe rytmy i wojny futbolowe. A jednak. W środę poświęciłem nawet mecz Ligi Mistrzów, by śledzić ostatnie występy pianistów w XVI Konkursie Chopinowskim i potem, podpierając powieki zapałkami, do północy czekałem na werdykt.
<!** Image 2 align=none alt="Image 159371" sub="Julianna Awdiejewa w 2002 roku wygrała konkurs im. Paderewskiego. Na zdjęciu z Janem Napierałą, ówczesnym wicedyrektorem PZU Życie, który wręczał jej nagrodę / Fot. Nadesłane">Dzięki temu przedłużonemu finałowi oprócz pianistów, jurorów i ekspertów, wysłuchałem także serii telefonów do TVP Kultura, która transmitowała konkurs, z podziękowaniami za duchową ucztę. Dzwonili Polacy z całego kraju, ale też parę osób z zagranicy. Przy całym szacunku dla TVP, zastanawiam się jednak, dlaczego żaden z występów (poza skrótem koncertu laureatów, nadanym o północy) nie przedostał się na ogólnodostępną antenę TVP 1 i TVP 2?
<!** reklama>Dlaczego Polacy bez telewizji satelitarnej nie mogli się konkursem emocjonować nawet wtedy, gdy okazało się, że mamy naszego przedstawiciela w finale? Dlaczego wszystkim melomanom z Kujaw i Pomorza nie dano szansy, np. w ramach dzielonego na regiony programu TVP Info, wysłuchania półgodzinnego koncertu z orkiestrą, w którym główną postacią był Paweł Wakarecy, student pochodzący z Torunia, a kształcący się w bydgoskiej Akademii Muzycznej? W tym wydarzeniu mamy przynajmniej dwa ważne elementy, które TVP powinna dostrzec i wyróżnić w ramach swej misji publicznej: promocję najbardziej wartościowych dokonań kulturalnych oraz budzenie patriotyzmu i solidarności społecznej (nic tak nie integruje, na poziomie kraju i małej ojczyzny też, jak międzynarodowy sukces). O misji jednak TVP, niezależnie kto w w niej akurat i z czyjego namaszczenia pociąga za sznurki, przypomina sobie i krzyczy, gdy trzeba telewidzami wstrząsnąć, by zapłacili abonament. A tymczasem jej fachowcy od układania programu nie mają nawet czysto intuicyjnego wyczucia, co może na małym ekranie poruszyć przeciętnego rodaka. Błyskawiczna kariera Rafała Blechacza, zwycięzcy konkursu przed pięcioma laty, pokazała, że pianistyczne zawody na mistrzowskim poziomie tak w czasach, gdy na kanwie konkursu chopinowskiego kręcono fabularny film „Con amore”, jak i dziś budzą szalone emocje nie tylko wśród studentów akademii muzycznych i bywalców filharmonii.
Reakcje, jakie wywołał werdykt jury XVI Konkursu Chopinowskiego, pokazują, że język muzykologów i artystów nie zawsze bywa łagodniejszy i bardziej stonowany niż język polityki. Kontrowersyjne werdykty zawsze lepiej się zapamiętuje, podobnie jak osoby, których dotyczą. Paweł Wakarecy wspiął się do jurorskiego wyróżnienia. Bydgoszcz może jednak być także kontenta z głównej nagrody dla, zdaniem niektórych ekspertów, nieczującej „stylu Chopina” Julianny Awdiejewej, Rosjanki z Zurychu. Z czego zatem mamy się cieszyć nad Brdą? Ano z tego, że Julianna, wtedy jeszcze bardziej Julka, osiem lat temu zwyciężyła w Bydgoszczy w konkursie im. Paderewskiego. Czy można sobie wyobrazić lepszą reklamę dla tej imprezy (kolejna edycja już w listopadzie) niż fakt, że dla Awdiejewej zwycięstwo w „Paderewskim” stało się pierwszym krokiem do sukcesu w „Chopinowskim”? Nawet jeśli nie czuje stylu Chopina.
Bydgoszcz jest miastem wrażliwym i idealistycznym - nie tylko za sprawą muzycznych inicjatyw. Przekonała mnie o tym pierwsza debata kandydatów na prezydenta miasta, którą „Express” zorganizował wspólnie z partyjnymi młodzieżówkami wyborczych rywali. Najchętniej dyskutowano o aquaparku, metrze z Fordonu na Osową Górę i fruwaniu po świecie z bydgoskiego Portu Lotniczego. Brakowało jeszcze tylko wizji szklanych domów. Nie znalazł się natomiast czas ani ochota na rozważania o przyziemnych drobiazgach, o jakich w tej gazecie codziennie piszemy. Na przykład, jak sprawić, by bydgoszczanie mieli gdzie wyrwać w nocy piekielnie bolący ząb, jeśli nie mają akurat gotówki na prywatnego dentystę. Albo co zrobić, by uczniowie w szkołach, w których zlikwidowano stołówki, nie wybierali pomiędzy chipsami, batonikiem a burczeniem w brzuchu. Niestety, burczenie nie zawsze uda się zagłuszyć Chopinem.