Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mistrz w lustrze

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Nazwisko „Wojciechowski” było w tym tygodniu równie często wymawiane w mediach, jak „Tusk” czy „Pawlak”. Dziś mianowicie okaże się, czy tyczkarz Paweł Wojciechowski, ubiegłoroczny mistrz świata, jako ostatni, 23. reprezentant Polski, wywodzący się z bydgoskich klubów wystartuje na igrzyskach olimpijskich w Londynie.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw.jpg" >Nazwisko „Wojciechowski” było w tym tygodniu równie często wymawiane w mediach, jak „Tusk” czy „Pawlak”. Dziś mianowicie okaże się, czy tyczkarz Paweł Wojciechowski, ubiegłoroczny mistrz świata, jako ostatni, 23. reprezentant Polski, wywodzący się z bydgoskich klubów wystartuje na igrzyskach olimpijskich w Londynie. W środę natomiast Radosław Osuch, główny właściciel piłkarskiej drużyny Zawisza Bydgoszcz, przyznał dziennikarzom, że Janusz Wojciechowski, właściciel Polonii Warszawa, niczym konfekcyjny hurtownik z Tuszyna czy Rzgowa, chciał sprzedać mu swoje „Czarne Koszule” razem z miejscówką w ekstraklasie.

<!** reklama>

Obie informacje łączą w sobie elementy dobra i zła ze sporą domieszką szumu, niezbędnego do wypichcenia medialnego newsa. Przeanalizujmy ten o młodym mistrzu świata i jego uporze w walce o minimum olimpijskie. Mam przed prawym okiem czwartkowy „Express Bydgoski”, w którym czytam o sobotnim występie Wojciechowskiego na memoriale Janusza Kusocińskiego: „ - Trening w środę uspokoił mnie, że Paweł może już skakać bez większego bólu - mówił jego trener Włodzimierz Michalski. - To decyzja godna mistrza”. Lewe moje oko łypie z kolei na pierwszą stronę „Gazety Pomorskiej”, również z czwartku, w której kłuje wytłuszczone pierwsze zdanie czołówki: „Mistrza świata z Bydgoszczy nadal piekielnie boli noga, ale nie wyobraża sobie igrzysk w Londynie bez siebie”. I nieco dalej, wypowiedź z ust samego Wojciechowskiego: „Mam problemy, żeby wykonywać normalny trening. Ale we wtorek rano wstałem z łóżka, spojrzałem na swoje odbicie w lustrze i powiedziałem sobie: Paweł, walcz do końca! Przecież nie będziesz mógł spojrzeć na swoją twarz w lustrze, jeśli nie zaciśniesz zębów i nie będziesz walczył do samego końca. I tak zrobię”.

Nie wiem, która wersja jest prawdziwa. Mam nadzieję, że ta przedstawiana przez trenera Pawła. Nie wyobrażam sobie bowiem, by doświadczony trener tyczkarzy, na dodatek ojciec rywalizującego z Pawłem na skoczniach Łukasza Michalskiego, namawiał mistrza świata do skoków z niewyleczoną kontuzją mięśnia dwugłowego uda. Rozumiem, że występ na igrzyskach to szczyt marzeń każdego sportowca, zaś medal tam wywalczony wiąże się z nieśmiertelną chwałą i dożywotnią rentą olimpijską. Mimo to nikt, ani trener, ani codziennie poszukujący nowych herosów dziennikarze, nie ma prawa wywierać presji na Pawle Wojciechowskim, by się nie poddawał, udowodnił, że jest twardzielem, okazał się godnym miana mistrza czy noszenia reprezentacyjnej koszulki z orłem. Jeśli zaś młody tyczkarz jest głuchy na rady starszych, to niech dla nabrania rozsądku wyobrazi sobie zgnębioną twarz przed lustrem, która skarży się: „Mam 21 lat, mogłem skakać o tyczce jeszcze kilkanaście lat, wystąpić na dwóch, a może i trzech igrzyskach olimpijskich po Londynie. Ale zjadły mnie ambicje i teraz nie wygram już nawet powiatowych zawodów”.

Wróćmy do doświadczonego biznesmena Janusza Wojciechowskiego i jego transferu w amerykańskim stylu (tam sprzedaż klubu koszykarskiego czy footballowego, nawet za granicę, nie jest może czymś na porządku dziennym, ale zdarza się). Radosław Osuch, według dziennikarzy Orange Sport, doszedł już nawet z Wojciechowskim do wstępnego porozumienia, lecz później się z niego wycofał. Miała o tym zadecydować rozmowa z kibicami Zawiszy. Krótka, bo zdecydowanie odrzucili oni pokusę powrotu do ekstraklasy w tak mało honorowy sposób. Dziwię się trochę panu Osuchowi, że opowiedział dziennikarzom o kulisach swej decyzji. Z jednej strony, dobrze, że liczy się z głosem fanów. Z drugiej - kibice Zawiszy, których nierzadko odsądza się od czci i wiary, okazali się bardziej moralni od właściciela drużyny. Sport to jednak trochę inny biznes niż hurtowy handel wyrobami tekstylnymi. Nie można ogłupiać ludzi, namawiając ich w jednym sezonie do wiernego wspierania orła czy gryfa, by w następnym roku kazać im wielbić Myszkę Miki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!