Nie warto - dosłownie - wymuszać na spółdzielniach włączenia ciepła. W skrajnych wypadkach kosztować to może nawet 10 tysięcy złotych do podziału na mieszkańców bloku.
- Temperatury nocą spadają poniżej 10 stopni. Mam małe dziecko i muszę dogrzewać pokój farelką. Płacę uczciwie rachunki, więc dlaczego nie ma w kaloryferach ciepła. Ci, którzy chcą, sobie je włączą, a ci, którym jest ciepło, nie - irytuje się pani Barbara z Bartodziejów.
- Jak komuś zimno, niech sobie sweterek ubierze. Kto to widział, żeby we wrześniu grzać. Ja za to płacić nie zamierzam - mówi pan Marcin, mieszkaniec tego osiedla. - Prognozy mówią, że wrzesień będzie ciepły, a jak się raz włączy, to już wyłączyć nie można - uważa bydgoszczanin. - Za to płacić trzeba cały czas.
- Nie mamy zgłoszeń o potrzebie włączenia ciepła, ale gdy je włączamy, odbieramy dziesiątki telefonów, dlaczego to zrobiliśmy, bo później trzeba po prostu więcej zapłacić - twierdzi Magdalena Marszałek, rzeczniczka ADM w Bydgoszczy.<!** reklama>
- Nie ma presji, żeby grzać. Nikt nas nie pogania - wtóruje jej Marek Łudziński, prezes RSM „Jedność”. - Oglądamy się trochę na inne spółdzielnie, ale o tym, co robić, mówi nam zdrowy rozsądek, który podpowiada, że jeśli włączymy ogrzewanie wcześniej, rachunki będą wyższe, co mieszkańcom się nie spodoba.
Zmarzlaki jeszcze niedawno mogły liczyć na ministra. - Funkcjonował przepis, który zakładał, że jeśli przez trzy kolejne dni temperatura mierzona o godzinie 19.00 wynosi mniej niż 10 stopni, trzeba było włączyć ogrzewanie. Ale ten przepis już nie obowiązuje - twierdzi prezes Łudziński.
Fakty są brutalne: chcesz ciepła, płać. - Szacuję, że uruchomienie ogrzewania miesiąc wcześniej niż zwykle spowodowałoby zużycie od 100 do 200 GJ energii więcej
w zależności od budynku - uważa Tadeusz Stańczak, prezes Bydgoskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
A jeszcze przed sierpniową podwyżką - o 1,8 procent - cena 1 GJ energii cieplnej wynosiła prawie 45 złotych. Łatwo więc policzyć, że
w skrajnych przypadkach dodatkowe grzanie to do podziału na mieszkańców budynku prawie 10 tysięcy złotych. Do podziału na wszystkich - grzejących i nie.
- Pewne jest, że za ciepło jednych zapłaciliby wszyscy. Rozliczamy budynki zbiorczo - przyznaje prezes Stańczak.
- Nikt nie jest bardziej szczęśliwy niż KPEC, gdy wysyłamy do niego decyzję o włączeniu ciepła. Potrafią uwinąć się w kilka godzin. Gdy prosimy o wstrzymanie, proces potrafi trwać dwa dni. Dla KPEC to kasa. Jest w stanie grzać choćby
w sierpniu. Gdy ugniemy się pod presją mieszkańców, pod koniec sezonu będzie tragedia z uwagi na niedopłaty, które trzeba będzie pokryć - przestrzegają spółdzielcy.