MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Minął tydzień. O opiece nad dziadkami i końcu powiedzonka, że lepsze deko handlu niż kilogram pracy

Jarosław Reszka
Dom Mody Drukarnia wkrótce zmieni się w Bydgoskie Centrum Finansowe
Dom Mody Drukarnia wkrótce zmieni się w Bydgoskie Centrum Finansowe Dariusz Bloch
Boże Narodzenie przyniosło tego roku historię godną pióra Charlesa Dickensa. Staruszka z Błonia wybrała się na wigilijną wieczerzę u wnuka. Dokąd - policyjny Koszałek Opałek nie podaje.

[break]
Musiało to być jednak dość daleko, skoro do celu i z powrotem kobiecina podróżowała autobusem numer 52. Wigilię u wnuka skończyła już o 18.30. Co robiła przez następne ponad siedem godzin? To wie tylko ona sama - o ile pamięć 79-letniej osoby zarejestrowała wydarzenia tego wieczora. Pewne jest tylko to, że około drugiej w nocy mieszkańcy jednego z bloków na Błoniu znaleźli ją w stawie, zanurzoną w wodzie po szyję, prawie już bezwładną i wyziębioną - ponoć do 32 stopni Celsjusza. Dobry Bóg dał jej jednak tyle siły, że mogła jęczeć, wzywając na pomoc... mamusię. Lament usłyszała kobieta popalająca nocą na balkonie, obudziła swego chłopa, a ten ruszył na ratunek przez chaszcze, którymi zarósł staw. - Jeszcze pół godziny w wodzie i nie byłoby kogo ratować - podsumował akcję niesienia pomocy staruszce mężczyzna z karetki pogotowia. Znajomi kobiety, która pierwsza zareagowała na lament staruszki, spuentowali historię stwierdzeniem, że skoro papieros uratował czyjeś życie, to nie powinna nigdy rzucać palenia.

Mnie przyszedł do głowy morał bardziej wychowawczy. Wnuki i dzieci, jeśli urządzacie rodzinną wigilię i zapraszacie na nią sędziwych dziadków czy rodziców, to zadbajcie o ich komfort i bezpieczeństwo nie tylko przy stole. 79-letnia osoba nie powinna po ciemku sama wracać do domu. Nawet gdy wcześniej upierała się, że czuje się świetnie i chce jechać autobusem. Bo pewnie nie chciała tylko sprawiać kłopotu.

Z XIX wieku przenieśmy się w XXI. Wiadomo już, że do lamusa odłożyć trzeba powiedzonko tak świetnie sprawdzające się jeszcze kilkanaście lat temu: „Lepsze deko handlu niż kilogram pracy”. Drukarni na rogu Gdańskiej i Jagiellońskiej nie pomogła przemiana ze zwykłego centrum handlowego w elegancki Dom Mody. Moda czmychnęła stamtąd, gdzie pieprz rośnie. Gwoździem do trumny stało się otwarcie kilometr dalej Zielonych Arkad. Z Drukarni, kosztem ponoć 70 milionów złotych przekształconej w sklep z autentycznej, zabytkowej drukarni z 1806 roku, ostatni najemcy wyprowadzą się w styczniu. Następnie, po zabiegach adaptacyjnych, zajmujący 10 tys. metrów kwadratowych budynek zamieni się w Bydgoskie Centrum Finansowe. Znajdą się w nim filie banków, biura notariuszy, radców prawnych, doradców finansowych, ubezpieczycieli.

Dobre rozwiązanie - to pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy - sami przedstawiciele finansowej śmietanki, którzy nie dadzą budowli w sercu miasta popaść w ruinę.

Jak się jednak dłużej zastanowić, pojawiają się znaki zapytania. Przedstawicielstwa banków i ubezpieczalni, biura notarialne - toż to one, plus salony firm telekomunikacyjnych, stanowiły najlepiej prezentujące się punkty w ciągu obumierającej ul. Gdańskiej. Gdy większość z nich przeniesie się do Drukarni, to co pozostanie na dalszym odcinku Gdańskiej? Czy aby nie kamieni kupa?

Druga zagwozdka: jak finansowy biznes rozwiąże problem korków, które w tej okolicy w dni powszednie trwają wiele godzin? Wątpliwe bowiem, by chcieli pakować się do tego komunikacyjnego pieca nowi klienci byłej drukarni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!