https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Miłość zakwitła na Wołyniu

Katarzyna Bogucka
- Mówi się, że tylko z jakiegoś ważnego powodu człowiek żyje tak bardzo długo jak my. Uważam, że są dwa takie powody: albo żeby komuś zrobić na złość, albo nieść pomoc - twierdzi pani Regina.

- Mówi się, że tylko z jakiegoś ważnego powodu człowiek żyje tak bardzo długo jak my. Uważam, że są dwa takie powody: albo żeby komuś zrobić na złość, albo nieść pomoc - twierdzi pani Regina.

<!** Image 2 align=right alt="Image 116883" sub="Państwo Regina i Świętopełk Miklerowie poznali się na Wołyniu, gdzie się urodzili, dorastali i pracowali Fot. Archiwum rodzinne">Siedemdziesiąta rocznica ślubu, ale jaka to rocznica? - Chyba drewniana - żartuje pani Regina, sędziwa jubilatka. - Nie? Nie drewniana? Czyli jednak nie wracamy na początek tabelki? A więc kamienna rocznica. Obawiam się, że do siedemdziesiatej piątej, brylantowej, już nie dociągniemy.

Państwo Miklerowie są razem dokładnie 71 lat. Kamienne gody obchodzili w zeszłym roku. Czego oczekują od losu? Spokoju, bo wielki świat już zwiedzili. Syn Krzysztof osiadł w Ameryce. Wiekowi małżonkowie za oceanem bywali. Wspomnień mają stamtąd co niemiara.

Osiedle Błonie. Drzwi otwiera białowłosa kobieta. Wyobrażałam sobie, że w mieszkaniu zastanę nieporadną seniorkę. Tymczasem jest odwrotnie. - Ja jestem rocznik 1919, co, nie wyglądam? - śmieje się kobieta. - Włosy mi nie posiwiały, a zbielały, no i jest ich mniej niż kiedyś. Nawet myślałam o tresce...Widać, że przytyłam? Oczywiście, że widać. Ja bardzo lubiłam gotować. Wracamy dziś chętnie do smaków z dzieciństwa. Przypominam sobie wtedy miejsca, których już nie ma. Piekę ciasto, najchętniej drożdżówkę, albo jakieś smaczne mięso. Kochałam też taniec. Do upadłego. A dziś nie mogę już chodzić. Mąż, niestety, nie za bardzo był do tańca. - Powiedz, jak to było z tym tańcem? - zwraca się do małżonka, który uparcie milczy. - Wolne tylko tańczyłeś. Najczęściej z Jadzią... Jadzia już nie żyje. Mój Boże, jak większość naszych znajomych, przyjaciół. Mąż w przyszłym roku skończy 97 lat. Też nie wygląda? Skąd wy, media, w ogóle się o nas dowiedzieliście? - głowi się gospodyni.

<!** reklama>

Tata, zmień imię

Regina i Świętopełk. Z tym „Świętopełkiem” ponoć zawsze były kłopoty. Nawet dzieci mówiły: - Tata, zmień imię...W urzędach dziwnie patrzyli na człowieka z tak osobliwym imieniem. Ale on za nic nie chciał przestać być Świętopełkiem. - Jak wołam na męża? Światek, a na mnie mówią Renia.

Najgorzej było za Rosjan

<!** Image 4 align=right alt="Image 116888" >Małżonkowie poznali się na Wołyniu, na wsi. Tam się urodzili, dorastali, pracowali. Biegali razem po polach, podwórkach. Kwitła przyjaźń polsko-ukraińska. Wzajemna sympatia sprowadzała się nawet do bywania na nabożeństwach katolików w cerkwi i prawosławnych w kościele. Wspólne potańcówki, pierwsze miłości, praca, zabawa. Ta przyjaźń kwitła dopóty, dopóki nie wybuchła wojna. Niemcy skłócili dawnych przyjaciół. Po okolicy zaczęły krążyć bandy. W domach trzymano w pogotowiu broń. Strzelać umiały też kobiety. - Na szczęście nigdy nie musiałam sięgać po karabin - wspomina nasza rozmówczyni. - Najgorzej było za Rosjan. Wywozili na Sybir. Trzeba było mieć przy sobie worek z chlebem, słoniną, bo Rosjanie dawali pół godziny na zapakowanie najważniejszych rzeczy. Niemców mniej się baliśmy.

Potem mój mąż poszedł do Wojska Polskiego, które się na wschodzie formowało. Po wojnie przymusowy wyjazd, krótki przystanek w Zamościu (zamieszkali w ukraińskiej sadybie), wreszcie gospodarstwo w Morzewcu koło Bydgoszczy, ostatecznie, aż do dzisiaj, Bydgoszcz. Bielawy, Jachcice, wreszcie Błonie.

Pani Regina i Świętopełk przyszli na świat jeszcze w cywilizacji „bez prądu”. Kto by pomyślał, że w sędziwej starości żonie przyjdzie sprawnie obsługiwać komórkę. - Przed laty domy oświetlaliśmy lampami naftowymi. Jaka telewizja, jakie radio? Chyba że radio na baterie. Pamiętam, że na naszym hucznym weselu u pułapu sali zapalono lampy nafowe. Jak huknęła orkiestra dęta, to podmuch powietrza lampy zgasił... W latach 40. i 50. mieszkaliśmy już w Morzewcu koło Bydgoszczy. Też nie było prądu. Wracałam kiedyś z pracy, z Wtelna. Pracowałam tam jako pielęgniarka. Na dworzec kolejowy wyszli moi dwaj synowie, Leszek i Krzysztof. Patrzę, a oni coś podejrzanie podekscytowani, śmieją się pod nosem. Wchodzimy do domu. Chłopcy zapalają światło! Podłączyli nam prąd!

<!** Image 3 align=right alt="Image 116888" >Do pokoju wchodzi schludnie ubrany pan Świętopełk. Siada za stołem. - Proszę coś powiedzieć o swojej żonie - prosimy . - A, o żonie to lepiej za dobrze nie mówić - odpowiada senior. Widzę lekki uśmiech na jego twarzy. - Ale my się nigdy nie kłóciliśmy, nawet ksiądz się zdziwił, że tak zgodne małżeństwo...

Żona kiwa głową, ale swoje wie. - Czy pani myśli, że przez te lata panowała w naszym małżeństwie idylla? Oj nie. Bywało gorąco, ale żeby się rozwodzić? Mój tatuś powtarzał mi, że jak dziecko dostaje klapsa od ojca, to jest dobrze, ale jak karci „wujek”, to takie dziecko będzie miało pretensje, będzie pytać: mamo, dlaczego? Braliśmy ślub w 1938 roku. Wtedy nikomu nie przychodziło do głowy, żeby się rozwodzić. Ciężko pracowaliśmy. Dziś ludzie bezmyślnie podejmują decyzję o rozstaniu i jednocześnie gdzieś na boku już kogoś mają. Rozwód nie jest dobrym wyjściem. Trzeba się spokojnie nad wszystkim zastanowić, przeczekać, a nie wszystko rzucać, zaczynać od nowa.

Pani Regina wyciąga album ze zdjęciami. - Przystojny ten pani mąż - stwierdzam, patrząc na młodego pana Świętopełka w mundurze wojskowym. - Wciąż jest przystojny. - Gdyby nie był przystojny, to by nie został moim mężem - śmieje się starsza pani.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski