https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

I tylko PRL-u żal

Pamiętam, jak w czasach mojego dzieciństwa w domu każdego mojego kolegi, zresztą w moim też, najważniejsze miejsce na meblościance (koniecznie na wysoki połysk) zajmowały kryształy. Czasami były to jakieś wazony, innym razem patery albo charakterystyczne „koszyki”.

Pamiętam, jak w czasach mojego dzieciństwa w domu każdego mojego kolegi, zresztą w moim też, najważniejsze miejsce na meblościance (koniecznie na wysoki połysk) zajmowały kryształy. Czasami były to jakieś wazony, innym razem patery albo charakterystyczne „koszyki”.

<!** Image 1 align=left alt="Image 166396" >Pamiętam też, gdy mając kilkanaście lat pojechałem w góry, a tam zorganizowano nam wycieczkę do miejscowej huty szkła i wystarczyło powiedzieć, że jesteśmy z Inowrocławia, a wszyscy od prezesa po dmuchacza wiedzieli, gdzie on leży i że u nas też jest huta. Bo wtedy hutę znali wszyscy. To była duma całego regionu. O tym, jak wyglądało tam codzienne życie, jakie tłumy przychodziły do pracy, jak powstawały szkoły przyzakładowe albo mieszkania dla załogi, niezwykle barwnie napisała w książce Bronisława Majewskiego „Inowrocław w PRL-u” Danuta Biernacka, była szefowa tej firmy. Nie zapomnę też nigdy, jak rozpoczynałem swoją pracę w zawodzie dziennikarza i przez miesiąc nie mogłem dodzwonić się do ówczesnej dyrektorki marketingu, bo jak mówiła wciąż jej sekretarka: „Pani dyrektor jest na rozmowach w Japonii, pani dyrektor jest w Hongkongu, pani dyrektor jest w Stanach Zjednoczonych”. A później wszystko się skończyło. Pozamykano szkoły, przestano budować mieszkania, pani dyrektor od marketingu sama zwolniła się z pracy przechodząc do konkurencji i tylko w nielicznych domach zostały pojedyncze wazony, które żal było na śmietnik wyrzucić. O tym dlaczego tak się stało, ekonomiści i specjaliści od gospodarki mogliby godzinami dyskutować, a i tak nie doszliby pewnie do porozumienia.

<!** reklama>

Mówiono więc, że kryzys, że zapaść, że Chińczycy. Z roku na rok zapowiadano kolejne plany naprawy, restrukturyzacje i zmiany. Nie mówiono tylko o jednym. O ludziach, którzy w tym zakładzie bardzo często pracowali od pokoleń, którzy go tworzyli, którzy widzieli, jak rośnie i się rozwija, a później przyszło im zobaczyć, jak upada. Gdy już nie było czego naprawiać, zaczęły się zwolnienia. Na początku niewielkie, ale po jakimś czasie wypowiedzenia wręczano prawie hurtowo. Dla ludzi w okolicach „pięćdziesiątki”, a takich w hucie nie brakowało, w jednej chwili zawalił się świat, a na kryształowej dotychczas hucie pojawiła się głęboka rysa.

<!** Image 2 alt="Image 166397" sub="Wnętrze hal produkcyjnych w hucie „Irena” sprawia dziś przygnębiające wrażenie. I nie zmienią tego ładne garnitury prezesów Fot. Renata Napierkowska">Doskonale wiedzieli o tym szefowie innych hut w Polsce, a nawet niektórych z zagranicy i prawie natychmiast w ofertach inowrocławskiego „pośredniaka” pojawiły się propozycje dla zwalnianej załogi. Bo dla każdej firmy to nie maszyny, kontrakty czy służbowe samochody powinny być najważniejsze, ale właśnie ludzie. Bo bez nich żaden kontrakt nie zostanie zrealizowany.

Dlatego dzisiaj, kiedy huta powoli wstaje z kolan i znowu zatrudnia wyrzuconych wcześniej pracowników, powinna być im wdzięczna do końca swojego istnienia. Bo takich pięknych szklanek z wyrzeźbionymi na nich nagimi paniami, jakie ja na 18. urodziny dostałem, to nigdzie na świecie nie zrobią. Tylko u nas.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski