https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Miejscowi mieli pecha

Monika Żuchlińska
Kto wczoraj chciał spotkać lekarza w przyszpitalnej poradni, mógł mieć z tym problem. Zastrajkowali nawet medycy z bydgoskiego Centrum Onkologii.

Kto wczoraj chciał spotkać lekarza w przyszpitalnej poradni, mógł mieć z tym problem. Zastrajkowali nawet medycy z bydgoskiego Centrum Onkologii.

Akcja lekarzy w trzech bydgoskich szpitalach: uniwersyteckim, miejskim i Centrum Onkologii miała być gestem solidarności z kolegami z innych regionów kraju, strajkującymi już od blisko dwóch tygodni. Większość oddziałów pracowała jak na ostrym dyżurze, przyjmując jedynie chorych w stanach zagrożenia życia. Najbardziej zawiedzeni byli wczoraj pacjenci przyszpitalnych poradni.

Współczuję innym

- Przyjechałem rano do lekarza, ale dowiedziałem się, że mnie nie przyjmie. Poradzono mi, bym przyszedł w piątek, ale słyszałem, że najbliższe terminy są dopiero na lipiec. Na szczęście nie mam bardzo złych wyników, ale współczuję tym, którzy są w gorszym stanie ode mnie. Wydaje mi się, że szpitale onkologiczne nie powinny protestować. Nawet na Śląsku, gdzie strajkuje większość placówek, oddziały onkologiczne pracują normalnie - twierdzi jeden z pacjentów, który wczoraj przyjechał do przychodni Centrum Onkologii. Dziennie przez tamtejsze poradnie przewija się ponad tysiąc pacjentów. Wczoraj około południa było tam zupełnie pusto.

Nie było zabiegów

- W proteście uczestniczyło 20 lekarzy, z czego 8 to rezydenci. Zdecydowana większość z nich to pracownicy oddziału chirurgii onkologicznej, więc w środę nie przeprowadzano tam planowych zabiegów. Pacjentów poradni informowaliśmy o proteście, ale tych, którzy przyjechali w miarę możliwości przyjmowano - poinformował Zbigniew Pawłowicz, dyrektor Centrum Onkologii.

<!** reklama left>- Zdaję sobie sprawę, że protest w takich placówkach jak nasza może budzić społeczne oburzenie. Ale musieliśmy pokazać, jak wyglądałby szpital bez lekarzy - podkreśla doktor Jarosław Jaroszek, przewodniczący OZZL w Centrum Onkologii. - Ta wizja jest przerażająca, ale coraz bardziej realna. Jeśli rząd nadal będzie zachowywał się tak, jakby nasz protest w ogóle go nie interesował, lekarze zaczną odchodzić z pracy. W wyniku naszej jednodniowej akcji nikt nie umarł, ale mam nadzieję, że otworzy ona oczy rządzącym, co pozwoli uratować wiele istnień - dodaje.

Na spotkanie z lekarzem w przychodni Szpitala Uniwersyteckiego mogli wczoraj liczyć jedynie pacjenci spoza Bydgoszczy. - Miejscowi będą przyjmowani dziś lub w najbliższych dniach poza kolejnością. Nie odsyłaliśmy ich na koniec kolejki - zapewnia Kazimierz Turkiewicz, p.o. dyrektora Szpitala Uniwersyteckiego.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski