<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/bobbe_slawomir.jpg" >Co roku specjaliści z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Bydgoszczy przedstawiają dane o sytuacji środowiska w naszym mieście. Głównym bohaterem tegoż raportu jest pył zawieszony. Coś, co ledwo widać gołym okiem, ale coś, co zatruwa życie w mieście. Głównym winowajcą są piece i motoryzacja. Największym wrogiem pyłu - zieleń, a zwłaszcza drzewa.
Ratusz zdaje sobie doskonale sprawę z wagi problemu, dlatego uruchomił program modernizacji pieców węglowych, który zakłada pomoc w ich wymianie na inne, mniej trujące środowisko. Z drugiej jednak strony, przy okazji każdej niemal inwestycji słyszymy o wycince drzew. I nie jakichś topoli czy krzaków, ale odmian szlachetnych wiekowych dębów, klonów czy lip. Urzędnicy ratuszowi zapewniają, że robią wszystko, by wycinki uniknąć. Jednak na terenie miasta nie widzę wielu, by nie powiedzieć żadnych rozwiązań, które wskazywałyby na to, że przy inwestycjach zastosowano jakąś metodę, która pogodziłaby budowę chodnika czy drogi z poszanowaniem rosnących w danym miejscu drzew. Jakiś czas temu ekoorganizacje oraz Ośrodek Badania Aktywności Lokalnej zorganizowały konferencję ekologiczną. Przedstawiono na niej dane wskazujące, że decyzje odmawiające zgody na wycinkę drzew stanowią w większości gmin poniżej 5 proc. wszystkich decyzji.
<!** reklama>Najgorzej sytuacja wygląda w gminach: Toruń, Bydgoszcz, Nowy Sącz i Białystok, gdzie liczba drzew, na które odmówiono wydania zezwolenia na wycinkę stanowi poniżej 1 proc. Ekolodzy podkreślają - problem masowej wycinki drzew w miastach musi zostać zatrzymany, a do procesu wydawania takich decyzji na wycinkę trzeba włączyć organizacje mieszkańców, „zielonych”, a nawet biegłych dendrologów. Może wtedy liczba odrzuconych wniosków sięgnie 30 procent, tak jak ma to miejsce w Lublinie.