Ba! Znacznie na ogół sympatyczniejszą od polityki - macierzyństwo. I o ten paradoks, że żadna z nas, matek, nigdy przecież nie może zameldować, że to zadanie do końca wykonała. My nie mamy też za sobą sztabów wyborczych, nie pracuje na nas legion ludzi - nawet jeśli możemy skorzystać z podpowiedzi i książek, i tak każda finalnie musi przy wychowaniu zaufać swojej intuicji.
I, nie czekając na profity, na każdym etapie życia dziecka (a przecież zwykle jest ich więcej niż jedno), starać się wykonywać to dzieło z jak największym pożytkiem. Zwłaszcza dla swojego potomka, ale przecież chowa się go też dla „świata”, więc...
Wielu z nas dane jest śledzić postępy w tym procesie, choć im dalej w las, tym mniejszy mamy wpływ na to, co się z dziećmi dzieje. Już nie musimy wycierać ich pup, już nie godzą się, by wybierać im ubrania, nie upilnujemy, żeby zjadły zupę... Cała nadzieja w tym, że wcześniej zrobiłyśmy dostatecznie dużo dostatecznie dobrze, by to nasze wielokadencyjne zadanie zakończyło się powodzeniem.